Był czas, jak wspomina nasz autor Janusz Cisek, że Józef Piłsudski nie mógł razem z bratem pójść na mszę świętą, bo dysponowali jedną tylko parą butów. Względne bezpieczeństwo ziemiańskiej siedziby oraz opiekę kochającej i uwielbianej matki zastąpiło carskie gimnazjum, niebywale opresyjne dla polskich uczniów.

W kilkunastoletnim Piłsudskim dostrzegamy twardy charakter. Krnąbrny, porywczy chłopak miał też poglądy w pełni ukształtowane przez patriotyczny dom. Możemy sobie wyobrazić, co czuł – zmuszany do nauki i nawet rozmowy z kolegami po rosyjsku, do czytania i słuchania wykładu dziejów własnej ojczyzny zawartego w podręcznikach znienawidzonego najeźdźcy. To był cierń, który utkwił w umyśle Józefa Piłsudskiego i pozostał na lata. Jeszcze w „Roku 1920” – słynnej polemice z Michaiłem Tuchaczewskim – wspominał: „Ze wstrętem i obrzydzeniem rzucałem w Wilnie książki tak znanych i docenianych w szkolnictwie rosyjskim autorów, jak Iłłowajski. Tam uczono dzieci, jak wielkie moskiewskie cary »pańską Polskę« dobrodziejstwami darzyły. A ta »matieżna« – w każdym pokoleniu wiosnę swego życia krwawym powstaniem święci...”.

Nic dziwnego, że został „konspiratorem za młodu”, jak zatytułowaliśmy ten zeszyt. Szczęście, jakie towarzyszyło jego poczynaniom, oraz cechy charakteru zapewniły mu zapewne dość znaczny autorytet u współtowarzyszy z tajnej biblioteki Spójnia. Chociaż starsi od Ziuka, to jemu właśnie powierzają misję przekonania znanej primadonny, która odwiedziła Wilno z koncertami, by ofiarowała datek na wywrotową działalność gimnazjalistów. Udało nam się odszukać jej zdjęcie sprzed 120 lat. Wyobraźmy sobie tę przystojną, postawną damę i stojącego przed nią wyrostka w mundurku, z potarganą czupryną na jeża. A jednak ją przekonał.

Już wtedy musiało być w nim coś takiego, co ujmowało i kolegów, i niewiasty. Może po prostu urok osobisty. Może też owo „uparte trwanie polskości”, które porwało go za młodu i emanowało po kres życia.