Przeciwko blitzkriegowi

Kampania 1939 roku jawi się nam jako starcie armii na wskroś nowoczesnej i wysoce technicznej z wojskiem zacofanym, hołdującym dawno przebrzmiałym wojennym doktrynom i wyposażonym w niedostosowany do nowych warunków sprzęt. Jest to ocena krzywdząca

Publikacja: 27.08.2009 12:01

Polak

Polak

Foto: Fotorzepa, MS Marek Szyszko

Oczywiście we wrześniu Wehrmacht był zdecydowanie lepszą machiną, ale wcale nie tak znowu zmechanizowaną i doskonałą, jak niektórzy sądzą. Z drugiej strony Wojsko Polskie wcale nie było aż tak anachroniczne i pozbawione atutów, jak powszechnie się przyjmuje. Uderzenia szablą we wraże tanki było niczym innym jak wymysłem nazistowskiej propagandy.

[srodtytul]Wyścig zbrojeń[/srodtytul]

Powstałe po 123 latach niewoli państwo polskie pozbawione było przemysłu zbrojeniowego oraz odpowiedniego zaplecza technicznego. W ciągu 20 lat niepodległości dokonano jednak tytanicznego wysiłku, budując nie tylko nowe fabryki i wyposażając wojsko we w miarę jednolity sprzęt bojowy, ale także opracowując wiele własnych, oryginalnych konstrukcji, z których część skierowano do seryjnej produkcji. W 1939 roku polska armia wyszła w pole uzbrojona i wyekwipowana w znacznej mierze w rodzimą broń i rynsztunek.

Niemcy natomiast, chociaż mocno ograniczone postanowieniami wersalskimi, nie zaprzestały prac nad nowymi broniami i koncepcjami strategicznymi, co było o tyle ułatwione, że będąc krajem wysoce uprzemysłowionym, swą imponującą tradycję zbrojeniową i myśl techniczną kontynuowały z pomocą nowego sojusznika – ZSRR. Po dojściu do władzy Hitler mógł rozpocząć zbrojenia na olbrzymią skalę, zwłaszcza że szły za tym ogromne fundusze, o których Rzeczpospolita mogła tylko pomarzyć. Jednak mimo to Wehrmacht w większości opierał się na sile pociągowej konia; tabory i zaprzęgi artyleryjskie nie były domeną jedynie Polski. Poza tym początek wojny dowiódł, że wiele typów sprzętu opracowanego w latach 30. nie nadaje się już do nowych warunków pola walki. Armia niemiecka była wciąż w stadium przezbrajania, a w pierwszorzutowych jednostkach obok nowoczesnej broni i wyposażenia powszechnie wykorzystywano także starszy sprzęt, nawet pamiętający czasy Wielkiej Wojny.

Bez wątpienia kluczowym czynnikiem decydującym o zwycięstwie Niemców w starciu z Polską (i nie tylko nią, jak się miało niebawem okazać) była nowa doktryna wojenna, doskonała logistyka (ta załamała się dopiero w 1941 pod Moskwą) i nad wyraz umiejętna koordynacja działań rozmaitych kategorii broni. Najbardziej spektakularne sukcesy odniosły formacje pancerne i lotnictwo, w tych bowiem broniach Wehrmacht miał bezdyskusyjną przewagę ilościową i jakościową. Jednak trzonem sił zbrojnych obu armii pozostawały dywizje piechoty i to na nich spoczywał wciąż główny ciężar walk.

[srodtytul]Ogień batalionów i pułków[/srodtytul]

Szeregowi żołnierze obu armii uzbrojeni byli podobnie, by nie rzec identycznie. Podstawową broń stanowił powtarzalny karabin systemu Mauzera – w Wojsku Polskim wz. 98, wz. 98a lub kbk wz. 29, a w Wehrmachcie wz. 98k (o identycznych parametrach jak nasz wz .29). Piechur każdej z armii miał na pasie głównym parę trójkomorowych ładownic – Niemiec z 60, a Polak ze 120 nabojami kal. 7,92 mm (nosił zapewne 90). W tym przypadku o wartości bojowej decydowało więc indywidualne wyszkolenie piechura, strzeleckie przede wszystkim. Jednak należy podkreślić, iż straty pochodzące od ognia broni indywidualnej stanowiły nieznaczny procent.

O sile jednostek piechoty decydowała broń maszynowa oraz ilość i jakość artylerii; tutaj niemiecka przewaga widoczna była już na szczeblu batalionu. Nasz batalion liniowy z dywizji piechoty na stopie wojennej, liczący około 940 żołnierzy i oficerów, posiadał: 27 erkaemów Browning wz. 28, 12 cekaemów Browning wz. 30, dziewięć granatników wz. 36 kal. 46mm, dwa moździerze Stockes-Brandt wz. 31 kal. 81 mm i dziewięć karabinów przeciwpancernych wz. 35 UR. Wszystkie wymienione typy uzbrojenia produkowano w Polsce, były to konstrukcje solidne, nieodbiegające od europejskich standardów, a nawet pod pewnymi względami przewyższające je (np. granatnik wz. 36). Niemiecki z kolei batalion, nieco mniejszy od polskiego, bo liczący 820 żołnierzy i oficerów, posiadał zbliżoną ilość karabinów maszynowych (rkm, ckm) i granatników, ale miał więcej moździerzy kal. 81mm – sześć.

Dużym atutem wroga była broń maszynowa – karabiny MG 34. Był to pierwszy uniwersalny karabin maszynowy, mogący spełniać funkcję zarówno lekkiego (dwójnóg), jak i ciężkiego kaemu (trójnożna podstawa o doskonałej stabilizacji). Zasilanie z nabojowej taśmy na 250 nabojów lub magazynka 75-nabojowego zapewniało mu przewagę nad polskim browningiem wz. 28, który dostosowany był do pudełkowego magazynka mieszczącego zaledwie 20 nabojów.

W miarę porównywania coraz wyższych szczebli organizacyjnych przewaga Niemców stawała się jeszcze wyraźniejsza. Polski pułk piechoty, liczący około 3200 żołnierzy i oficerów, dysponował 125 erkaemami i cekaemami, 27 granatnikami, sześcioma moździerzami, 29 karabinami przeciwpancernymi, dziewięcioma armatami przeciwpancernymi wz. 36 kal. 37 mm i dwoma armatami polowymi wz.02/26 kal. 75 mm.

Polskie pepance, czyli licencyjne szwedzkie Boforsy, miały w momencie wybuchu wojny znakomite parametry i okazały się bez wątpienia jedną z najefektywniejszych broni września 1939 roku. Radziły sobie w zasadzie z każdym niemieckim wozem bojowym (oczywiście na różnych dystansach). Niestety ich łączna liczba około 1200 była daleko niewystarczająca, zwłaszcza iż przyszło nam toczyć wojnę obronną przy zdecydowanej przewadze wroga w broni pancernej. Natomiast armata wz. 02/26 to słynna eksrosyjska, szybkostrzelna putiłowka z okresu I wojny, którą w latach 20. zmodernizowano w Zakładach Starachowickich, zmieniając przede wszystkim kaliber z 76,2 na 75mm. Armaty te zwano w Polsce popularnie prawosławnymi.

Niemiecki, także trzybatalionowy, pułk piechoty liczył 3049 żołnierzy i oficerów i był wyposażony w 137 erkaemów i cekaemów, 27 granatników, 18 moździerzy oraz osiem dział piechoty – sześć lekkich kal. 75 mm i dwa ciężkie kal. 150 mm; zwłaszcza to drugie, strzelające pociskiem o wadze 38 kg, nie miało pod względem kalibru odpowiednika w żadnej innej armii. Działa te dawały niemieckiemu pułkowi znaczną przewagę ogniową i pozwalały na wykonywanie bardziej samodzielnych zadań, bez potrzeby wzywania wsparcia w postaci artylerii dywizyjnej.

Poza tym siedemdziesiątka piątka dzięki swym niewielkim gabarytom i masie umożliwiała obsłudze szybką zmianę stanowiska bojowego i zamaskowanie działa. Ponadto w kompanii przeciwpancernej, całkowicie zresztą zmotoryzowanej, znajdowało się 12 37 mm armat przeciwpancernych Pak 36. Podobnie jak polska trzydziestka siódemka działo to skutecznie radziło sobie z każdym pojazdem pancernym. Dopiero kampania we Francji ukazała jej słabość wobec ciężkich czołgów francuskich Somua S-35 i Char B.

[srodtytul]Siła i manewr dywizji[/srodtytul]

Zarówno polska, jak i niemiecka dywizja posiadały w swoim składzie organiczny pułk artylerii. Polski pułk artylerii lekkiej liczył 24 armaty wz. 97 kal. 75mm i 12 haubic wz.14/19 kal. 100 mm. Armata polowa wz. 97, będąca ongiś konstrukcją rewolucyjną (pierwszy udany oporopowrotnik hydrauliczno-pneumatyczny), mimo swoich lat wciąż pozostawała bronią efektywną, służącą do wspierania piechoty, choć była też w wielu przypadkach skutecznym orężem przeciwko czołgom (ogień na wprost). Dodatkowe wsparcie zapewniał także dywizjon artylerii ciężkiej dysponujący trzema armatami wz. 13 lub wz. 29 kal. 105mm oraz trzema haubicami wz.17 kal. 155 mm. Natomiast Niemcy zdecydowali się zastąpić armaty w całości haubicami, sądząc, jak się okazało słusznie, iż będą znacznie bardziej przydatne w ataku. W pułku było 36 lekkich haubic kal. 105 mm i 12 ciężkich haubic kal. 155 mm.

Podsumowując, przewidywany na rok 1939 etat wojenny polskiej dywizji piechoty (numery od 1 do 30) przewidywał 515 oficerów, 15 977 podoficerów i szeregowców, 92 karabiny przeciwpancerne, około 460 kaemów (ckm i rkm), 81 granatników, 20 moździerzy, 27 działek przeciwpancernych, cztery działka plot. kal. 40 mm (o ciągu motorowym), 30 armat kal. 75 mm i 12 haubic kal.

100 mm (lub 18 siedemdziesiątek piątek i 24 setki), trzy armaty kal. 105mm i trzy haubice kal. 155 mm. Niektóre dywizje otrzymały dodatkowo kompanie czołgów rozpoznawczych (po trzynaście tankietek).

Z kolei niemiecka dywizja tzw. pierwszej fali liczyła ok. 17 tys. ludzi i miała 516 karabinów maszynowych (głównie uniwersalne MG 34), 90 rusznic ppanc., 93 granatniki 50 mm, 54 moździerze 81 mm, 12 działek (erkaemów) plot kal. 20 mm, 75 armat przeciwpancernych kal. 37 mm, 20 armat kal. 75 mm, sześć armat kal. 150 mm, 36 haubic kal. 105 mm,

12 haubic kal. 150 mm. Atutem niemieckiej dywizji była znaczna w porównaniu z polską, mechanizacją. Otóż miała ona około 1000 samochodów i ponad 500 motocykli, dysponując jednocześnie ponad 5000 koni. Niezwykle istotne okazało się zmotoryzowanie licznej broni przeciwpancernej (armaty 37 mm), która dzięki temu mogła szybko i skutecznie reagować na zmieniającą się sytuację na froncie. Takie nasycenie pepancami stwarzało poważny problem dla lekkich polskich wozów bojowych. W naszej dywizji z kolei było prawie 7000 koni i mniej niż 100 samochodów, co oczywiście mocno wpływało na jej niewielką mobilność, a co za tym idzie – obniżało wartość bojową względem przeciwnika.

[srodtytul]Kliny pancerne wroga[/srodtytul]

Przewaga niemiecka w broni pancernej i lotnictwie była bezdyskusyjna. Wehrmacht rzucił do walki siedem dywizji pancernych (w tym dwie tzw. lekkie), liczących łącznie 2600 czołgów (z posiadanych 3200). Co prawda gros wozów pancernych stanowiły przestarzałe w chwili wybuchu wojny lekkie PzKpfw I (zasługujące raczej na miano tankietek) oraz nieco lepsze PzKpfw II, lecz rozczłonkowana, rozmieszczona na całej linii frontu polska broń pancerna nie była w stanie toczyć równorzędnej walki z potężnymi (jak na warunki 1939 roku) klinami pancernymi. To właśnie zmasowanie, koncentracja związków szybkich, pancernych na najważniejszych kierunkach uderzeń zapewniło Niemcom sukces już w pierwszych dniach wojny. Stan ilościowy naszej broni pancernej nie był teoretycznie zły, dysponowaliśmy mniej więcej 800 wozami bojowymi, jednakże tylko około 200 maszyn – czołgi lekkie, uznać można za w pełni wartościowe; tymczasem Niemcy mieli ponaddwukrotnie więcej samych czołgów średnich i ciężkich.

Najnowocześniejszym wozem bojowym Wojska Polskiego był czołg 7TP zbudowany na podstawie angielskiego vickersa E i wyposażony przez nas w wysokoprężny silnik (jako jeden z pierwszych na świecie wozów bojowych) oraz licencyjne działo przeciwpancerne kal. 37 mm Bofors. Dwa bataliony 7TP, przydzielone do armii „Prusy”, zmarnowały w większości jednak swój potencjał, nie odnosząc znaczących sukcesów. Trzeci batalion, wyposażony we francuskie renault

R-35, nie wziął praktycznie udziału w walce. Stosunkowo efektywnym pojazdem okazał się także czołg rozpoznawczy TKS, uzbrojony w 20 mm najcięższy karabin maszynowy, jednak zaledwie nieco ponad 20 takich pojazdów, i to przydzielonych do różnych formacji, nie mogło w żaden sposób wpłynąć na obraz walki – nawet na szczeblu taktycznym.

[srodtytul]Niebo czarnych krzyży[/srodtytul]

Szybkie postępy Wehrmachtu na lądzie możliwe były także dzięki całkowitemu niemalże panowaniu w powietrzu Luftwaffe. Rewelacyjne w pierwszej połowie lat 30. samoloty myśliwskie P.11 były w chwili wybuchu wojny przestarzałe i nie mogły skutecznie przeciwdziałać maszynom wroga. Zwłaszcza że mieliśmy ich ledwie nieco ponad 100 w linii. Tym bardziej to przykre, iż program budowy następcy jedenastki został częściowo zarzucony i nie zdążono już tych prac nadrobić. Królem walki manewrowej pozostawał w owym czasie niemiecki messerschmitt Bf 109, natomiast spustoszenie w naszych szeregach czynił bombowiec nurkujący Ju 87 Stuka, sposobny do precyzyjnych, punktowych ataków. Nasze lotnictwo miało ok. 300 samolotów o realnej wartości bojowej, Niemcy wysłali nad Polskę 2400 maszyn (drugie tyle zabezpieczało ich od zachodu).

Najgroźniejszym przeciwnikiem dla niemieckich samolotów była polska obrona przeciwlotnicza – zwłaszcza armaty wz. 36 kal. 40 mm i wz. 38 kal. 75 mm. Te pierwsze, produkowane na licencji Boforsa, okazały się znakomitą szybkostrzelną bronią (zwano je zenitówkami); znajdowały się na uzbrojeniu m.in. dywizji piechoty. Natomiast siedemdziesiątka piątka została opracowana w Polsce, a produkowały ją Zakłady w Starachowicach. Odznaczała się doskonałymi osiągami balistycznymi i kilkoma oryginalnymi rozwiązaniami (wykorzystanie całej masy działa do stabilizacji w czasie strzelania).

Choć efektywne, nasze armaty przeciwlotnicze były przede wszystkim nieliczne. Boforsów mieliśmy około 350, natomiast siedemdziesiątek piątek ledwie ponad 50. Było ich za mało, aby zapobiec dezorganizacji polskiego zaplecza i linii zaopatrzeniowych, co okazało się niezwykle istotnym czynnikiem, zwłaszcza biorąc pod uwagę niewielką ilość amunicji artyleryjskiej i materiałów pędnych znajdujących się w jednostkach. Problem z ich uzupełnieniem powodował bardzo szybki spadek wartości bojowej naszych oddziałów.

Absolutnie nieporównywalny był potencjał wrogich flot, chociaż w dwudziestoleciu Polska przeznaczyła na Marynarkę Wojenną niemałe pieniądze. Pierwotnie zakładano jednak, iż głównym naszym przeciwnikiem będzie Związek Radziecki, a nasz kraj walczyć z nim będzie w ścisłym współdziałaniu z sojusznikami (kwestia dostaw sprzętu wojennego drogą morską), dlatego też budowa w zagranicznych stoczniach nowych okrętów wydawała się uzasadniona.

[srodtytul]Niewykonalne zadanie i duma z dokonań[/srodtytul]

70 lat temu przyszło nam walczyć w skrajnie niekorzystnych warunkach, będąc jednocześnie pierwszym krajem, który doświadczył na sobie nowej, straszliwej doktryny wojennej – blitzkriegu. Jak się miało niebawem okazać, nikt przez długi czas nie potrafił znaleźć odpowiedniego sposobu na Niemców i to pomimo iż po kampanii w Polsce wiadomo było, jakimi metodami armia Hitlera prowadzi wojnę. W dwudziestoleciu nie ustrzegliśmy się błędów, i to zarówno w planowaniu operacyjnym, jak i polityce sprzętowej, ale nawet unikając tych błędów, Polska nie mogłaby w 1939 roku skutecznie się napastnikowi przeciwstawić. Mając mocno ograniczone możliwości finansowe, nasz kraj dokonał ogromnego postępu technologicznego, starając się sprostać w dziedzinie zbrojeń dwóm totalitaryzmom. Zadanie to było oczywiście niewykonalne i dlatego patrząc na przebieg walk we wrześniu 1939 roku, musimy być dumni z postawy i dokonań tamtej armii.

[i]Michał Mackiewicz jest pracownikiem naukowym Muzeum Wojska Polskiego[/i]

[i]Żołnierzy polskich i niemieckich z 1939 roku rysował Marek Szyszko. Ilustracje pochodzą z dodatków historycznych „Rzeczpospolitej”, które ukazały się w cyklach [/i]

Oczywiście we wrześniu Wehrmacht był zdecydowanie lepszą machiną, ale wcale nie tak znowu zmechanizowaną i doskonałą, jak niektórzy sądzą. Z drugiej strony Wojsko Polskie wcale nie było aż tak anachroniczne i pozbawione atutów, jak powszechnie się przyjmuje. Uderzenia szablą we wraże tanki było niczym innym jak wymysłem nazistowskiej propagandy.

[srodtytul]Wyścig zbrojeń[/srodtytul]

Pozostało 97% artykułu
Historia
Telefony komórkowe - techniczne arcydzieło dla każdego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem