Borys Kowerda. Postrach bolszewików

Dwudziestolecie międzywojenne obfitowało w akty terroryzmu o podłożu politycznym. Pasmo krwawych rewolucji, którymi zakończyła się I wojna światowa, sprawiło, że wielu ludzi mściło krzywdy. Jednym z zabójców był 19-letni Borys Kowerda.

Publikacja: 17.08.2023 21:00

Borys Kowerda na posterunku warszawskiej policji po zabiciu Piotra Łazariewicza Wojkowa, posła nadzw

Borys Kowerda na posterunku warszawskiej policji po zabiciu Piotra Łazariewicza Wojkowa, posła nadzwyczajnego i ministra pełnomocnego ZSRR w Polsce

Foto: autor nieznany/wikipedia

7 czerwca 1927 r. sowiecki połpred (pełnomocny przedstawiciel) w Rzeczypospolitej Piotr Wojkow przybył na warszawski dworzec główny. O godz. 9.00 na peron wjechał pociąg Berlin–Moskwa, którym podróżował ambasador ZSRS w Wielkiej Brytanii Arkadij Rozengolc.

Wojkow powitał kolegę w wagonie, a następnie obaj udali się do dworcowej restauracji na kawę. Po kilkuminutowej rozmowie wyszli ponownie na peron i spacerowym krokiem zbliżali się do składu. Zbliżał się odjazd planowany na godz. 9.55. Po drodze musieli przejść obok ławki, na której siedział mężczyzna najwidoczniej znużony oczekiwaniem na pociąg...

Za miliony!

W chwili gdy Wojkow i Rozengolc zbliżyli się do młodego człowieka, ten niespodziewanie wstał. Ruszył w kierunku dyplomatów, wyciągając z kieszeni rewolwer. Napastnik oddał do sowieckiego połpreda pierwszy strzał, krzycząc: „Umrzyj za Rosję! Za miliony ludzi!”.

Czytaj więcej

Irena Lasota: Ambasador Andriejew nie był pierwszy

Rozengolc natychmiast zeskoczył na torowisko i ukrył się pod wagonami. Natomiast zaskoczony Wojkow nie miał tyle refleksu. Zdołał jedynie odskoczyć w bok, następnie odwrócił się i zaczął uciekać. Zamachowiec nie zrezygnował i ruszył za ofiarą w pogoń, oddając kolejne strzały. Biegnąc, sowiecki dyplomata również wydostał z płaszcza pistolet. Oparł się o wagon i odpowiedział ogniem. Wywiązała się krótka strzelanina, po której Wojkow zaczął się osuwać na peron niemal prosto w ramiona zbliżającego się policjanta. Był to przodownik Jasiński, który nadbiegł zaalarmowany kanonadą. Na pomoc ruszyli inni stróże prawa patrolujący dworzec. Widząc zbliżających się policjantów, napastnik odrzucił broń, podniósł ręce do góry i dobrowolnie się poddał. Natomiast Wojkow po udzieleniu pierwszej pomocy został przewieziony karetką pogotowia do Szpitala Dzieciątka Jezus. Mimo natychmiastowej reanimacji i operacji usunięcia dwóch pocisków zmarł tego samego dnia o godz. 10.40. Zabójcą okazał się 19-letni Borys Kowerda. Zapytany podczas aresztowania o to, do kogo strzelał – odparł: „Pomściłem Rosję”. Natomiast podczas dalszego przesłuchania oświadczył, że zabił Wojkowa nie za to, że reprezentował bolszewicki reżim, który wymordował miliony jego rodaków, tylko dlatego, że późniejszy dyplomata był jednym z katów, którzy dziewięć lat wcześniej zabili cara Mikołaja II wraz z całą rodziną.

Skandal dyplomatyczny, który natychmiast wybuchł na linii Warszawa–Moskwa, był ogromny, a jego echa rozeszły się po całej Europie. Sowiecka propaganda przedstawiała Wojkowa jako bohatera rewolucji skrytobójczo zamordowanego przez „imperialistów”. Sowiecka dyplomacja zażądała wydania zabójcy, na co Warszawa odpowiedziała odmownie, motywując decyzję prawem do sprawiedliwego procesu. Moskwa nie ustawała jednak w groźbach i naciskach. Według OGPU Kowerda był związany z białogwardyjską konspiracją, która dokonywała zamachów w ZSRS. Za rzekomymi terrorystami miały stać wywiady polski i brytyjski. Zbieg okoliczności sprawił, że tego samego dnia byli oficerowie carskiej armii, a jednocześnie członkowie emigracyjnej Organizacji Bojowej, zaatakowali partyjny budynek w Leningradzie. Eksplozja bomby rzuconej w uczestników spotkania „czerwonej profesury” ze słuchaczami kursu ideologicznego WKP(b) zabiła jedną i raniła 27 osób, w tym 14 ciężko. Policja polityczna natychmiast ogłosiła, że oba zamachy to dzieło powiązanych ze sobą dywersantów.

Zupełnie inaczej zamach na Wojkowa odebrała polska opinia publiczna, która otwarcie sympatyzowała z Kowerdą. Bulwarówki nazwały zabójcę „romantycznym mścicielem”, choć rząd RP i korpus dyplomatyczny w Warszawie oficjalnie potępiły zabójstwo. Ministerstwo Spraw Zagranicznych przekazało stronie sowieckiej notę z przeprosinami i wyrazami ubolewania. Mimo to nasze społeczeństwo uznało zamachowca za bohatera. Do aresztu śledczego, w którym został osadzony, docierały setki telegramów i listów, których treść okazywała zrozumienie i podziw dla odwagi Kowerdy. Z kolei media podkreślały młody wiek i patriotyczną postawę tak godną szacunku, że warto było dla niej poświęcić dyplomatyczny zatarg z Moskwą. Z kolei rosyjska emigracja okrzyknęła zamachowca kimś więcej niż bohaterem, bo wzorem do naśladowania. Poeci tworzyli na jego cześć pełne uwielbienia wiersze.

Trumna ze zwłokami Piotra Łazariewicza Wojkowa. Warszawa, czerwiec 1927 r.

Trumna ze zwłokami Piotra Łazariewicza Wojkowa. Warszawa, czerwiec 1927 r.

NAC

Zabójca?

W takiej atmosferze doszło do procesu sądowego, który ze względu na okoliczności międzynarodowe, a także materiał dowodowy, rozpoczął się już 15 czerwca. Kowerdy broniło aż trzech wybitnych przedstawicieli stołecznej palestry. Panie z warszawskiego towarzystwa przyjechały na rozprawę z kwiatami dla sprawcy. Przebieg kolejnych posiedzeń relacjonowało 120 korespondentów prasy krajowej i zagranicznej. Polskim władzom zależało na maksymalnej przejrzystości, dlatego wydały wizy nawet propagandystom sowieckich gazet „Prawda” oraz „Izwiestia”. Na życzenie innych dziennikarzy wydzielono im jednak w sali rozpraw odizolowany stolik. Kim był sprawca jednej z największych afer polityczno-kryminalnych II RP?

Naprawdę Borys Kowerda nie był Rosjaninem, za którego się uważał, tylko Białorusinem. Urodził się w 1907 r. na Polesiu. Jego ojciec uczył w szkole ludowej (czteroklasowa szkoła na terenach wiejskich carskiej Rosji) – Sofron Kowerda należał do Partii Socjalistów-Rewolucjonistów słynącej ze stosowania indywidualnego terroru przeciwko carskiemu aparatowi władzy. Matka Anna pochodziła ze wsi Kotły (powiat bielski w obecnym województwie podlaskim). Gdy wybuchła I wojna światowa, Borys został ewakuowany wraz z rodzicami do Samary, gdzie zastała go rewolucja demokratyczna 1917 r., a następnie bolszewicki pucz. Okrucieństwo czerwonego terroru złamało dziecięcą psychikę. Był świadkiem śmierci swojego kuzyna brutalnie zakatowanego przez sowieckich żołdaków oraz egzekucji przyjaciela rodziny – prawosławnego duchownego o. Lebiediewa.

Po repatriacji do Polski ze względu na zadeklarowaną narodowość czuł się emigrantem. Rozpoczął naukę w jednym z wileńskich gimnazjów z rosyjskim językiem wykładowym. Niestety, trudna sytuacja materialna zmusiła go do przerwania edukacji. Zatrudnił się jako korektor w redakcji antykomunistycznej gazety „Białoruskie Słowo”. Niemniej jednak opinia szkoły zadziałała na korzyść oskarżonego. „Borys Kowerda to inteligentny, skromny i trochę nieśmiały młody człowiek. Taktowny wobec kolegów, nauczycieli i szkolnej administracji. Tylko trudna sytuacja finansowa przeszkodziła mu w wejściu do grona najlepszych uczniów” – głosiła opinia grona pedagogicznego przedstawiona przez obrońców. Co najważniejsze, zamachowiec twierdził, że jest demokratą, lecz równocześnie nie wykazywał entuzjazmu dla działalności politycznej. Trzymał się wręcz z daleka od ugrupowań rosyjskich emigrantów i białoruskiej mniejszości narodowej. Dlatego adwokaci składali czyn na karb ciężkich przeżyć w Rosji, szlachetnych pobudek i młodości. Udowodnili, że nie należał do żadnego spisku. Sam oskarżony złożył przed sądem następujące wyjaśnienie: „Zabiłem Wojkowa jako członka międzynarodowej bandy bolszewickiej. Nie jako posła, tylko przestępcę gangu pod nazwą Komintern”.

Ofiara?

W odróżnieniu od Kowerdy zastrzelony połpred zasługiwał na miano przestępcy. Piotr Łazariewicz Wojkow był terrorystą i mordercą z powołania. Do nielegalnego ruchu socjalistycznego przystąpił już w szkole średniej. Relegowany z kolejnych gimnazjów i politechniki petersburskiej wyjechał na Kaukaz, gdzie wstąpił do seminarium nauczycielskiego. Nie ukończył również tej szkoły, zajął się bowiem organizacją zamachu bombowego na gubernatora Soczi. W 1907 r. uciekł do Szwajcarii, gdzie poznał przywódcę bolszewików Uljanowa-Lenina. Dziesięć lat później powrócił wraz z nim do zrewoltowanej Rosji, przerzucony przez niemiecki wywiad w zaplombowanych wagonach. Wypłynął krwawo podczas wojny domowej na Uralu. Został członkiem jekaterynburskiego komitetu wojskowo-rewolucyjnego. Rekwirował chłopom żywność, a przede wszystkim podpisywał masowo wyroki śmierci. Jego ulubionym słowem był „razstrieł” – rozstrzelanie, którego używał tak często, że podwładni nie wiedzieli, czy mówi poważnie, czy też żartuje.

Piotr Łazariewicz Wojkow (1888–1927)

Piotr Łazariewicz Wojkow (1888–1927)

NAC

Zasłynął dokonaniem prowokacji, która zakończyła się egzekucją Mikołaja II wraz z rodziną. Najpierw sfingował spisek mający rzekomo na celu uwolnienie monarchy, a potem nalegał, aby zamordować wszystkie, także nieletnie, dzieci cara. Następnie zajął wysokie stanowisko w komisariacie (ministerstwie) handlu zagranicznego. Został urzędowym paserem, upłynniając zagrabioną biżuterię imperatorów oraz drogocenności kremlowskiego skarbca. Miał zostać w nagrodę sowieckim ambasadorem w Kanadzie, jednak Ottawa z odrazą odmówiła przyjęcia mordercy. Trafił więc do Warszawy, gdzie pod przykryciem realizacji postanowień pokoju ryskiego z 1921 r. zajmował się szpiegostwem i dywersją.

Nie tylko Kowerda

Zamach Kowerdy nie był jedynym aktem zemsty. Z jednej strony I wojna światowa, przywracając Polsce niepodległość, okazała się kataklizmem dla wielu innych narodów, które nie uzyskały suwerenności. Z drugiej, głowę podnosiła hydra rewanżyzmu największych przegranych, Niemiec i Rosji. W ten sposób nad Europą zawisły upiory nazistowskiego i komunistycznego totalitaryzmu.

Cały kontynent zamienił się w arenę terroryzmu, ideologicznych porachunków i prywatnej zemsty. Przykładem była Polska. W 1923 r. sowieccy agenci wysadzili w powietrze magazyn amunicji warszawskiej Cytadeli. Zginęło 28 osób, dziesiątki odniosły rany. Sprawcami okazali się polscy komuniści. Sąd wojskowy skazał zdegradowanych oficerów Walerego Bagińskiego i Antoniego Wieczorkiewicza na karę śmierci, którą złagodził do 15 lat więzienia. W 1925 r. Warszawa postanowiła wymienić zdrajców na Polaków przetrzymywanych w sowieckich katowniach. Do realizacji wymiany jednak nie doszło, ponieważ obu komunistów zabił podczas transportu przodownik policji Józef Muraszko, który walczył z bolszewikami podczas wojny. Po 1921 r. ścigał w nadgranicznych Stołpcach sowieckich dywersantów. Podobnie jak Kowerda nie wytrzymał komunistycznych zbrodni. Za swój czyn otrzymał wyrok dwóch lat pozbawienia wolności, po czym z honorami został przyjęty do służby w Korpusie Ochrony Pogranicza.

Czytaj więcej

W Polsce też dochodziło do aktów terroru

W mordach politycznych zasmakowali także ukraińscy nacjonaliści. W 1933 r. członek OUN Mykoła Łemyk zastrzelił pracownika sowieckiego konsulatu we Lwowie. Podczas śledztwa zeznał, że pomścił w ten sposób miliony rodaków zagłodzonych przez Stalina podczas kolektywizacji. Rok później inny terrorysta OUN Hryhorij Maciejko zabił w Warszawie ministra spraw wewnętrznych RP płk. Bronisława Pierackiego.

Europa nie pozostawała w tyle. Na rok przed zamachem Kowerdy na ulicach Paryża skonał Semen Petlura (25 maja 1926 r.). Zastrzelił go żydowski poeta Sholem Schwarzbard, który mścił tysiące ofiar pogromów dokonanych przez ukraińskich strzelców siczowych podczas obrony przed bolszewikami. W 1934 r., działając na zlecenie hitlerowskiego wywiadu, chorwaccy ustasze zastrzelili króla Jugosławii Aleksandra I oraz francuskiego ministra spraw zagranicznych Louisa Barthou.

A jak potoczyły się losy carskiego mściciela? Ani błyskotliwa obrona, ani wstrętna postać zamordowanego nie wpłynęły na warszawski sąd, który wymierzył 19-latkowi karę dożywocia. Wkrótce na skutek odwołania wyrok skrócono do 15 lat pozbawienia wolności. Kropkę nad „i” postawiło ułaskawienie prezydenta Ignacego Mościckiego. Kowerda wyszedł na wolność po dziesięciu latach, w 1937 r. Wyjechał do Królestwa Jugosławii, które było silnym ośrodkiem białej emigracji. Ukończył rosyjską szkołę junkrów (odpowiednik podchorążówki). Po wybuchu II wojny powrócił do Warszawy. Gdy III Rzesza napadła na ZSRS, natychmiast związał się z ruchem kolaboracyjnym. Jak tłumaczył: „Jest mi wszystko jedno, czy Rosja będzie monarchią, czy republiką, byle zniszczyć bolszewicką bandę”. W 1944 r. zaciągnął się do Rosyjskiej Armii Wyzwoleńczej gen. Andrieja Własowa. Po klęsce III Rzeszy znalazł schronienie w Liechtensteinie, skąd wyemigrował do USA. Przez lata współpracował z antykomunistyczną prasą. Zmarł w 1987 r. i został pochowany na cmentarzu prawosławnym w Waszyngtonie. Po rozpadzie ZSRS rosyjscy nacjonaliści domagali się zmiany nazwy jednej z moskiewskich stacji metra z Wojkowa na Kowerdy. Bezskutecznie.

7 czerwca 1927 r. sowiecki połpred (pełnomocny przedstawiciel) w Rzeczypospolitej Piotr Wojkow przybył na warszawski dworzec główny. O godz. 9.00 na peron wjechał pociąg Berlin–Moskwa, którym podróżował ambasador ZSRS w Wielkiej Brytanii Arkadij Rozengolc.

Wojkow powitał kolegę w wagonie, a następnie obaj udali się do dworcowej restauracji na kawę. Po kilkuminutowej rozmowie wyszli ponownie na peron i spacerowym krokiem zbliżali się do składu. Zbliżał się odjazd planowany na godz. 9.55. Po drodze musieli przejść obok ławki, na której siedział mężczyzna najwidoczniej znużony oczekiwaniem na pociąg...

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia Polski
Dlaczego nie widać wieży hejnałowej bazyliki Mariackiej w Krakowie?
Historia Polski
Odcisk palca na chlebie sprzed 8600 lat
Historia Polski
2 kwietnia mija 19. rocznica śmierci Jana Pawła II
Historia Polski
Kołtun a sprawa polska. Jak trwała i trwa plica polonica
Historia Polski
Utracona szansa: bitwa nad Worsklą. Książę Witold przeciwko Złotej Ordzie
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił