Oskarżeni”, spektakl o śmierci sierżanta Zdzisława Karosa, to dla mnie pierwsze oparte na faktach przedstawienie Teatru TV wykraczające poza ramy nakreślone przez wcześniejsze docudramy. Miały przypomnieć bohaterstwo akowskiego i poakowskiego podziemia oraz bestialstwo UB i jego mordów sądowych. Pełniły funkcje edukacyjne i chwilami raziły schematyzmem.
Spektakl Stanisława Kuźnika jest wolny od tych obciążeń. Nie sugeruje jednoznacznych ocen, ale właśnie dlatego, że dotyka bliższej nam historii, zmusza do refleksji i zajęcia stanowiska wobec stanu wojennego. Konkretnie zaś sprawy grupy młodzieży z Grodziska Mazowieckiego, która zorganizowana w konspiracyjną piątkę przez studenta Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, podjęła się rozbrajania milicjantów i zdobywania broni z myślą o mającym nastąpić na wiosnę 1982 r. wybuchu społecznym. Podczas jednej akcji został postrzelony sierżant Karos. W sprawę jego śmierci był zamieszany ksiądz Sylwester Zych, opiekujący się grodziską piątką. Lubelski student umył ręce. Zniknął.
Stan wojenny kojarzy mi się z najgorszym okresem mojego dzieciństwa: pamiętam coś więcej niż brak „Teleranka” – ogólnonarodową depresję wywołaną latami beznadziei, które trwały aż do 1989 r. Mam jak najgorsze zdanie o generale Jaruzelskim, a kolejne fakty z jego powojennej biografii pokazują, jak podejrzanej konduity był jego patriotyzm. Wyjątkowość spektaklu Kuźnika polega jednak na tym, że ucieka od oceny politycznych liderów – Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego i internowanych przywódców „Solidarności”. Skupia się na konflikcie postaw przeciętnych Polaków, dramacie młodzieży z Grodziska i sierżanta Karosa wywołanym decyzją o stanie wojennym.
Po jednej stronie mamy patriotyczną piątkę, wychowaną na legendzie niepodległej Polski i powstania warszawskiego, dla której ludowe Wojsko Polskie i Milicja Obywatelska musiały być uosobieniem narodowej zdrady. Po drugiej znalazł się zwykły sierżant przedstawiony w epizodzie jako ciepły ojciec. Trudno powiedzieć, z jakich powodów dokonał swojego zawodowego wyboru. Można się domyślać, że pochodził z rodziny, której PRL dała społeczną szansę. Na tym przecież PZPR opierała cynicznie swoją zbrojną siłę. Podobnymi motywami kierowali się ci, którzy mają na sumieniu 100 ofiar lat 80. – związkowców i księży.
Te rzeczy były i są oczywiste, dlatego ważniejsza jest ocena młodych ludzi z Grodziska. Tu Stanisław Kuźnik dotyka opozycyjnego tabu. W spektaklu portretuje młodzieńczą szczerość, ale i naiwność. Bohaterowie filmu należą do kolejnego polskiego pokolenia uwiedzionych przez etos narodowej konspiracji, niepodległościowego spisku i walki zbrojnej. Problem polega na tym, że chcąc iść śladem wielkich poprzedników „rzucanych przez Boga na szaniec”, powtarzając, że potrzebna jest kolejna danina krwi, stali się mimowolnymi ofiarami patriotycznego wychowania.Jestem pewien, że gdyby w przeszłości nie było takich jak oni, Polska byłaby inna lub nie byłoby jej wcale. Właśnie dlatego chcieli naśladować bohaterów rodzinnych opowieści, książek i filmów. Problem polega na tym, że zabrakło przy nich dorosłych, którzy pomogliby im dokonać dojrzalszego wyboru. Przede wszystkim zaś uzmysłowić, że powstała w latach 70. opozycja zmieniła model patriotyzmu przez to, że wyrzekła się przemocy.Na usprawiedliwienie zamachowców trzeba dodać, że dla młodych ludzi wchodzenie w dorosłe życie po karnawale „Solidarności” było niezwykle trudne. Większość z nas w mniej lub bardziej dojrzały sposób próbowała nawiązać do patriotycznych tradycji. Jedni bawili się w konspirację, inni wchodzili w nią naprawdę. I to księża oraz opozycjoniści płacili najwyższą cenę. Setki tysięcy emigrowało.