Helmut Kohl odszedł w swoim rodzinnym mieście Ludwigshafen w Nadrenii-Palatynacie. Gdyby żył, obchodziłby w tym roku 90. urodziny. Był kimś więcej niż tylko kanclerzem jedności Niemiec. Prowadził politykę jednoczenia kontynentu europejskiego. Odegrał niebagatelną rolę w historii Polski. Był szczęściarzem i wybrańcem losu, jednym z niewielu, którzy dotknęli koła historii.
Zakończenie okresu zimnej wojny przypadające na rządy tego kanclerza, zapoczątkowane procesami rewolucyjnymi w Europie Środkowo-Wschodniej, skutkowało zjednoczeniem obu państw niemieckich. Republika Federalna Niemiec, „nowy" podmiot stosunków międzynarodowych, stała się dominującą „siłą w środku Europy". Kwestią zasadniczą dla państw europejskich – sąsiadów na Zachodzie i we wschodniej części Europy, w państwach takich jak Polska – było to, czy nowe państwo niemieckie będzie gotowe do kooperacyjnej i partnerskiej współpracy z Europą, czy też opowie się za aksamitno-konfrontacyjną niemiecką hegemonią państwa cywilnego na kontynencie europejskim.
Długi marsz ku politycznym szczytom
Swój polityczny długi marsz Helmut Kohl rozpoczął w przenośni i dosłownie w 1945 r., mając zaledwie 15 lat. Zwolniony z niewoli amerykańskiej szedł na piechotę dniami i nocami do swojego rodzinnego Ludwigshafen. Studia i niezbyt ambitny naukowo, ale pożyteczny politycznie doktorat obronił na uniwersytecie we Frankfurcie nad Menem. Praca nosiła tytuł „Odrodzenie partii politycznych na terenie Palatynatu po II wojnie światowej". Tezy tej dysertacji bardzo się później przydały w jego karierze politycznej, a zaczął ją od wstąpienia do CDU. Był najmłodszym szefem frakcji parlamentarnej tej partii w landtagu Nadrenii-Palatynatu. W ogóle zawsze był „najmłodszy": był najmłodszym premierem landowym, najmłodszym przewodniczącym CDU i najmłodszym kanclerzem federalnym (został nim w wieku 52 lat).
Niektórzy zarzucali Kohlowi koniunkturalność i polityczną kalkulację w osiąganiu celów politycznych. Paradoksalnie był wielkim idealistą. Sam mawiał, że czuje się „politycznym wnukiem" pierwszego kanclerza demokratycznej Republiki Federalnej Niemiec Konrada Adenauera. Swój profil polityczny szlifował, pilnie ucząc się podczas długich rozmów z bardzo dojrzałym politycznie pierwszym kanclerzem zachodnich Niemiec, m.in. podczas ich wielogodzinnych rozmów prowadzonych w jego domu w Rhöndorf. Katolik Adenauer, zacięty wróg Prus i wszelkiego rodzaju „prusactwa", wskazywał „młodemu Palatyńczykowi" drogę polityczną. Przyznał mu się, że pomimo panujących głębokich różnic politycznych wzorował się na metodach, konsekwencji działania, grze zakulisowej oraz istotnych kwestiach niemieckich interesów „zapożyczonych" od księcia Ottona von Bismarcka, kanclerza Rzeszy, jednoczyciela Niemiec. Podobno po śmierci Adenauera co miesiąc Kohl składał róże na jego grobie.
Kohl doskonale wiedział, że „problem niemiecki" w Europie to politycznie wrażliwe grzęzawisko przeplatających się interesów, gdzie Niemcy, ze względu na monstrualne zbrodnie nazistowskie i pamięć narodów europejskich o nich, znajdowały się operacyjnie w międzynarodowej defensywie. Dlatego też mądrze kontynuował politykę Adenauera – wtapiania zachodniej części Niemiec w polityczny Zachód. To z kolei miało przygotować odpowiedni grunt dla osiągnięcia kolejnego celu, jakim byłoby ewentualne zjednoczenie Niemiec z przyzwoleniem wszystkich zainteresowanych stron. Kohl wspominał: „Posuwaliśmy się po omacku, krok po kroku i dotarliśmy szczęśliwie na drugi brzeg. Nie dokonalibyśmy tego bez boskiej pomocy. Miałem jednak przy tym wszystkim świadomość, że urzeczywistniliśmy dopiero część naszej wizji, o której spełnieniu myśleliśmy od zakończenia wojny. Przed nami znajdował się i nadal znajduje następny cel: urzeczywistnienie drugiej części tej wizji. A jest nią zjednoczenie Europy". Niemiecka jedność i europejska jedność to dwie strony tego samego medalu. Jednego nie można oddzielić od drugiego, mawiał.