Nikt nie zwraca uwagi na młodych ludzi, którzy przed paru minutami pojawili się w kilku niewielkich grupach w pobliżu Arsenału oraz skrzyżowania Bielańskiej i Długiej. Z głębi Bielańskiej nadjeżdża jak co dzień ciężarowy renault. To więzienna buda, która wiezie aresztowanych – wielu z nich ciężko pobitych – z przesłuchań w gestapo: z Szucha na Pawiak. Nagle, gdy skręca w Długą – o jej maskę rozbijają się butelki z benzyną.
Samochód z płonącym silnikiem zatrzymuje się, na konwojentów spada grad kul z pistoletów i stenów. Ale gestapowcy odpowiadają celnym ogniem. Atakujący chronią się pod murami Arsenału. Wtedy – zza filara gmachu wybiega komendant Grup Szturmowych Szarych Szeregów Tadeusz Zawadzki „Zośka”. Wyrywa z rąk jednego z podkomendnych stena, w jednej chwili usuwa zacięcie i zaczyna strzelać. Akcja znów nabiera impetu. Z otwartej więźniarki wyskakują więźniowie, ponad dwudziestu. Tylko jeden z nich, na noszach, nie jest w stanie poruszać się o własnych siłach. To aresztowany trzy dni wcześniej, 23 marca 1943 r., Jan Bytnar „Rudy”, serdeczny druh „Zośki”, komendant hufca „Południe”. Właśnie po to, by go odbić, harcerze Szarych
Szeregów zorganizowali największą jak dotychczas akcję bojową na ulicach Warszawy. Harcerska zasada, że „dla harcerza inny harcerz jest bratem”, znalazła najdobitniejsze, dramatyczne świadectwo.
Bestialsko pobitemu „Rudemu” nie są już w stanie pomóc nawet najlepsi warszawscy lekarze. Umiera 30 marca. O tej samej niemal porze kona w szpitalu śmiertelnie ranny podczas odwrotu po akcji Aleksander Dawidowski „Alek”. Dla „Zośki” to straszliwy cios: jednego dnia traci dwóch najlepszych przyjaciół. To z nimi zdobywał pierwsze sprawności i stopnie w „Pomarańczarni”, czyli 23. WDH, jednej z najsławniejszych drużyn harcerskich w kraju. Razem zdawali w 1939 r. maturę w gimnazjum Batorego. O maturzystach z ostatniego przedwojennego rocznika komendant Szarych Szeregów Stanisław Broniewski „Orsza” napisał: „najdojrzalszy, najdoskonalszy owoc, jaki lata niepodległości pozostawiły na lata niewoli”.
Na wojennych zdjęciach „Zośki” zwraca uwagę jego ciepły, pogodny uśmiech. Uśmiechowi, niemal dziewczęcym rysom, delikatności i małomówności zawdzięczał swój pseudonim. Na pozór nic gorszego dla młodego żołnierza i dowódcy. Ale nowi konspiracyjni znajomi od razu odgadywali w nim urodzonego przywódcę, który nie musi zabiegać o swój autorytet żołnierskimi manierami. W 1939 r. Tadeusz Zawadzki został drużynowym „Wojennej Pomarańczarni”. On i jego koledzy zasłynęli w Szarych Szeregach jako mistrzowie „małego sabotażu”. „Rudy” zerwał m.in. trzy hitlerowskie flagi z dachu Zachęty, a „Alek”, pod okiem niemieckiej policji, zdjął z cokołu pomnika Kopernika tablicę, z której miało wynikać, że wielki astronom był Niemcem.