Właśnie dzisiejsza data przypomniała mi o burzy, jaka przetoczyła się nad chrześcijaństwem zachodnim sześć wieków temu, gdy 5 czerwca 1409 r. sobór w Pizie ogłosił detronizację papieża Grzegorza XII i antypapieża Benedykta XIII. 300 biskupów i opatów wydało bezprecedensowy proces biskupowi Rzymu i roszczącemu sobie prawo do tiary jego konkurentowi. Ojcowie soborowi uznali obu za niegodnych urzędu papieskiego i obwołali ich heretykami, po czym 26 czerwca 1409 r. wybrali na papieża greckiego franciszkanina, kardynała Pietro Philargesa di Candię, który przyjął imię Aleksandra V. Tak oto do podziału na obóz rzymski i awinioński dołączyła trzecia obediencja – pizańska.
To był prawdziwy kryzys Kościoła! Istny kataklizm o niemal apokaliptycznym wymiarze. A jednocześnie żałosny cyrk osobliwości, w którym najbardziej błazeńskie role przypadały książętom Kościoła. Okazało się, że bez silnej władzy centralnej uporządkowana struktura hierarchiczna Kościoła zamienia się w nieład. Po niewoli awiniońskiej kolegium kardynalskie podzieliło się na małe grupki, które według własnego widzimisię, w dowolnym miejscu i według reguł przez siebie ustalonych wybierały swoich kolejnych „następców Świętego Piotra".
Ten ferment trwał przez ponad sto lat, co biorąc pod uwagę średnią długość życia w późnym średniowieczu, oznacza, że w tym bezhołowiu wychowało się pięć pokoleń europejskich chrześcijan.
Jak to się zaczęło? Typowo – sporem o wyższość władzy duchowej nad świecką. Apodyktyczny król Francji Filip IV Piękny odrzucił w 1302 r. bullę „Unam Sanctam" papieża Bonifacego VIII głoszącego, że władza duchowa zawsze stoi ponad wszelką władzą doczesną. Bulla jednoznacznie uznawała koncepcję niezależności władzy świeckiej od duchowej za herezję manichejską. Bonifacy uważał, że nieposłuszeństwo wobec następcy Księcia Apostołów oznacza wystąpienie przeciw samemu Chrystusowi. Bulla kończyła się słowami, które wywołały furię u francuskiego monarchy:
„Toteż oznajmiamy, twierdzimy, określamy i ogłaszamy,