A to dlatego, że w Bundestagu zaczęto poważnie rozważać ideę wspólnego miejsca pamięci dla wszystkich cywilnych ofiar niemieckich zbrodni nazistowskich w całej Europie. Od Pirenejów po Ural, jak to ujęto w najnowszej propozycji.
Zgłosił ją prof. Wolfgang Benz, przewodniczący rady naukowej Fundacji Pomnika Pomordowanych Żydów Europy, tzw. pomnika Holokaustu, w sąsiedztwie Bramy Brandenburskiej. – Dostrzegamy w tym projekcie (tzn. pomnika dla polskich ofiar – przyp. red.) niebezpieczeństwo nacjonalizacji pamięci – napisał w imieniu rady naukowej do przewodniczącego Bundestagu Wolfganga Schäublego (CDU), znanego zwolennika miejsca pamięci polskich ofiar. Zwrócił uwagę, że pojawić się mogą inne żądania narodowe, co już słychać w środowisku ukraińskim.
– Jestem świadom argumentów za i przeciw wobec pomnika polskich ofiar – napisał w Wolfgang Schäuble w odpowiedzi na list prof. Benza. Zwrócił jednak uwagę, że nadal wspiera pomysł „wywodzący się z centrum parlamentu”.
SPD ma wątpliwości
Inicjatorem upamiętnienia sześciu milionów ofiar niemieckich zbrodni na ziemiach polskich był w listopadzie 2017 r. Florian Mausbach, 73-letni wtedy emerytowany urbanista, który był w przeszłości inicjatorem kilku innych pomników związanych z upamiętnieniem żydowskich ofiar nazizmu.
Polska miała być wyróżniona, bo od napadu na nią zaczęła się druga wojna światowa i tu proporcjonalnie było najwięcej ofiar. Pomysł poparła ponad setka niemieckich polityków, ludzi nauki i działaczy społecznych. Przed rokiem apel w tej sprawie poparli przedstawiciele pięciu frakcji w Bundestagu, a więc zdecydowana większość parlamentu. Nie chciała nic o tym słyszeć jedynie skrajnie prawicowa AfD.