Kto naciskał na Kurtykę i jak WSI walczyły z IPN

Nowa książka prof. Antoniego Dudka „Instytut. Osobista historia IPN” zawiera nieznane fakty dotyczące działalności Instytutu

Publikacja: 03.06.2011 04:36

prof. Antoni Dudek

prof. Antoni Dudek

Foto: Fotorzepa, Piotr Gęsicki Piotr Gęsicki

Profesor Antoni Dudek, historyk, który od dziesięciu lat jest blisko związany z IPN, przypomina okoliczności powstania instytutu i trudne chwile, które przeżywał pod rządami SLD. Można z niej poznać szczegóły takich wydarzeń, jak przyznanie przez Leona Kieresa Lechowi Wałęsie statusu pokrzywdzonego, ujawnienie tzw. listy Wildsteina oraz naciski, jakim poddawany był prezes Janusz Kurtyka, by opublikował listę 500 tajnych współpracowników zajmujących kluczowe stanowiska w państwie. Książka jest już dostępna w księgarniach.

Opisuje pan dziesięć lat działalności IPN. Ważnym wątkiem są próby wpływania na działalność Instytutu ze strony służb specjalnych.

Prof. Antoni Dudek: To rzeczywiście jeden z mniej znanych problemów, z którymi musiał się zmierzyć IPN. Zwłaszcza w pierwszych latach istnienia.

Na czym polegał główny problem?

Służby bardzo niechętnie przyjęły fakt pojawienia się Instytutu. W dużej mierze dlatego, że IPN przejmował największe dobra, jakimi dysponowały, czyli archiwa. Nic dziwnego, że robiono wiele, by utrudnić działalność IPN.

Głównie polegało to na wprowadzaniu w błąd władz Instytutu. Poszczególne służby zgodnie z ustawą miały obowiązek przekazywania archiwów. Często szło to opornie. Kiedy jednak szefowie tych służb przychodzili na spotkania z władzami Instytutu, deklarowali, że już niemal wszystko zostało przekazane. Kiedy później dochodziło do zmiany szefa w tych służbach, okazywało się, że znajdowało się tam jeszcze całkiem sporo akt, które do IPN nie trafiły.

Szczególnie ciężko układała się współpraca na linii Instytut – Wojskowe Służby Informacyjne.

WSI wyjątkowo długo broniły dostępu do swych archiwów.

Ostatni szef tych służb gen. Marek Dukaczewski wprost zadeklarował, że wszystkie materiały archiwalne zostały przekazane. Ale gdy zlikwidowano WSI, okazało się, że znajdowało się tam jeszcze ponad 1000 jednostek archiwalnych, które nie zostały przekazane.

Do tego sposób, w jaki WSI przekazały IPN swoje materiały, wskazywał na ich celowe pomieszanie.

Jednak działania służb  to nie tylko utrudnianie pracy?

Drugi z problemów wiązał się z obecnością w IPN ludzi, którzy w przeszłości pracowali w służbach specjalnych. Nie można przesądzać, że działali na szkodę Instytutu, ale biorąc pod uwagę to, czym on się zajmuje, ich obecność mogła budzić niepokój.

Służby często zastrzegały, że materiały mają się znaleźć w zbiorze zastrzeżonym, do którego historycy i archiwiści nie będą mieli dostępu.

Niestety, nie było to weryfikowane i wiele dokumentów, które do tego zbioru trafiły, nigdy nie powinno się w nim znaleźć. Zbiór zastrzeżony wciąż liczy około 500 metrów akt. A powinny się w nim znajdować jedynie dokumenty dotyczące wciąż czynnych agentów służb.

Jak do tego doszło?

Przy tworzeniu zbioru zastrzeżonego obowiązywała następująca procedura. Służba przekazująca akta do IPN występowała do prezesa Instytutu o ich umieszczenie w zbiorze zastrzeżonym. Gdyby prezes nie wyraził na to zgody, instancją odwoławczą miało być Kolegium IPN. Rzecz w tym, że prezes Leon Kieres w pierwszych latach urzędowania wyrażał zgodę na zdecydowaną większość wniosków szefów służb.

Przepychanki dotyczyły także innych dokumentów.

To prawda, wiele dokumentów przekazywanych IPN miało klauzulę tajności. Służby często się domagały, by ją zachować. Na przykład naciskano na członków Kolegium IPN, by akta X Departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego nie zostały odtajnione i udostępnione historykom. Powodem miało być wykorzystywanie technik operacyjnych, które służby ciągle stosują. Ta sytuacja miała miejsce w 2003 r., czyli blisko 50 lat po zlikwidowaniu MBP. Na szczęście kolegium nie uległo wówczas naciskom.

 

Profesor Antoni Dudek, historyk, który od dziesięciu lat jest blisko związany z IPN, przypomina okoliczności powstania instytutu i trudne chwile, które przeżywał pod rządami SLD. Można z niej poznać szczegóły takich wydarzeń, jak przyznanie przez Leona Kieresa Lechowi Wałęsie statusu pokrzywdzonego, ujawnienie tzw. listy Wildsteina oraz naciski, jakim poddawany był prezes Janusz Kurtyka, by opublikował listę 500 tajnych współpracowników zajmujących kluczowe stanowiska w państwie. Książka jest już dostępna w księgarniach.

Pozostało 87% artykułu
Historia
Cel nadrzędny: przetrwanie narodu
Historia
Zaprzeczał zbrodniom nazistów. Prokurator skierował akt oskarżenia
Historia
Krzysztof Kowalski: Kurz igrzysk paraolimpijskich opadł. Jak w przeszłości traktowano osoby niepełnosprawne
Historia
Kim byli pierwsi polscy partyzanci?
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Historia
Generalne Gubernatorstwo – kolonialne zaplecze Niemiec