Na początku tegorocznego lata na hiszpańskiej wysepce Cabrera w archipelagu Balearów zjawili się francuscy archeolodzy, aby badać materialne ślady dramatycznego epizodu z okresu wojen napoleońskich – dodajmy od razu – wstydliwego dla cesarza.
W tamtym okresie Cabrera (zaledwie 15 km kw.) była bezludnym skrawkiem ziemi. Zaludniła się – i to jak! – po bitwie pod Bailén w Hiszpanii, stoczonej w lipcu 1808 r. Napoleon pragnął zapanować nad Półwyspem Iberyjskim z wielu powodów, spośród których ambicje personalne i dynastyczne nie należały do najmniej ważnych. Ale właśnie na Półwyspie Iberyjskim historia po raz pierwszy „utarła mu nosa". Zaślepiony władzą, nie dostrzegł, że robienie porządków w cudzym domu, w Hiszpanii, poderwało przeciw niemu cały naród. Pod Bailén korpus napoleoński dowodzony przez generała Duponta został zatrzymany przez hiszpańską armię regularną, która otoczyła siły francuskie i zmusiła Duponta do kapitulacji – poddał się wraz z 18 tys. żołnierzy.
Napoleon nie wybaczył generałowi tej porażki. Dupont po powrocie do Paryża trafił do aresztu. Nie dość na tym – Bonaparte promulgował przepis skazujący na śmierć każdego oficera, który skapituluje podczas batalii. Ale i tego było mu mało: 11 tys. swoich żołnierzy, uczestników bitwy, skazał na zesłanie właśnie na wysepkę Cabrera. Stała się ona więzieniem pod gołym niebem, a dla około 5 tys. – celą śmierci pod gołym niebem. Osadzonymi tam ludźmi nikt się nie interesował, przywożono ich z Kadyksu, w straszliwych warunkach, wielu tej żeglugi nie przetrzymało. W archiwach zachowały się relacje kilkunastu osób, które przeszły tę gehennę.
Całkowicie odcięci od świata zesłańcy (wśród nich byli także Polacy) szybko pojęli, że przyjdzie im tam spędzić nie tygodnie, nie miesiące, ale lata. Aby wyjść cało z tej opresji, 200 ludzi odłączyło się od reszty, by poszukać schronienia w górach, w jaskiniach i pod nawisami skalnymi; znaleźli szaleństwo, a potem śmierć. Inni próbowali budować domy z kamienia.
W 2003 r. hiszpańscy archeolodzy zainteresowali się rezultatem ich pracy – resztkami niewielkiej „aglomeracji" w pobliżu „portu". Miejsce to więźniowie nazwali ironicznie „palais royale", zresztą spalili go w 1814 r., gdy po upadku Napoleona ewakuowała ich marynarka francuska. Na wysepce ciurkało tylko jedno źródełko słodkiej wody, początkowo wystarczało po jednym kubku dziennie na osobę, ale w miarę jak ludzie umierali, racje wody wzrastały...