Bój się Boga – Czcij Króla

Na wodzie pisane... opowieści marynistyczne z Polski i ze świata

Publikacja: 31.12.2011 00:01

Mat podchorąży Eryk Kazimierz Sopoćko podczas wachty na okręcie, fotografia prawdopobnie z 1940 r.

Mat podchorąży Eryk Kazimierz Sopoćko podczas wachty na okręcie, fotografia prawdopobnie z 1940 r.

Foto: narodowe archiwum cyfrowe

Gdy podporucznik Eryk Sopoćko opuszczał pancernik HMS „Rodney", na którym służył jako oficer stażysta, pokład okrętu lśnił jak nowy, a na rufowym pomoście sygnałowym przymocowano świeżo polakierowaną tablicę z napisem „Bismarck, 1941". „Zwycięstwa są nieśmiertelne" – pomyślał 22-letni marynarz, który niebawem zyska sławę znakomitego reportera wojennego. I po raz ostatni odczytał motto, pod którym widniał napis „Bismarck, 1941" – „Bój się Boga – Czcij Króla".

Do grona najwybitniejszych marynistów polskich – zgódźmy się, nie mieliśmy ich aż tak wielu – trafił błyskawicznie, gdy zadebiutował „Patrolami Orła" opublikowanymi po angielsku jako „Orzel's Patrol". Druga, i ostatnia, książka Spoćki – „Gentlemen, the Bismarck has been sunk" (przełożona na język polski przez Marka Jurczyńskiego i wydana teraz nakładem Oficyny Wydawniczej Finna pod tytułem „W pościgu za »Bismarckiem«" – Gdańsk, 2011) uznana została za jedną z najlepszych opowieści o słynnej morskiej pogoni za pancernikiem niemieckim, choć ten akurat epizod wojenny ma swoją bardzo bogatą literaturę. Autor we wstępie niejako się tłumaczył, że niektóre podane przez niego pomniejsze szczegóły mogą nie zgadzać się z oficjalną historiografią, ale – pisał – „tak się złożyło, że byłem naocznym świadkiem tych wydarzeń, i w ramach moich możliwości opisałem to, co sam widziałem".

A – do czasu – miał wprost niewiarygodne pisarskie szczęście. Był Sopoćko na ORP „Orzeł", gdy ten zatopił „Rio de Janeiro". Odbywał staż na pancerniku „Rodney", kiedy okręt ten, mszcząc zatopienie HMS „Hoood", rozstrzelał „Bismarcka". Pływał na okręcie podwodnym ORP „Sokół", będąc świadkiem wielu jakże interesujących wydarzeń. Znalazł się też na „Orkanie" przewożącym z Gibraltaru trumnę z generałem Sikorskim. I zginął w 1943 r. na tym okręcie zatopionym przez niemieckiego U-Boota.

Uprawiał nie wyłącznie literaturę faktu, czego dowodzi bardzo dobre, krótkie opowiadanie „U-427" pomieszczone w wydanym obecnie tomie. Talent młodego prozaika rozwijał się zresztą błyskawicznie. Profesor Tymon Terlecki, juror w konkursie „Wiadomości Polskich" na pamiętnik żołnierski, wspominał, jakie wrażenie zrobił na nim rękopis „Orła". Otóż, początkowo

– jak najgorsze. Był przegadany, postaci wydawały się sztuczne, dialogi drewniane: „Gdyby poprzestać na tych kilku czy kilkunastu pierwszych stronach, należałoby rękopis zdyskwalifikować bezapelacyjnie. Ale na dalszych kilkudziesięciu stronach dokonywało się coś, co trochę graniczyło z cudem, coś, czego się dotyka, co się ogląda żywymi oczami bezmiernie rzadko – rodził się pisarz. Można powiedzieć, że urodził się pod naciskiem wstrząsającego przeżycia, ludzkiego udręczenia niebezpieczeństwem, ludzkiego strachu przed śmiercią, ludzkiego i męskiego przezwyciężenia strachu i udręki".

Nieprzypadkowo Julian Ginsbert porównywał Sopoćkę z Eugeniuszem Małaczewskim, autorem „Konia na wzgórzu", żołnierzem wojny polsko-bolszewickiej, który też „nie zdążył ukazać wszystkich możliwości, objawiających się w miarę krzepnięcia i doskonalenia się daru pisarskiego".

W krótkiej nocie o twórcy „W pościgu za »Bismarckiem«" Ginsbert przypominał, że urodzony w 1919 roku w Kijowie Eryk Sopoćko był wychowankiem Korpusu Kadetów w Rawiczu. Do Anglii przybył jako podchorąży Marynarki Wojennej z pływania szkolnego na „Iskrze". W czasie wojny jakiś czas pełnił funkcję na lądzie i wtedy napisał swoje dwie książki, jak również sztukę teatralną, wymownie zatytułowaną, „3rd of May". Ale, oczywiście, pisał również reportaże i opowiadania pod bezpośrednim wrażeniem zachodzących wydarzeń, jak np. jeden ze swoich ostatnich tekstów, „Ironię losu", historię – cytuję Ginsberta – „46 podwodników niemieckich wyratowanych przez ORP »Orkan«".

Kapitalna jest scena akcji ratowniczej przeprowadzanej przez marynarzy „Orkana", którzy wyciągali z wody Niemców ściśnionych na trzech powiązanych ze sobą gumowych tratwach: „Podano rzutki. Tratwa podciągnęła się. Rzucono siatkę, po której wspinać zaczęli się rozbitkowie. Jeden z nich, w mundurze porucznika marynarki, zastępca dowódcy zatopionego okrętu, jak się potem okazało, wynalazł skądś gwizdek i zaczął wydawać rozkazy. Ten moment nie spodobał mi się. Podszedłem bliżej. Niemiec zauważył widocznie moją osobę, bo przerwał swą dotychczasową czynność i nie czekając, aż się odezwę powiedział:

– Teraz mogę podziękować. Co za szczęśliwy traf, że wyratowani zostaliśmy przez portugalski kontrtorpedowiec. Pan oczywiście rozumie niemiecki?

– Nie – odpowiedziałem, nie chcąc prowadzić rozmowy w znienawidzonym języku. – Ale pan myli się. To polski kontrtorpedowiec – wyjaśniłem po angielsku. Polski kontrtorpedowiec – powtórzyłem na wszelki wypadek po niemiecku.

Żałuję, że nie widziałem w tej chwili twarzy mego rozmówcy. Szkoda. Niewątpliwie ciekawie wyglądać musiała. Z tonu głosu wynikało to bez cienia wątpliwości.

– Polski kontrtorpedowiec – z kolei on powtórzył te dwa słowa. Powtórzył, wsadził gwizdek do kieszeni i zmieszał się z już stojącą pod kominem grupą.

Tej nocy nie widziałem go więcej. Nie ulega kwestii, że nie omieszkał przekazać tej radosnej nowiny reszcie swych kompanów. Umilkły rozmowy. Nikt mnie więcej nie prosił o sznapsa, ani o gorącą zupę. W ogóle od tej pory języka niemieckiego głośno mówionego więcej już nie słyszałem".

Gdy podporucznik Eryk Sopoćko opuszczał pancernik HMS „Rodney", na którym służył jako oficer stażysta, pokład okrętu lśnił jak nowy, a na rufowym pomoście sygnałowym przymocowano świeżo polakierowaną tablicę z napisem „Bismarck, 1941". „Zwycięstwa są nieśmiertelne" – pomyślał 22-letni marynarz, który niebawem zyska sławę znakomitego reportera wojennego. I po raz ostatni odczytał motto, pod którym widniał napis „Bismarck, 1941" – „Bój się Boga – Czcij Króla".

Do grona najwybitniejszych marynistów polskich – zgódźmy się, nie mieliśmy ich aż tak wielu – trafił błyskawicznie, gdy zadebiutował „Patrolami Orła" opublikowanymi po angielsku jako „Orzel's Patrol". Druga, i ostatnia, książka Spoćki – „Gentlemen, the Bismarck has been sunk" (przełożona na język polski przez Marka Jurczyńskiego i wydana teraz nakładem Oficyny Wydawniczej Finna pod tytułem „W pościgu za »Bismarckiem«" – Gdańsk, 2011) uznana została za jedną z najlepszych opowieści o słynnej morskiej pogoni za pancernikiem niemieckim, choć ten akurat epizod wojenny ma swoją bardzo bogatą literaturę. Autor we wstępie niejako się tłumaczył, że niektóre podane przez niego pomniejsze szczegóły mogą nie zgadzać się z oficjalną historiografią, ale – pisał – „tak się złożyło, że byłem naocznym świadkiem tych wydarzeń, i w ramach moich możliwości opisałem to, co sam widziałem".

Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Historia
Archeologia rozboju i kontrabandy