Zwrócone imię ofiar Stalina

Zespół naukowców identyfikuje ofiary stalinowskich zbrodni. Za kilka tygodni poda kolejne nazwiska

Publikacja: 01.02.2013 23:45

Latem zeszłego roku na warszawskich Powązkach rozpoczęły się ekshumacje ofiar stalinowskiego terroru

Latem zeszłego roku na warszawskich Powązkach rozpoczęły się ekshumacje ofiar stalinowskiego terroru. Wydobyto 109 ciał. Następne prace ruszą wiosną

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Dwudziestoosobowa grupa naukowców: genetyków, historyków, lekarzy, biologów, antropologów z kilku ośrodków naukowych w Polsce, od kilku miesięcy angażuje się w projekt Polskiej Bazy Genetycznej Ofiar Totalitaryzmu. Ich celem jest identyfikacja ofiar stalinizmu. Przedsięwzięcie ma doprowadzić do tego, że przestaną być anonimowi.

Wszyscy naukowcy pracują jako wolontariusze.  – Niestety, nasza praca stanowi tylko część kosztów projektu. I chociaż zapewne można by ją drogo wycenić, to i tak najdroższe pozostają odczynniki i chemia używana w czasie badań genetycznych – mówi dr Andrzej Ossowski, biolog i kryminolog, koordynator projektu z ramienia Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego.

Ekshumacje na Powązkach

– Badania są rzeczywiście drogie – zidentyfikowanie jednego ciała to koszt od kilku do nawet ponad dziesięciu tysięcy złotych. Baza powstała m.in. po to, by gromadzić fundusze na ten cel. – Bez wsparcia osób prywatnych, instytucji, firm, banków nie byłoby to możliwe – mówi Ossowski. – Nie upubliczniliśmy jeszcze listy sponsorów, ale niebawem pojawią się na naszej stronie. Trwają rozmowy z prawnikami – dodaje. „Rzeczpospolita" dowiedziała się, że pierwszym oficjalnym sponsorem zostanie duży międzynarodowy bank. Identyfikacja ciał i badania genetyczne dotyczą głównie szczątków ekshumowanych w kwaterze na Łączce na warszawskich Powązkach. Ekshumacje odbywały się w lipcu i sierpniu zeszłego roku w ramach ogólnopolskiego projektu badawczego „Poszukiwania nieznanych miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego z lat 1944–1956". Nadzorował je Instytut Pamięci Narodowej, a finansowała Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Do tej pory wydobyto 109 ciał. W kwietniu rozpoczną się kolejne prace ekshumacyjne.

– Na Łączce pochowano około 300 żołnierzy, ofiar komunistycznego terroru, którzy zostali rozstrzelani w więzieniu mokotowskim – mówi prof. Krzysztof Szwagrzyk, historyk, koordynator badań z IPN. – Nie wyobrażam sobie, by powody finansowe mogły zaprzepaścić projekt, nikt z nas nie dopuszcza takiej możliwości.

Tym bardziej że tempo prac jest imponujące. – Baza funkcjonuje od jesieni, w grudniu podaliśmy nazwiska trzech zidentyfikowanych ofiar, za kilka tygodni padną następne – mówi Ossowski.

Potrzebni krewni

Czy wśród rozpoznanych będzie rotmistrz Witold Pilecki, mjr Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka" albo Hieronim Dekutowski, ps. Zapora – nikt z badaczy ani szefostwa IPN, które ma pieczę nad projektem identyfikacji, nie chce w tej chwili tego potwierdzić. – Wszelkie informacje bardzo boleśnie przeżywają rodziny i potomkowie bohaterów, dlatego musimy mieć stuprocentową pewność – podkreśla Łukasz Kamiński, prezes IPN.

A o taką pewność nie jest łatwo. Tożsamość szczątków ofiar może być potwierdzona wyłącznie dzięki genetyce. Do tego potrzebne są dwie strony: ekshumowane ludzkie szczątki oraz porównawczy materiał genetyczny pobierany od krewnych ofiar. Stąd apel IPN do rodzin ofiar zbrodni komunistycznych, których nazwiska znajdują się na stronach IPN i Polskiej Bazy Ofiar Totalitaryzmu, by oddawały materiał genetyczny.

Pobiera się go z jamy ustnej. Wystarczy potrzeć specjalnym patyczkiem, tzw. wymazówką, (przez 10 sekund) wewnętrzną część policzka, następnie zapakować pobraną próbkę, wypełnić ankietę i przesłać całość do IPN. Zestaw do pobrania próbek, ankiety i zwrotną kopertę otrzymują wszyscy, którzy zgłaszają się do badań. Czasami ze względu na zaawansowany wiek i stan zdrowia osób ktoś z IPN pomaga.

Pobrane próbki porównuje się z DNA zawartym w ekshumowanych kościach. Trwa to nawet kilka miesięcy. Bada się przede wszystkim DNA jądrowe i męski chromosom Y. W przypadku badań po linii męskiej najlepiej, gdy można pobrać materiał genetyczny od męskiego potomka ofiary, gdy jest to niemożliwe to od brata czy syna brata. Trudniejsze i o wiele bardziej kosztowne jest badanie mitochondrialnego DNA. Dziedziczone jest po kobietach w rodzinie, np. matka ofiary przekazała takie samo DNA rodzeństwu ofiary.

O tym, jak ważny jest upływający czas, świadczy historia gen. Augusta Fieldorfa „Nila", dowódcy Kedywu Armii Krajowej, zabitego przez komunistów w 1953 roku. Jego córka zmarła półtora roku przed rozpoczęciem ekshumacji i badań, a jej ciało skremowano. Na szczęście materiał genetyczny pobrano przed jej śmiercią. Ten przykład udowadnia, jak istotne jest tworzenie bazy danych materiału genetycznego.

– Zakres prac możemy porównać wyłącznie do zadania, jakie podjęto po wojnie na Bałkanach w latach 90. Tamtejsze prace były jednak łatwiejsze, bo rozpoczęto je parę lat po masowych egzekucjach, żyło wielu krewnych, a stan szczątków ciał był w znacznie lepszym stanie – wyjaśnia dr Andrzej Ossowski.

Jak przy katastrofach

– Ale metoda postępowania jest taka sama. Procedury identyfikacji ofiar są identyczne w przypadku katastrof naturalnych, wypadków komunikacyjnych, lotniczych, jak i np. aktów terroru czy przestępstwa. To tzw. procedury DVI (ang. disaster victims identyfication), czyli identyfikacji ofiar katastrof masowych. W zespole są osoby, które identyfikowały ofiary katastrofy samolotu CASA, ofiary katastrofy smoleńskiej i osób, które zginęły w pożarze w Kamieniu Pomorskim. To grupa wybitnych specjalistów , którzy stworzyli sprawnie działający zespół.

– Niezwykle ważne jest, by mieć zamkniętą liczbę ofiar i wiedzieć, kogo trzeba zidentyfikować. W przypadku ofiar stalinizmu, np. w kwaterze na Powązkach, tak przecież nie jest i ten fakt ogromnie utrudnia prace – mówi koordynator.

Identyfikacje nie byłyby możliwe, gdyby nie najnowsze technologie. Ale nie tylko. Tak samo ważne jest zaangażowanie wszystkich współpracowników. Milena Bykowska ma 25 lat, jest historykiem i w szczecińskim IPN odpowiada za projekt identyfikacji.

– Każdego dnia dzwonią rodziny, poszukują krewnych i pytają, w jaki sposób mogą pomóc. Odnajdowanie miejsca pochówku, a potem identyfikacja ciał to nasza powinność wobec tamtych bohaterów, przynajmniej tyle możemy zrobić – mówi.

Ona sama przyczyniła się do znalezienia w Łodzi miejsca pochówku Ludwik Danielaka, ps. „Bojar", podporucznika, ostatniego żołnierza działającego w podziemiu antykomunistycznego Konspiracyjnego  Wojska Polskiego, straconego przez komunistów w 1955 roku.

masz pytanie, wyślij e-mail do autorki, g.raszkowska@rp.pl

Historia
Krzysztof Kowalski: Zabytkowy łut szczęścia
Historia
Samotny rejs przez Atlantyk
Historia
Narodziny Bizancjum
Historia
Muzeum rzezi wołyńskiej bez udziału państwa
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Historia
Rocznica wyzwolenia Auschwitz. Przemówią tylko Ocaleni
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego