Nowy prezydent zwiększył presję polityczną na Chiny, zapowiadając uderzenie na Koreę Północną przy użyciu wszelkich dostępnych środków. Był to swoisty atomowy blef, który wystraszył chińskich przywódców. Radykalnej zmianie uległo także stanowisko Moskwy. Już 10 dni po śmierci Stalina sowiecki premier Malenkow wystąpił z pojednawczym przemówieniem. Rozmowy wznowiono 10 kwietnia. Zarówno Kim Ir Sen, jak i stojący na czele delegacji chińskiej gen. Peng Dehuai zaaprobowali – co było dużym zaskoczeniem – dobrowolność repatriacji jeńców. Zgodzili się także na przywrócenie terytorialnego status quo sprzed rozpoczęcia działań zbrojnych. 27 lipca 1953 roku w Panmunjonie podpisano rozejm, który sankcjonował podział Korei na komunistyczną Północ i kapitalistyczne Południe. Nie zawarto jednak traktatu pokojowego – z formalnego punktu widzenia wojna koreańska trwa więc do dziś.

Po wybuchu wojny koreańskiej w polskim Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego narodził się pomysł sformowania „internacjonalistycznego” batalionu, który miałby walczyć po stronie Północy. Co zaskakujące, w jego szeregi planowano włączyć nie tyle zaprawionych w walce z „reakcją” towarzyszy z organów, ile młodzież aresztowaną za prowadzenie działalności antykomunistycznej. Na szczęście owa diaboliczna koncepcja nigdy nie została zrealizowana (choć rozpoczęto selekcję potencjalnych rekrutów) i wiosną 1951 roku plan zarzucono.

List do żony sierżanta armii amerykańskiej Roberta B. Spiroffa z Kompanii G 7. Pułku Kawalerii; 17 października 1950 roku, północna Korea

Wreszcie ruszyliśmy do ataku. Zajęliśmy dwie wioski i wysokie wzgórze. Cassie, kochanie, nawet nie wiesz, jakie to było straszne. Walczyliśmy przez cały dzień i posunęliśmy się o dwie mile. Zapłaciliśmy za to życiem i krwią. Wolę nie myśleć, co będzie, gdy znowu wdepniemy w takie piekło. Mnie się udało przetrwać z modlitwą i Twoim imieniem na ustach. Stanowiska, które odebraliśmy wrogowi, były lepiej umocnione, niż przypuszczało nasze dowództwo. Gdybyśmy nie mieli czołgów, nigdy byśmy tego nie dokonali. Jeden z podoficerów został na moich oczach dosłownie przecięty wpół serią z karabinu maszynowego. Wszyscy zostaliśmy przyciśnięci do ziemi ogniem ze wzgórza. Ja leżałem na poboczu drogi i udawałem zabitego. Pociski ciągle świstały obok mnie. Kolega w pobliżu został trafiony w nogę i upadł. Potem zaczął pełznąć do rowu. Oni (Koreańczycy z Północy – red.) krzyczeli, żeby się czołgał, chyba chcieli postrzelać do ruchomego celu. Po kilku minutach z jego ciała niewiele zostało. Potem, kochanie, przyznam ci się, straciłem głowę. Gołymi rękami oraz kawałkiem skały zacząłem kopać dziurę ziemi. Pracowałem tak długo, aż mogłem wsadzić do dziury głowę i szyję. Na szczęście niedługo później przyjechały nasze czołgi, które przełamały pozycje wroga i zmusiły go do ucieczki. Gdy już było po wszystkim, spostrzegłem zwłoki żołnierza z naszego plutonu, który zajmował się pocztą – leżał na środku drogi trafiony w oko. Wiedziałem, że w kieszeni kurtki miał dwa moje listy: do cioci i do ciebie, których nie zdążył wysłać poprzedniej nocy. Przypuszczam, że listy zostaną wysłane przez sanitariuszy, którzy zbierają rannych i zabitych. W każdym razie jego kieszeń była pełna niewysłanej poczty. Dziękuję Bogu, że przetrwaliśmy ten dzień i wykonaliśmy to, co do nas należało.Pisze ten list na zdobycznym papierze. Razem z 12 ludźmi pilnuję 80 jeńców. Moja kompania poszła dalej i trzyma pozycje na froncie. My zostaliśmy na tyłach przy dowództwie batalionu. Mamy przerwę w walce – na razie nam wystarczy. Nie martw się o mnie, moja droga. Nasze oddziały próbują okrążyć przeciwnika. Będę na siebie uważał. Ci ludzie (Koreańczycy – red.) nie są tak inteligentni i nie strzelają tak dobrze jak Niemcy.