Jako zdobywca północnych Włoch, zapewniwszy sobie spokój w ich środkowej części (papież podpisze korzystny dla Francji traktat, a Neapol potwierdzi neutralność), Bonaparte, wzmocniony dwiema dywizjami z Armii Renu, przekroczy Alpy i ruszy na Wiedeń. Gdy 18 kwietnia 1797 roku Austriacy podpiszą w Leoben rozejm, francuska straż przednia stać będzie zaledwie 100 km od ich stolicy.

Włochy to pierwsza lekcja napoleońskiej metody walki opartej na kombinacji strategicznego oskrzydlenia przeciwnika z manewrem po liniach wewnętrznych, dającym przewagę w wybranym punkcie (Montenotte, Arcole). Powodzenie możliwe było jednak tylko dzięki wytrzymałości i wysokiemu morale francuskiego żołnierza, który maszerował dalej i szybciej od innych. Ceną było życie kosztem ludności („wojna żywi wojnę”), które Bonaparte tolerował, acz starał się ograniczyć rabunki.

Włochy to także szkoła Napoleona propagandysty drukującego gazety oraz proklamacje, których celem było tyleż dotarcie do serc żołnierzy, co stałe przypominanie Paryżowi o sukcesach. „Bonaparte pędzi jak błyskawica, a razi jak grom. Jest wszędzie i wszystko widzi” – któż mógł wątpić w prawdziwość tych słów (zresztą autorstwa Napoleona)? Zwycięstwa były wspaniałe, ale często osiągane na granicy ryzyka, a zawsze krwawo, na papierze zaś nabierały prawdziwie nadludzkiego blasku. Tak jak postać generała zrzuconego do błota pod Arcole przez uciekających żołnierzy, ale zapamiętanego z zamówionego przez zainteresowanego u malarza Grosa portretu z rozwianą chorągwią.