Na środku rynku w Lucynie stoi betonowy sześcian zdobny pięcioramiennymi gwiazdami. Upamiętnia radzieckich partyzantów poległych podczas drugiej wojny światowej. To właściwie jedyny pomnik w mieście, które szczyci się najstarszym na Łotwie rodowodem, wydało wielu sławnych ludzi i było miejscem historycznych wydarzeń. Ich świadkiem jest wiszący nad miastem strzęp najpotężniejszego ongiś w Inflantach zamku. Twierdza założona została w 1399 r. przez mistrza Wannewara de Bruggennoie jako punkt wyjścia do dalszych podbojów.
Gotard Kettler, ostatni wielki mistrz inflanckich Krzyżaków, świadom, że jego kraj jest zbyt słaby, by przeciwstawić się Moskwie, złożył hołd przed Zygmuntem Augustem. Na mocy układu z 1561 r. Wielkie Księstwo Litewskie udzieliło Kettlerowi pomocy zbrojnej, biorąc w zastaw szereg grodów, w tym także Lucyn. Obszar ten wszedł potem w skład Rzeczypospolitej jako tak zwane Inflanty Polskie. Po pierwszym rozbiorze ziemie te przypadły Rosji, a w 1920 r. weszły w skład Łotwy.
Lucyn był zawsze dziurą. Jego prowincjonalność pobudzała Gustawa Manteuffla do swoiście poetyckich metafor. Pisał w broszurze „Lucyn w Inflantach”, że trudno by się w ogóle zorientować, że to miasto, gdyby nie „paru odartych Żydów i zaczerwienionych trunkiem żołnierzy”. W innym miejscu stwierdza, że osada przypomina średniej wielkości tartak.
Aż trudno uwierzyć, że ten zapadły kąt wydał wielu ciekawych ludzi. Urodzili się tu Karol Bohdanowicz, jeden z najwybitniejszych badaczy Azji, pionier ochrony zasobów naturalnych ziemi, w swoim czasie największy znawca bogactw mineralnych Rosji, Aleksander Żyrkiewicz, prawnik, filantrop i kolekcjoner, którego donacje wzbogaciły wiele światowych zbiorów, w tym Bibliotekę Jagiellońską, do tego literat, przyjaciel Orzeszkowej i Tołstoja oraz Leonid Dobyczin, zwany rosyjskim Joycem, autor „Miasta En”, którego akcja rozgrywa się w Dyneburgu, dawnej stolicy Inflant Polskich. W XVIII wieku Lucyn był ważnym ośrodkiem studiów talmudycznych. Nazywano je Jerozolimą Łotwy.
Dzisiejszych lucynian mało to wszystko obchodzi. Znają tylko generała Jakuba Kulniewa. Ma on ulicę swego imienia, a w jego znakomicie utrzymanym domu rodzinnym mieści się muzeum z poświęconą mu bogatą ekspozycją. Kulniew był jednym z najpopularniejszych rosyjskich dowódców doby napoleońskiej. Romantyczny zawadiaka – Napoleon porównywał go do swego ulubionego Lasalle’a – w marcu 1809 r. poprowadził swoich huzarów prosto na szwedzką stolicę. Zaskoczony Karol XIII poprosił o rozejm, który w rezultacie kosztował go Finlandię. Kulniew przeszedł do historii. Brawura nie zawsze jest jednak dobrym doradcą. Trzy lata po swym tryumfie generał wytracił ludzi pod Połockiem i sam zginął wyprowadzony w pole zręcznym manewrem kirasjerów Oudinota.