31 stycznia 1865 roku Ameryka weszła na nowe tory historii. Ludzie, którzy jeszcze dzień wcześniej byli tylko towarem, nagle przeobrazili się w obywateli mogących decydować o przyszłości republiki.
Z naszego europejskiego punktu widzenia był to zatem dzień wielkiego przełomu, milowy krok w realizacji obietnic złożonych przez ojców założycieli w Deklaracji niepodległości. Jednak proste oceny tak złożonych zmian społecznych fałszują rzeczywisty obraz epoki. Niewolnictwo w Ameryce było zjawiskiem bardzo złożonym. Tylko dokładna analiza historyczna materiałów źródłowych pozwala na ocenę skali i podłoża tego zjawiska. Znamienne, że po 18 grudnia 1865 roku, kiedy XIII poprawka weszła w życie, niewielu byłych niewolników zdecydowało się opuścić nieprzyjazny dla nich kraj i powrócić do Afryki. A przecież taka możliwość istniała już od 1817 roku, czyli dziesięć lat po podpisaniu przez prezydenta Thomasa Jeffersona ustawy o zakazie przywozu niewolników z Afryki. Amerykańskie Towarzystwo Kolonizacyjne z Nowego Jorku propagowało wśród wyzwoleńców lub uciekinierów z południa możliwość wyjazdu do Monrowii, stolicy Republiki Liberii – państwa założonego przez byłych niewolników amerykańskich. Dzisiaj Liberia jest jednym z najbardziej skorumpowanych i biednych państw świata.
Czytaj więcej
Kilkanaście tysięcy bolszewickich jeńców zmarło w polskich obozach po wojnie 1920 r. Ale ci, którym udało się przetrwać i wrócić do ojczyzny, zostali wkrótce zamordowani na rozkaz Stalina.
Wbrew legendzie stworzonej w XX wieku wokół postaci Lincolna abolicja niewolników wcale nie była priorytetem jego polityki. Był on dzieckiem swoich czasów. Podobnie jak jego rodacy wierzył, że Afrykańczycy stanowią inny gatunek człowieka. Nie wierzył w to, że czarnoskóry człowiek wyrwany ze środka dżungli, nauczony kilku słów po angielsku i ledwo posługujący się narzędziami stworzonymi przez białego człowieka może być obywatelem w pełnym tego słowa znaczeniu. Jeżeli prawo do głosowania dla kobiet uznawał za absurd, to gdzie było miejsce do akceptacji czarnych „podludzi” jako pełnoprawnych Amerykanów?
Lincoln był pragmatykiem, a nie romantykiem gadającym ciągle o wolności. Dlatego tak cynicznie potępił powstanie styczniowe jako akt niesubordynacji Polaków wobec ich rosyjskiego suwerena. Zrobił to z premedytacją w zamian za rosyjską pomoc militarną, użytą zresztą przeciw własnym rodakom z południa. Ideały walki o wolność i niepodległość odległego narodu, którego przedstawiciele mieli przecież istotny udział w walce o amerykańską niepodległość (Tadeusz Kościuszko, Kazimierz Pułaski), były mu kompletnie obce. Wyrażało to odrzucenie zagwarantowanej w Konstytucji USA secesji Skonfederowanych Stanów Ameryki i przywrócenie ich po wojnie w skład Unii. Nawet dziś, w epoce ślepej poprawności politycznej, wielu poważnych i uznanych historyków uważa, że było to naruszenie fundamentalnych praw leżących u podstaw powstania Unii. Rząd federalny w Waszyngtonie pokazał swoją nadrzędność wobec separatyzmu lokalnego. To był początek epoki Wielkiego Brata z Waszyngtonu.