O należną pamięć dla jednej z najpiękniejszych aktorek II Rzeczypospolitej zadbał Grzegorz Rogowski, który w swej książce „Skazane na zapomnienie. Polskie aktorki filmowe na emigracji” (Muza 2017) Tamarze Wiszniewskiej poświęcił obszerny rozdział. Aby pozyskać informacje na temat powojennych losów Tamary, udał się do USA, do Rochester, gdzie spotkał się z córką gwiazdy, Ireną Race. W Rochester w stanie Nowy Jork, mieście usytuowanym nad jeziorem Ontario i rzeką Genesee, Tamara Wiszniewska spędziła ostatnie trzy dekady swojego życia. Tam też została pochowana na Mount Hope Cemetery – zmarła na chorobę nowotworową 13 kwietnia 1981 r. (w niektórych źródłach można odnaleźć datę 1 kwietnia), w wieku zaledwie 61 lat. Nie zdążyła odwiedzić Polski, nie powróciła już do Warszawy, którą w pośpiechu opuszczała wraz z kilkuletnią córką latem 1944 r. Jedna z najciekawszych aktorek przedwojennego polskiego kina zmarła w zupełnym zapomnieniu, tysiące kilometrów od miejsca, gdzie w drugiej połowie lat 30. jej gwiazda rozbłysła niczym supernowa.
Czytaj także: Wszystko zaczęło się i skończyło na Poli Negri
Dziewczyna z Wołynia
W przypadku narodzin Tamary Wiszniewskiej czas i miejsce mają znaczenie. Przyszła gwiazda X muzy urodziła się 20 grudnia 1919 r. w wołyńskim Dubnie, wówczas należącym do terytorium Ukraińskiej Republiki Ludowej; do Polski miasto powróciło dopiero 18 marca 1921 r. na mocy traktatu ryskiego. Ma to znaczenie, ponieważ rodzice Tamary to tzw. małżeństwo mieszane. Siergiej Wiszniewski był Ukraińcem, a Lidia Tarnawska – Polką. Swoje dzieci (Tamara miała dwie młodsze siostry, Tanię i Zoję) wychowywali w zgodzie z religią prawosławną. Co nie mniej ważne, Siergiej za swoje proukraińskie poglądy jeszcze w czasie I wojny światowej przez władze carskie został zesłany na Sybir. W latach 20., gdy powrócił z zesłania, pracował w Łucku jako redaktor „Ukraińskiego społeczeństwa” i „Wołyńskiej niedzieli”, za co w połowie lat 30. ówczesne władze II RP osadziły go w Berezie Kartuskiej. W tym czasie gdy Siergieja przetrzymywano w Berezie, Tamara właśnie rozpoczynała swoją karierę. Może dlatego niechętnie mówiła o dzieciństwie, a ukraińskie pochodzenie początkowo ukryła, przybierając imię Mira.
Zanim jednak dziewczyna z Wołynia zawładnęła sercami kinowej publiczności, otrzymała gruntowne wykształcenie. Początkowo wydawało się, że zrobi karierę jako tancerka. W rodzinnych stronach nie było jednak odpowiedniej szkoły. W wieku ośmiu lat Tamara wyjechała więc do Warszawy, do Zoji Langhammer, ciotki ze strony matki, która wówczas była znaną w stolicy harfistką. Ale nic z tego nie wyszło – Tamara wróciła na Wołyń, by w Łucku, dokąd przeprowadziła się jej rodzina, ukończyć gimnazjum. Przejawiała wybitne zdolności językowe (jako osoba dorosła znała polski, ukraiński, rosyjski, czeski, angielski i niemiecki), miała naturę artystki.
W 1934 r. powróciła do swej ciotki w Warszawie, gdzie została przyjęta do szkoły tańca Tacjanny Wysockiej, która mieściła się w kamienicy przy Długiej 19. Mimo że Tamara Wiszniewska nie miała wówczas 15 lat, to była nad wiek dojrzała, wysoka, o poważnych rysach twarzy. A że nie brakło jej tanecznych umiejętności, szybko została zaangażowana do zespołu Tacjanek, występującego w „rozmaitych teatrach i nocnych lokalach” (Grzegorz Rogowski, „Skazane na zapomnienie. Polskie aktorki filmowe na emigracji”), dzięki czemu mogła nie tylko utrzymać siebie, ale też wspomóc finansowo rodzinę.