Odpowiedź na to pytanie ma charakter uniwersalny, dotyczy bowiem każdego przewrotu – od zabójstwa Gajusza Juliusza Cezara, przez rokosze polskich magnatów, aż po stan wojenny w 1981 r. czy pucz gen. Augusta Pinocheta w Chile.
Zawsze konsekwencją takich wydarzeń jest powstanie dyktatury wojskowej, która w ostateczności prowadzi państwo i naród do cywilizacyjnej przepaści. Podobnie było 92 lata temu w Polsce. Niezależnie od tego, jakie były prawdziwe intencje marszałka Józefa Piłsudskiego, dla większości Polaków, w tym także dla części zwolenników tego przewrotu, rządy sanacji okazały się wielkim rozczarowaniem, a ich wymownym epilogiem była klęska wrześniowa.
W wywiadzie dla „Ilustrowanego Kuryera Codziennego" z 24 maja 1926 r. Józef Piłsudski dość prozaicznie tłumaczył decyzję o przystąpieniu do rebelii przeciw konstytucyjnym władzom Rzeczypospolitej: „Oburzała umie specjalnie absolutna bezkarność wszystkich nadużyć w państwie i wzrastająca coraz bardziej zależność państwa od dzisiejszych »nuworiszów«, którzy na równi ze mną i z wielu innymi przyszli do państwa polskiego w biedzie, a zdążyli kosztem państwa i kosztem wszystkich obywateli w kilka krótkich lat wzrosnąć na potentatów pieniężnych, chcących, by – ku hańbie naszej Ojczyzny – państwo we wszystkich drobiazgach zależało od nich".
Czy samo oburzenie wobec karierowiczostwa parweniuszy, nepotyzmu i kumoterstwa było wystarczającym powodem do wyprowadzenia na ulice zbuntowanych wojsk i zezwolenia na strzelanie do żołnierzy dochowujących przysięgi wierności prezydentowi Rzeczypospolitej? Przecież jedną z najpoważniejszych konsekwencji zamachu majowego było powstanie systemu, w którym awans lub degradacja społeczna nie zależały od kwalifikacji, ale od stopnia lojalności wobec marszałka. Zamach majowy stał się traumą elit II Rzeczypospolitej, które nawet w obliczu największej katastrofy w dziejach narodu, jaką była niemiecka i sowiecka napaść w 1939 r., nie potrafiły się zjednoczyć do wspólnej walki. „Gdyby odrodzenie moralne i naprawa Rzeczypospolitej stały się karykaturą, to gorzko żałowałaby Polska owych ofiar koniecznych, które padły w dniach majowych" – ostrzegał z mównicy sejmowej w lipcu 1926 r. Ignacy Daszyński. Niestety rządy sanacyjne nie tylko nie przyniosły jakiejkolwiek naprawy państwa, ale przyspieszyły kurs ku katastrofie 1939 r.
Ale bez względu na to, jakie zmiany miała przynieść ta rebelia, jej przywódca pozostaje odpowiedzialny za śmierć 17 oficerów i 81 szeregowych żołnierzy Wojska Polskiego, którzy w dniach 12–15 maja 1926 r. stanęli w obronie konstytucyjnego porządku państwa. Żadne wyższe racje nie usprawiedliwiają ich ofiary. Nie ma bowiem większego nieszczęścia niż wojna domowa.