„Nie, Józefie Wisarionowiczu, nie jestem komunistą. Jestem dziedzicznym socjalistą. Ojciec był członkiem PPSD. Do partii nie należałem, w wojsku to było zabronione” – mówił ppłk Zygmunt Berling podczas swojego pierwszego spotkania ze Stalinem. Sowieckiego dyktatora wyraźnie zaciekawiła szczerość rozmówcy. Zapytał więc go o stosunek Polaków do komunizmu. Berling wspomniał o „reminiscencjach roku 1920” i o silniej niechęci wielu polskich grup społecznych i środowisk politycznych do bolszewizmu. Częściowo tłumaczył ją obcością etniczną wielu działaczy Komunistycznej Partii Polski.
„Raził naszą ambicję fakt, że znaczna większość kierownictwa KPP i jej czołowych działaczy należała do grupy społecznej, która żyjąc wśród nas przez kilkaset lat, zachowała całkowitą odrębność i z małymi wyjątkami odcinała się wyraźnie tak pod względem intelektualnym i kulturalnym, jak i politycznym od reszty społeczeństwa. Działacze tej grupy nie rozumieli i nie mogli nas zrozumieć. Bardzo podejrzany był fakt, że żyjąc prawie w całkowitej izolacji, oni właśnie najlepiej pojmowali tych w społeczeństwie, którzy najbardziej byli skłonni do szukania sprawiedliwości społecznej na drodze rewolucji. Oni sami zaś w niemałym procencie należeli do społeczności wyzyskiwaczy, bankierów, fabrykantów i kupców” – mówił Berling. Opowiadał też Stalinowi o tym, że owa „zamknięta sekta” starała się kontrolować „wybijające się jednostki spośród klasy robotniczej”, kojarząc ich małżeństwa z przedstawicielkami własnej nacji. „W imię dobra społeczności umiejętnie skłaniano kobiety wykształcone do małżeństw z prostymi, niekulturalnymi ludźmi bez wykształcenia” – tłumaczył. Zapewniał, że dowiedział się wiele o działalności tej „polakożerczej sekty” od swoich informatorów: Andrzeja Struga, Władysława Broniewskiego i gen. Józefa Kustronia, we wrześniu 1939 r. dowódcy 21. Dywizji Piechoty Górskiej.
Czytaj więcej
Dlaczego narzucony Polakom sowiecki marszałek uratował życie jednemu z najważniejszych dowódców Żołnierzy Wyklętych? I dlaczego przez wiele lat po wojnie trzymał pod poduszką pistolet?
„Tak. Rozumiem! Chodzi o Żydów. To bardzo interesujący ludzie. Ale nie wszędzie ich kochają” – odparł Stalin. Wywód Berlinga bardzo go zaciekawił. Sam uważał się przecież za wybitnego specjalistę od spraw narodowościowych, a za Żydami nie przepadał. Obsesja sowieckiego dyktatora na punkcie „spisków syjonistycznych” nie była jednak jeszcze tak silna, jak w ostatnim etapie jego życia. Stalin nie podjął więc wówczas tej zakamuflowanej propozycji czystki. Zapewne uznał jednak, że warto obserwować konflikt Berlinga z „sektą” i rozgrywać obie jego strony.
„Na ch… nam takie wojsko!”
Pierwsze kontakty z polskojęzycznymi komunistami mieszkającymi w Moskwie musiały być dla Berlinga sporym szokiem kulturowym. On był wszak przedstawicielem elit II RP: weteranem II Brygady Legionów, uczestnikiem wojny z bolszewikami, kawalerem Orderu Virtuti Militari, wykształconym oficerem, który dowodził m.in. 4. Pułkiem Piechoty Legionów w Kielcach i wiosną 1939 r. żegnał ostatnią zmianę polskiej załogi Westerplatte. Oni byli niedobitkami z Wielkiej Czystki, którzy przetrwali tylko dzięki swej bezgranicznej podłości i służalczości. Byli półinteligentami fanatycznie wierzącymi w komunizm i równie fanatycznie nienawidzącymi dawnej Polski. Dla nich Berling był przede wszystkim przedstawicielem znienawidzonego sanacyjnego reżimu. Jego obecność w Moskwie budziła ich zrozumiałe podejrzenia. Postrzegali go wręcz jako „prowokatora od Andersa”, który tylko udaje zwolennika współpracy z ZSRR.