Lea Balint dziś mieszka koło Jerozolimy, ale w czasie wojny nosiła nazwisko Alina Herla i znalazła się wśród 15 żydowskich dzieci, które trafiły do domu sierot w Brwinowie. Był on prowadzony przez Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi.
– Trzy razy siostry ocaliły mi życie – wspomina Balint. – Raz, gdy przyjęły mnie do swego zakładu, drugi, gdy w trakcie rewizji gestapo siostra wsadziła mnie do kosza z sianem, na którym stały jajka. Niemcy chcieli go zabrać, siostra musiała się z nimi szarpać, aby go nie oddać – opowiada. Po raz trzeci, gdy w czasie Powstania Warszawskiego siostra zakonna na rękach zaniosła chorą dziewczynkę do odległego punktu sanitarnego.
Pani Lea przyjechała do Warszawy na uroczystość związaną z upamiętnieniem 50. rocznicy śmierci siostry Matyldy Getter, która była przełożoną zakonu. – W czasie wojny dzięki niej zostało uratowanych co najmniej 750 żydowskich dzieci, tak wynika z warszawskiego archiwum, ale nie jest to liczba zamknięta, bo ciągle zgłaszają się do nas osoby ocalone – mówi „Rzeczpospolitej" siostra Janina Kierstan, przełożona generalna zgromadzenia.
Z kolei siostra dr Teresa Antonietta Frącek dodaje, że pomoc doraźną otrzymało co najmniej drugie tyle potrzebujących Żydów. Przypomina ona słowa Ireny Sendler, która zapytała siostrę Matyldę Getter, ile dzieci uratowały w czasie wojny. – Usłyszała wtedy, że 2,5 tys. – dodaje siostra Antonietta.
Nowa placówka muzealna powstanie przy domu prowincjalnym Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi na Hożej 53, gdzie w czasie wojny ukrywane były żydowskie dzieci i dorośli. W grupie tej były dzieci wyprowadzone z getta, m.in. przez Irenę Sendlerową. Były one od razu przenoszone do licznych domów zakonnych. Niekiedy w czasie podróży były przebierane, m.in. w sutanny, habity. Wyrabiano im też nowe dokumenty.