Tak też w zasadzie się stało w 1918 r., choć niedokładnie według scenariusza zdarzeń planowanego przez niemieckiego kanclerza. Wypuszczenie Piłsudskiego z magdeburskiego więzienia i dowiezienie do Warszawy nosiło znamiona misji kierowanej przez wywiad armii niemieckiej, mającej na celu utworzenie rządu przyjaznego Niemcom w Warszawie. Być może to tłumaczy zadziwiającą powściągliwość, żeby nie użyć innych ostrzejszych określeń, Piłsudskiego na wieść o wybuchu powstania wielkopolskiego w grudniu 1918 r. Być może Ziuk miał wypełnić zadanie wyznaczone mu przez Berlin i Wiedeń. Szczęśliwie pod koniec 1918 r. państwa centralne skapitulowały, monarchie Habsburgów i Hohenzollernów przestały istnieć, a Niemcy zostały zdemobilizowane i zmuszone do przyjęcia upokarzających warunków traktatu wersalskiego. Piłsudski nie musiał się już sztywno trzymać wytycznych opcji austriackiej i niemieckiej.
Polska nagle jest wolna
Jest to oczywiście duży skrót myślowy zastosowany na potrzeby tego krótkiego artykułu. Dojście Piłsudskiego do władzy składało się bowiem ze znacznie większej ilości czynników, planów i całej masy przypadków, z jednym jednak bezsprzecznie wspólnym mianownikiem – dwaj zaborcy przegrali wojnę, a trzeci był pogrążony w bratobójczej wojnie.
11 listopada 1918 r. niewiele osób w Polsce zdawało sobie sprawę, że świat, jaki znali od ponad 100 lat, przestał istnieć. Wydawało się, że jednym z nielicznych, którzy błyskotliwie uświadomili sobie stan, w jakim znalazł się kontynent europejski, był właśnie Piłsudski. W listopadzie 1918 r. ten rewolucjonista, opozycjonista, buntownik, komendant Legionów i były więzień polityczny sam musiał przeobrazić się w autorytatywnego przywódcę. Nie miał zresztą innej opcji, jeżeli chciał zapanować nad tym całym chaosem nazywanym niepodległym państwem, a w rzeczywistości pozbawionym administracji centralnej i regionalnej, władzy ustawodawczej i sądowniczej. Musiał z dnia na dzień zapanować nad krajem, w którym nadal obowiązywały przepisy ustanowione przez zaborców, w którym nadal rządzili urzędnicy wyznaczeni przez Moskwę, Berlin i Wiedeń, którego waluta w zasadzie nie istniała.
Człowiek, który całe życie uczył się konspiracji i marzył o wielkim narodowym powstaniu antycarskim wspieranym przez kogokolwiek, czy to przez Francję, Japonię czy Austrię, znalazł się w zdumiewającej sytuacji: państwo nagle zaczęło istnieć, bez żadnych fajerwerków, z godziny na godzinę. Powstawało niemalże pomiędzy oddechami, kolejnym wypalonym papierosem, następną filiżanką mocnej herbaty i kolejną nieprzespaną nocą. „Ni z tego, ni z owego mamy Polskę na pierwszego" – podsumował Piłsudski sytuację charakterystycznym dla siebie bon motem.