Polak i Żyd: spotkanie po 65 latach

Bronisław Firuta podczas wojny uratował Józefa Bondera i jego siostrę.

Aktualizacja: 28.11.2009 02:41 Publikacja: 28.11.2009 02:40

Temu człowiekowi zawdzięczam życie – mówi wzruszony Józef Bonder (z prawej) o Bronisławie Firucie AP

Temu człowiekowi zawdzięczam życie – mówi wzruszony Józef Bonder (z prawej) o Bronisławie Firucie AP/David Goldman

Foto: AP

– Gdy zobaczyłem Józka na lotnisku w Nowym Jorku, trochę mnie zatkało. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Przecież odkąd ostatni raz się widzieliśmy, upłynęło 65 lat! Bardzo się zmienił, ale ja go od razu poznałem. Ten sam Józek! – mówi Bronisław Firuta.

Wzruszenia nie ukrywa również Józef Bonder. – Spotkanie z Bronkiem było dla mnie wielkim przeżyciem. Temu człowiekowi zawdzięczam życie. Moje, moich dzieci i wnuków – opowiada „Rz”.

Po raz pierwszy drogi Firuty i Bondera (dziś mają po 82 lata) przecięły się podczas drugiej wojny światowej. Był rok 1941, Józek wraz ze starszą siostrą uciekł z getta w miejscowości Skałat w województwie tarnopolskim. Jego rodzice zostali zamordowani i pochowani w masowej mogile na miejscowym cmentarzu żydowskim. Tropione przez SS rodzeństwo uciekło do wsi Ostra Mogiła, w której przed niemiecką okupacją siostra Józefa była nauczycielką.

[srodtytul]To był odruch serca[/srodtytul]

Rodzina Firutów przyjęła ich bez wahania i przechowała aż do 1944 roku, gdy przyszli Sowieci. Stało się tak, mimo że w okolicy Niemcy wymordowali kilka rodzin i spalili kilka chałup za ukrywanie Żydów.

– Dlaczego podjęliśmy ryzyko? To był odruch serca. Uważaliśmy, że musimy pomóc bliźnim w potrzebie. Józek był w moim wieku, zaprzyjaźniliśmy się. Moja ciocia traktowała jego siostrę jak córkę. Stali się dla nas rodziną – wspomina dziś Firuta.

Latem Żydzi nocowali w ogrodzie lub stodole – skąd łatwo było uciec do lasu w razie nagłego najścia – a zimą w domu. Pod koniec okupacji, gdy zrobiło się już wyjątkowo niebezpiecznie, przyłączyli się do działającego w okolicy oddziału partyzanckiego. Firuta dostarczał im wówczas do lasu prowiant i broń (sam był związany z podziemiem).

– Zdarzało się, że ludzie pomagali Żydom za pieniądze, ale Firutowie nigdy nie wzięli od nas ani grosza. Uratowali nas, gdyż byli dobrymi ludźmi. Nigdy o tym nie zapomnę – mówi Bonder. Podczas okupacji kilkakrotnie mało brakowało, żeby został złapany. Raz, gdy szedł wraz z siostrą przy lesie, zauważył ich niemiecki patrol znajdujący się we wsi. Chcieli strzelać, ale sołtys, także Polak, powiedział, że są to miejscowe dzieci jednego z chłopów.

Bonder często spotyka się z negatywnymi opiniami na temat Polaków i ich postawy podczas Holokaustu.

– Oczywiście wśród nich byli też antysemici. Ale w każdej wodzie znają się zepsute ryby. Nie ma narodów idealnych, wszędzie, wśród Żydów też, są ludzie przyzwoici i świnie – podkreśla.

Po wojnie wyemigrował do USA. Na początku nie znał języka i miał kłopoty z dostosowaniem się do nowych realiów. W końcu założył własny biznes – pralnię samoobsługową w centrum handlowym. Z czasem wykupił całe centrum i dziś bardzo dobrze mu się powodzi. Mieszka w New Jersey, gdzie właśnie odwiedził go Firuta.

Ten ostatni, po przyłączeniu województwa tarnopolskiego do Związku Sowieckiego, został wyrzucony z domu i wywieziony do komunistycznej Polski. Osiadł we wsi na Dolnym Śląsku, pracował w przedsiębiorstwie handlowym, dziś mieszka w Lubinie pod Wrocławiem. W październiku dotknęły go dwie tragedię. Zmarła jego żona i spalił mu się dom.

Spotkanie Żyda i Polaka po 65 latach zorganizowała Żydowska Fundacja na rzecz Sprawiedliwych (JFR) z Nowego Jorku. To organizacja, która opiekuje się Sprawiedliwymi wśród Narodów Świata na całym świecie. Fundacja sfinansowała również film dokumentalny o Firucie i Bonderze. Część zdjęć kręcona była na Ukrainie, gdzie dziś znajduje się Ostra Mogiła.

[srodtytul]Więź na całe życie[/srodtytul]

– Pomiędzy ratującym a uratowanym wytwarza się bardzo silna więź. Jeden z nich żyje dzięki temu, że drugi wyciągnął do niego pomocną dłoń w momencie próby. To łączy na całe życie – tłumaczy w rozmowie z „Rz” Agnieszka Perzan z JFR, która zorganizowała spotkanie.

– W pewnym momencie, podczas powitania na lotnisku Bonder spojrzał na Firutę i powiedział po prostu: „Jesteś moim zbawcą, zawdzięczam ci wszystko”. Trudno wyobrazić sobie bardziej wzruszający moment.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora[mail=p.zychowicz@rp.pl]p.zychowicz@rp.pl[/mail]

– Gdy zobaczyłem Józka na lotnisku w Nowym Jorku, trochę mnie zatkało. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Przecież odkąd ostatni raz się widzieliśmy, upłynęło 65 lat! Bardzo się zmienił, ale ja go od razu poznałem. Ten sam Józek! – mówi Bronisław Firuta.

Wzruszenia nie ukrywa również Józef Bonder. – Spotkanie z Bronkiem było dla mnie wielkim przeżyciem. Temu człowiekowi zawdzięczam życie. Moje, moich dzieci i wnuków – opowiada „Rz”.

Pozostało 89% artykułu
Historia
Telefony komórkowe - techniczne arcydzieło dla każdego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem