Warto się przyjrzeć, co działo się przy stołach naszych przodków. Uczty w rodzinie piastowskiej, przynajmniej według Galla, zlały się bowiem z mitem założycielskim dynastii. Dwaj tajemniczy wędrowcy, przepędzeni spod siedziby Popiela, mieli przybyć na postrzyżyny syna Piasta i cudownie rozmnożyć jadło i napoje na stole ubogiego chłopa: „goście każą tedy Piastowi spokojnie nalewać piwo, bo dobrze wiedzieli, że przez picie nie ubędzie go, lecz przybędzie. I tak ciągle miało przybywać piwa, aż napełniono nim wszystkie naczynia. Polecają też zabić (...) prosiaka, którego mięsem – rzecz nie do wiary – napełnić miano dziesięć naczyń(...)”. Symboliczne słowa pierwszego kronikarza Polski utwierdzały, że na początku dziejów Piastów również na stole nie brakowało niczego, co miało być dowodem bogactwa kolejnych potomków rodu.
Siłę i majętność państwa w średniowieczu mierzono nie tylko ilością kontrolowanych miast i grodów, drużyny wojów na usługach władcy czy ilością monet i kruszców w skarbcu. Równie istotne było to, by zadbać o właściwą aprowizację dworu w produkty żywnościowe, zarówno te niezbędne, jak i ówcześnie uznawane za luksusowe. Przygotowanie uczt na potrzeby przybywających do stolic wysłanników ościennych krajów czy samych monarchów miało cel, mówiąc współczesnym językiem, iście propagandowy: zachwycić gości przepychem, ewentualnie zachować równowagę w kontaktach dyplomatycznych bądź skłonić do zastanowienia, zanim podejmie się wojnę z sąsiadem.
Wchodzący na arenę międzynarodową Mieszko I z pewnością czerpał w tym względzie wzorce z dwóch kierunków: Czech i cesarstwa niemieckiego. Kontakty dynastyczne z Bolesławem Srogim i mariaż z Dobrawą zaowocowały napływem form kultury zachodniej, przynajmniej w najbliższym otoczeniu księcia. Nie należy wykluczać, że wcześniej polskiemu księciu były znane, choćby ze słyszenia, prawdy i reguły wiary. Jednak życie według dat świąt chrześcijańskich z pewnością zaznajomiło Mieszka bliżej z dniami postnymi, wstrzemięźliwymi także w kwestii pokarmów. Natomiast relacje z Ottonem I, dla którego władca Polski był określany mianem amicus imperatoris, przynosiły na młody wówczas dwór książęcy wieści o zwyczajach cesarza i zasobności niemieckiego stołu.
Król „piwożłop”
O tym, jak należy odpowiednio podjąć gościa, by utrzymać poprawne relacje z potężnym sąsiadem, wiedział następca Mieszka, Bolesław. To on bowiem przygotował na cześć młodego Ottona III ucztę na zjeździe z okazji jego przybycia do grobu św. Wojciecha. Książę polski był w stanie na tyle olśnić młodego imperatora swoją gościną, że ten zdobył się na jeden z nadzwyczajnych gestów w dziejach obu państw: zdjął swoją cesarską koronę i przyozdobił nią skronie Bolesława, na znak sojuszu, przyjaźni i równowagi między cesarstwem a młodym państwem za jego wschodnią granicą: „Gdy przepych i bogactwo polskiego księcia urzekły cesarza ten włożył Bolesławowi na głowę własną koronę. Bolesław więc (...) okazał wrodzoną sobie hojność, urządzając podczas trzech dni swej konsekracji prawdziwie królewskie i cesarskie biesiady, codziennie zmieniając wszystkie naczynia i sprzęty, a zostawiając coraz to inne i bardziej kosztowne sprzęty(...)”.
Gall pozostawił nam również opis biesiadnego stołu pierwszego króla Polski: „Dwór zaś swój tak porządnie i tak okazale utrzymywał, że każdego dnia powszedniego kazał zastawiać 40 stołów głównych, nie licząc pomniejszych; nigdy jednak nie wydawał na to nic z cudzego, lecz wszystko z własnych zasobów. Miał też ptaszników i łowców ze wszystkich niemal ludów, którzy (...) chwytali wszelkie rodzaje ptactwa i zwierzyny; z tych zaś czworonogów, jak i z ptactwa codziennie przynoszono do jego stołów potrawy każdego gatunku”.