Wilm Hosenfeld, dobry człowiek w Wehrmachcie

Kapitan Wilm Hosenfeld zmarł 60 lat temu, 13 sierpnia 1952 r., w sowieckim łagrze podczas odbywania kary 25 lat robót.

Publikacja: 13.08.2012 01:01

Wilm Hosenfeld, dobry człowiek w Wehrmachcie

Foto: Archiwum

Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"

Skazał go sowiecki sąd, który przyznał sobie prawo do oceny postępowania Hosenfelda wobec polskich jeńców wojennych z 1939 r. i powstańców warszawskich. I uznał to postępowanie za zbrodnicze, przyczyniające się do umacniania faszyzmu niemieckiego i – co jest kuriozalne – do umacniania wrogiej działalności wobec ZSRR.

Trudno o bardziej okrutny grymas historii. Hosenfeld odnosił się z najwyższą odrazą do mordów popełnianych przez Niemców w okupowanej Polsce i jeśli tylko mógł, pomagał Polakom i Żydom. Tę jego postawę dokumentuje obszerny zbiór listów do żony i dzieci (będący także pięknym wyrazem miłości do nich) oraz dzienniki wydane w 2008 roku pod tytułem „Staram się ratować każdego”. Jest to zarazem świadectwo wyzwalania się autora z wiary w narodowy socjalizm obiecujący tanie mieszkania i volkswageny oraz w samego Adolfa Hitlera, w którym widział gwaranta lepszej przyszłości Niemiec.

*

Wilm Hosenfeld, nauczyciel powołany do wojska, nie wziął bezpośredniego udziału w wojnie przeciw Polsce. Uważał ją zresztą za zawinioną przez polski rząd, który odrzucił umiarkowane propozycje Hitlera. Pierwszym zadaniem Hosenfelda na okupowanych terenach było zorganizowanie obozu jenieckiego. Później pełnił służbę w batalionie wartowniczym, był oficerem wychowania fizycznego i obrony przeciwchemicznej, organizatorem kursów dokształcania dla żołnierzy. Podczas powstania warszawskiego jako oficer sztabowy zajmował się analizą uzyskiwanych informacji wywiadowczych i sytuacji bojowej.

W okupowanej Polsce Hosenfeld zauważał na każdym kroku ludzką krzywdę i starał się ją łagodzić, choćby drobnymi gestami. Koczującym na dworcu w Sokołowie dzieciom polskim wypędzonym z rodzicami z terenów przyłączonych do Rzeszy przyniósł chleb, ser i kiełbasę. Dzieciom żydowskim w Węgrowie rozdawał landrynki. Przyjaźnił się z polskim rodzinami Prutów i Cieciorów. Joachima Pruta, byłego polskiego oficera, wyciągnął z rak gestapo. Księdza Antoniego Cieciorę zagrożonego aresztowaniem zatrudnił na fałszywych papierach w prowadzonej przez siebie szkole sportowej Wehrmachtu. Z pracującymi tam polskimi robotnikami świętował Boże Narodzenie. Ze zgrozą pisał o warunkach, w jakich transportowano w styczniu 1943 r. wypędzonych Polaków z Zamojszczyzny, dzieciach umierających z powodu głodu i mrozu. „Czy ludzie, którzy wydają takie rozkazy, są przy zdrowych zmysłach?”. Podczas powstania warszawskiego pomógł przetrwać ukrywającemu się Władysławowi Szpilmanowi. Po latach stanie się bohaterem filmu „Pianista” Romana Polańskiego. Pisząc o prowadzonych przez siebie przesłuchaniach powstańców, stwierdza: „staram się ratować każdego, kto jest do uratowania”.

Jego postawa wobec krzywd i niesprawiedliwości wypływała niewątpliwie z głębokiej religijności. „Nie ma religii bez świadectwa, to jest dla mnie zupełnie jasne”. Notując, że był na mszy w Tomaszowie Mazowieckim (modlił się wraz z Polakami), zauważał, że najwyższym ideałem ziemskim jest miłość do człowieka. Doskonale widział, że chrześcijańska moralność jest sprzeczna z narodowosocjalistycznym wychowaniem. Odnotowywał: „Naszej młodzieży wybija się z głów najszlachetniejsze ideały – miłości bliźniego i humanizmu”. Wybrał chrześcijańską miłość bliźniego, przeciw nazizmowi, który, według jego słów, tworzy świat bez Boga i moralnej odpowiedzialności.

*

Hosenfeld wyobrażał sobie, że po niemieckim zwycięstwie zapanują w Europie pokój, dobrobyt, kultura. „Po wojnie Hitler będzie do tego gotowy”. Uważał, że „albo Europa wyłoni się niebawem jako niemiecki twór, albo wszystko utonie w nieszczęsnym chaosie”. 22 czerwca 1941 r. pisał, że nastał odpowiedni moment, żeby pozbyć się z jednej strony bolszewizmu, a z drugiej ostatniego kontynentalnego mocarstwa. Wyobrażał sobie, że w niemieckiej Europie Polacy powinni cieszyć się swobodami gospodarczymi i kulturalnymi oraz niezależnością („oczywiście bez przyłączonych teraz do Rzeszy terenów”). Hosenfeld nie rozumie powodów brutalnej polityki niemieckiej wobec Polaków. „Co mnie najbardziej przygnębia, to nieszczęście tego podbitego kraju i niedoskonałość metod, jakimi pracuje się nad jego pacyfikacją. Czy wspaniałomyślność, wielkoduszność i niemiecka przewaga kulturowa są tu naprawdę nie na miejscu?”. Pisał do żony, że nie zgadza się z usuwaniem pomników Chopina i Mickiewicza („kulturalnemu narodowi wypadałoby raczej respektować pomniki kultury obcego narodu, niż je niszczyć”).

Hosenfeld uważał, że istnienia takiego narodu jak polski nie da się wymazać, bo „przeczy to zresztą zasadom narodowego socjalizmu”. Czytelnik często będzie się dziwić z powodu naiwności czy ślepoty politycznej Hosenfelda, która stopniowo jednak zaczynała ustępować na rzecz krytycznej postawy i wreszcie potępienia nazistowskiego reżimu. W styczniu 1942 roku krytykuje w dzienniku hipokryzję nazistowskich przywodców, rozbieżność między hasłami a brutalnymi i niemoralnymi czynami.

*

W marcu 1941 r. zapisał w dzienniku „Wgląd w getto. Straszne warunki, jedno wielkie oskarżenie przeciwko nam. Ludzie są skazani na zezwierzęcenie i śmierć głodową”. W lipcu 1942 r. pisze w dzienniku o mordowaniu Żydów. „Nie chcę wierzyć, że Hitler czegoś takiego chce, że są Niemcy, którzy wydają takie rozkazy. Wyjaśnienie jest tylko jedno; oni są chorzy, nienormalni albo szaleni”. Dochodzi do konkluzji, że wojna, którą uzasadniała walka o swobodny dostęp do zasobów żywności i terytoriów oraz poszerzenie narodowego terytorium stała się niepohamowaną rzezią. „Popełniając ten straszliwy, masowy mord na Żydach, przegraliśmy wojnę”. Widzi, że już żadne racje nie stoją po stronie Niemiec, a narody podbite, walczące w wolność „ożywia etyczna racja”.

Rozstając się z niedawnymi przekonaniami, stwierdza, że Niemcy wcale nie muszą panować nad światem. „Nam przeznaczone jest być narodem poetów i myślicieli”. W lutym 1943 r. pisał: „pogubiły się gdzieś nasze ideały, nie ziściło się marzenie o piękniejszym kraju”.

Hosenfeld nie obciążał jedynie nazistów winą za zło, które za ich sprawą zapanowało. Jest to wina wszystkich Niemców. W lipcu 1943 r. zanotował w dzienniku: „Swego czasu, kiedy naziści dochodzili do władzy, nie zrobiliśmy nic, żeby temu przeszkodzić. Zdradziliśmy własne ideały, ideał wolności osobistej, wolności demokratycznej i religijnej. Robotnik dał się w to wciągnąć. Kościół się przyglądał. Mieszczanin był zbyt tchórzliwy, podobnie jak przywódcze warstwy intelektualne. Dopuściliśmy do rozbicia związków zawodowych, do prześladowania religii, nie było wolności słowa w prasie, w radiu. W końcu pozwoliliśmy się wpędzić w wojnę. Odpowiadało nam to, że Niemcy zostały pozbawione przedstawicielstwa narodu, i pozwoliliśmy sobie narzucić pozorne przedstawicielstwo, które nie ma nic do powiedzenia, Ideałów nie można zdradzać bezkarnie. Teraz wszyscy musimy ponosić tego skutki”. Sam zapłacił najwyższą cenę, umierając w sowieckim łagrze.

Wilm Hosenfeld „Staram się ratować każdego. Życie niemieckiego oficera w listach i dziennikach”. Oficyna Wydawnicza Rytm, Warszawa 2008

Lipiec 2008

Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"

Skazał go sowiecki sąd, który przyznał sobie prawo do oceny postępowania Hosenfelda wobec polskich jeńców wojennych z 1939 r. i powstańców warszawskich. I uznał to postępowanie za zbrodnicze, przyczyniające się do umacniania faszyzmu niemieckiego i – co jest kuriozalne – do umacniania wrogiej działalności wobec ZSRR.

Pozostało 95% artykułu
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Historia
Archeologia rozboju i kontrabandy