Sowiecki najazd na Gostyń

Wśród grup rekonstrukcji historycznych są nie tylko miłośnicy Słowian – także fani czołgów i haubic

Publikacja: 14.07.2011 02:09

Czołg Sherman Grizzly pożyczony uczestnikom gostyńskiego zlotu przez Muzeum Wojska Polskiego w Warsz

Czołg Sherman Grizzly pożyczony uczestnikom gostyńskiego zlotu przez Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie

Foto: Fotorzepa, JANUSZ WALCZAK JW JANUSZ WALCZAK

Maj 1945 r. Amerykańscy żołnierze z Wielkiej Czerwonej Jedynki (jednostka piechoty) wkraczają do Czechosłowacji. W miejscowości Zwodau jest niemiecki obóz koncentracyjny. Więźniarki i więźniowie podbiegają do żołnierzy. Proszą o pomoc. Amerykanie znajdują jakieś ubrania, jedzenie, wodę. Dają wycieńczonym ludziom. Sanitariusze wojskowi sprawdzają, czy oswobodzeni potrzebują pomocy medycznej.

To nie jest scena z filmu – takie widowisko rozegrało się niedawno na Zlocie Grup Rekonstrukcyjnych i Historycznych Pojazdów Wojskowych – Strefa Militarna Gostyń – Podrzecze.

Widzowie, którzy oglądali inscenizację, opowiadają, że wyciskała prawdziwe łzy z oczu.

– To było niesamowite. Po prostu... autentyczne. Osoby, które przygotowały tę scenę, zadbały o  każdy szczegół – zachwyca się Małgorzata Czechowska, która pierwszy raz uczestniczyła w tym zlocie.

– Nie chcieliśmy pokazywać tylko krwawego oblicza wojny: bitew, potyczek, szturmów – tłumaczy pomysł rekonstrukcji Piotr Langenfeld, prezes Stowarzyszenia Historycznego Wielka Czerwona Jedynka. – Ale przypomnieć także takie epizody, jak wyzwalanie obozów koncentracyjnych przez amerykańskich żołnierzy czy ich pomoc dla ludności cywilnej.

Spotkania Grup Rekonstrukcyjnych Historycznych w Gostyniu przyciągają tysiące pasjonatów historii, militariów i zwykłych widzów.

– Przygotowanie takiego zlotu trwa praktycznie cały rok. W  przedsięwzięcie zaangażowanych jest prawie tysiąc osób – mówi „Rz" Adam Bech ze Stowarzyszenia Historia Militaris, organizatora spotkania. Przyznaje, że rekonstrukcje historyczne od kilku lat cieszą się coraz większą popularnością.

Najwięcej grup powstało sześć, siedem lat temu. Jak Stowarzyszenie Historyczne Wielka Czerwona Jedynka. Jej członkowie odtwarzają i kultywują tradycje amerykańskiej 1. Dywizji Piechoty, słynnej „Big Red One". Jednostka utworzona podczas I wojny światowej brała udział we wszystkich większych konfliktach ubiegłego i tego wieku.

Skąd pomysł na sięgnięcie do tych akurat tradycji? – Kilka lat temu w kręgach pasjonatów historii i militariów coraz modniejsza stawała się rekonstrukcja historyczna – opowiada Langenfeld. – Ale na początku były to grupy odtwarzające średniowiecze. Potem pojawili się pasjonaci kampanii wrześniowej. A mnie i moich kolegów interesowała amerykańska wojskowość.

Teraz są największym tego typu amerykańskim stowarzyszeniem w Polsce. Zostali zauważeni. Grupa wystąpiła w kilku produkcjach filmowych, m.in. w „Tajemnicy twierdzy szyfrów", w brytyjsko-brazylijskim „Szczęście to rzadka rzecz w Monte Castello" czy w dokumentach o amerykańskim uzbrojeniu, które przygotowuje TVN Historia.

Epizod filmowy na swoim koncie ma także Grupa Rekonstrukcji Historycznej 1. Samodzielnej Kompanii Commando (pierwsza polska jednostka komandosów, powstała w Wielkiej Brytanii w 1942 r.). W ramach obchodów 65. rocznicy zdobycia Monte Cassino przez żołnierzy II Korpusu Polskiego wystąpiła w dokumencie dla poznańskiej telewizji.

– Wspomnienia weteranów spod Monte Cassino były poprzetykane scenami z tamtych czasów, które odgrywaliśmy – opowiada Przemysław Kapturski, prezes stowarzyszenia Commando. – Było to tym bardziej uzasadnione, że polscy komandosi brali udział w tamtych walkach.

Grupa powstała w 2003 r. Jak opowiada prezes Kapturski, jej członkowie wyrośli z harcerstwa (większość z nich wywodzi się z 20. Swarzędzkiej Drużyny Harcerskiej Commando im. 1. Samodzielnej Kompani Komandosów), ale po rozstaniu z drużyną chcieli kontynuować swoje pasje.

Członkowie Commanda szkolą się na wzór elitarnych formacji specjalnych wojska. Elementem ich ćwiczeń są m.in. marsze na orientację z pełnym ekwipunkiem, zajęcia wspinaczkowe, pierwsza pomoc, strzelectwo.

Grupę można też było zobaczyć na zlocie w Gostyniu. – Pokazaliśmy tam m.in. obóz komandosów po wyzwoleniu Bolonii – opowiada Przemysław Kapturski. – Ciekawostką jest to, że ze wszystkimi szczegółami odtworzyliśmy go z niewielu zachowanych zdjęć.

Zdjęcia posłużyły też jako materiał poglądowy grupie pasjonatów, którzy interesują się wojskowością sowiecką.  GRH  „Bagram 345" pojawiła się na zlocie w Gostyniu, w tym roku po raz pierwszy. Od razu wzbudziła spore zainteresowanie, bo pokazywała wycinek dość świeżej historii, mianowicie interwencję Związku Sowieckiego w Afganistanie.

Nazwa grupy pochodzi od 345. Gwardyjskiego Samodzielnego Pułku Spadochronowo-Desantowego, która stacjonowała nieopodal lotniska Bagram (w Afganistanie).

– Jest wiele grup rekonstrukcyjnych, które pokazują polskie, niemieckie czy amerykańskie jednostki. My chcieliśmy, trochę na przekór, pokazać sowieckie – mówi założyciel grupy Marcin Górny. Dodaje, że od dawna interesował się armią sowiecką i zbierał różne rzeczy z nią związane.

Na zlocie grupa zrekonstruowała bazę sowieckich żołnierzy w Afganistanie. Oraz stanowiska strzelca wyborowego i żołnierza obsługującego karabin RPK z czasów wojny radziecko-afgańskiej.

– Od publiczności słyszałem komentarze, że przywieźliśmy tyle sprzętu, a chodzimy w  trampkach i nie stać nas na wojskowe buty. Tymczasem w wybranych jednostkach, podczas interwencji w Afganistanie ci żólnierze używali butów sportowych zamiast regulaminowych wojskowych – opowiada Górny.

Grupy rekonstrukcyjne, niezależnie od jednostki, jaką odtwarzają, przywiązują bardzo wielką uwagę do szczegółów. Od najdrobniejszych, jak guziki przy mundurach, paski czy klamry, przez buty po sprzęt ciężki.

– Każdy element naszego wyglądu jest bardzo ważny – mówi Górny. – Specjalnie przez Internet ściągałem amerykańskie skarpety i śpiwory, bo sowieccy żołnierze mieli właśnie takie. Nie dostawali ich oczywiście z oficjalnych przydziałów wojskowych, lecz zdobywali, gdy na przykład zatrzymywali afgańskie karawany.

Z kolei grupa Commando  szczyci się tym, że ma jedyny w Polsce brytyjski karabin Lee-Enfield z celownikiem i montażem z czasów II wojny światowej. – Od  niedawna można nabywać oryginalną broń pozbawioną cech bojowych. Dzięki temu możemy ją kolekcjonować – podkreśla Kapturski.

Grupy rekonstrukcyjne szukają oryginalnych przedmiotów z epoki wszędzie: na targach kolekcjonerskich, aukcjach, w Internecie.

Coraz lepiej rozwija się też przemysł produkujący je. Można więc kupić np. pieczołowicie odtworzone mundury, buty, hełmy. Jednak, jak twierdzą członkowie grup, najbardziej cenione są przedmioty oryginalne.

Moda na rekonstrukcje  pojawiła się kilka lat temu. Dziś ta pasja łączy tysiące ludzi

– Ale w trakcie pokazów czy zlotów mogą się zniszczyć. Dlatego dobrze, że mamy możliwość kupienia ich kopii – dodaje Kapturski.

Pasjonaci historii interesują się też ciężkim sprzętem wojskowym. Na tegorocznym gostyńskim zlocie można było zobaczyć sporo maszyn, m.in. samochody osobowe, terenowe czy ciężarowe.

Niewątpliwą atrakcją były niszczyciele czołgów T 48-SU 57. To amerykańska konstrukcja z czasów II wojny światowej. Zakłady zbrojeniowe w USA wyprodukowały około 1000 tych maszyn, z czego prawie 700 trafiło do Związku Sowieckiego jako pomoc sojusznicza. A ci 15 sztuk przekazali Wojsku Polskiemu.

Jedynie pięć przetrwało wojnę. Po niej jedna maszyna została zniszczona w trakcie kręcenia filmu „Czterej pancerni i pies". Teraz na świecie jest ich zaledwie siedem, trzy w Polsce.

W Gostyniu można było też zobaczyć czołgi z  II wojny światowej: niemiecki Pantera, amerykański Sherman Grizzly.

Pojawił się również bardziej współczesny sprzęt wojskowy jak opancerzone samochody BRDM czy armatohaubica samobieżna Goździk.

– Na zlocie jeździliśmy właśnie takim BRDM, ale niestety nie naszym, lecz udostępnionym przez grupę Militarni z Wrocławia, za co im dziękujemy. Nie stać nas jeszcze na kupno własnego – ubolewa Górny.

Członkowie grup rekonstrukcji historycznych przyznają, że ich pasja kosztuje. – Ale trudno z tego zrezygnować, bo to nasze hobby – podkreśla Adam Bech.

Maj 1945 r. Amerykańscy żołnierze z Wielkiej Czerwonej Jedynki (jednostka piechoty) wkraczają do Czechosłowacji. W miejscowości Zwodau jest niemiecki obóz koncentracyjny. Więźniarki i więźniowie podbiegają do żołnierzy. Proszą o pomoc. Amerykanie znajdują jakieś ubrania, jedzenie, wodę. Dają wycieńczonym ludziom. Sanitariusze wojskowi sprawdzają, czy oswobodzeni potrzebują pomocy medycznej.

To nie jest scena z filmu – takie widowisko rozegrało się niedawno na Zlocie Grup Rekonstrukcyjnych i Historycznych Pojazdów Wojskowych – Strefa Militarna Gostyń – Podrzecze.

Pozostało 94% artykułu
Historia
Krzysztof Kowalski: Heroizm zdegradowany
Historia
Cel nadrzędny: przetrwanie narodu
Historia
Zaprzeczał zbrodniom nazistów. Prokurator skierował akt oskarżenia
Historia
Krzysztof Kowalski: Kurz igrzysk paraolimpijskich opadł. Jak w przeszłości traktowano osoby niepełnosprawne
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Historia
Kim byli pierwsi polscy partyzanci?
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska