22 listopada 1940 roku nastąpiła wyraźna poprawa w pracy radiostacji i doszło do wymiany depesz z krajem. Z przejęciem odszyfrowaliśmy pierwsze wiadomości z Warszawy.
Zawierały one potwierdzenie odebranych depesz, podawały godziny nasłuchu, szczegóły techniczne pracy, wreszcie wyrażały gorącą radość z nawiązania łączności” – pisał we wspomnieniach Kazimierz Iranek-Osmecki
W okresie międzywojennym radio stało się podstawowym środkiem łączności wojska. Pod koniec lat 30. przeciętna niemiecka dywizja piechoty miała 140 radiostacji, rosyjska 87, francuska 81, polska 19. W Wojsku Polskim wyposażono w radiostacje bataliony i pułki, a potem zamierzano związki taktyczne, gdzie radiostacje były najbardziej potrzebne.
Niedostateczne wyposażenie radiotechniczne wynikało z braku pieniędzy, a nie z zaniechania prac konstrukcyjnych. Produkowana w Państwowych Zakładach Tele- i Radiotechnicznych (PZT) w Warszawie radiostacja polowa N1/N2 kosztowała 4800 zł – tyle co polski fiat 508. Wojsko kupiło 170 sztuk radiostacji, tuż przed wojną zamówiło jeszcze 435 sztuk. Była to jedna z lepszych radiostacji w swojej klasie i Niemcy produkowali ją podczas okupacji.
Wytwórnia radiotechniczna AVA m.in. wyprodukowała radiostacje dla okrętów „Wicher”, „Grom”, „Burza”, „Błyskawica” i „Orzeł” oraz radiostacje samolotowe. AVA jako pierwsza na świecie zastosowała zasilanie radiostacji lotniczych prądem zmiennym. Z kolei Państwowy Instytut Telekomunikacyjny prowadził prace badawcze nad m.in.: generatorami wysokiej stabilności, wielokanałową telegrafią i telefonią oraz magnetronami.