Szczeciński sąd okręgowy utrzymał w mocy postanowienie pionu śledczego IPN, który umorzył postępowanie dotyczące śmierci żołnierza w czasie grudniowych demonstracji zimą 1970 r. Podstawą ponownego zbadania tej sprawy okazały się publikacje „Rzeczpospolitej".
20-letni szer. Nadratowski służył w kompanii specjalnej 12. Dywizji Zmechanizowanej, którą władze skierowały do tłumienia protestu robotników. Ciało żołnierza z przestrzeloną dwukrotnie głową odnaleziono 19 grudnia 1970 r. na tyłach budynku przy ul. Kaszubskiej w Szczecinie. Wojskowa prokuratura szybko umorzyła postępowanie.
Nadratowski był synem szczecińskiego stoczniowca i nie krył, że odmówi wykonania rozkazu strzelania do manifestantów. 18 grudnia w obecności innych żołnierzy oświadczył, że „jak dostanie rozkaz strzelania do cywilów, to nie będzie strzelał w ogóle". Z relacji jego rodzeństwa wynika, że po zakończeniu służby rozważał wstąpienie do seminarium duchownego.
Pogrzeb Nadratowskiego odbył się 23 grudnia 1970 r. na Cmentarzu Centralnym, z udziałem księży, ministrantów, stoczniowców i przy asyście honorowej wojskowej. Członkowie rodziny uważali, że zginął z powodu odmowy strzelania do demonstrantów. Na ich wniosek sprawą zajął się IPN. Część działaczy opozycji demokratycznej uważała wręcz, że został zamordowany.
Najpierw, w 2009 r., prokurator Instytutu zdecydował, by nie wszczynać postępowania, bo wojskowa prokuratura przeprowadziła śledztwo prawidłowo. W 2010 r. jeden ze świadków jego śmierci (prosił o anonimowość) przekazał jednak „Rzeczpospolitej" informacje, o których nie mówił wcześniej śledczym. Według jego relacji Nadratowski był przekonany, iż w stoczni stało się coś złego, „że tam mu wyrżnęli całą rodzinę i dziewczynę". Ta nowa relacja pozwoliła wszcząć śledztwo.