Bo ten najpewniej nie istnieje. To tylko mit rozpalający umysły poszukiwaczy skarbów, podobnie jak Święty Graal, skarb Templariuszy czy Bursztynowa Komnata.
Jeżeli faktycznie na 65 kilometrze szlaku kolejowego z Wrocławia do Wałbrzycha jest zakopany pancerny pociąg, to najpewniej znajduje się w opłakanym stanie. – Nie jest możliwe, aby w takich warunkach zachowały się obrazy, czy archiwalia. Najwyżej, że są tam szlachetne kruszce? – mówi mi znany historyk sztuki, który profesjonalnie poszukuje zaginionych w czasie wojny dzieł sztuki (woli zostać anonimowy, bo nie chce uczestniczyć w medialne przepychance opartej tylko na spekulacjach).
Ale czy w tym miejscu może być złoto. – A dlaczego miało się tam znaleźć? Jeżeli pociąg został zasypany pod koniec 1944 roku, to takich sztab tam nie było. Ochroną rezerw Rzeszy zajmował się bank centralny w Berlinie. Pod koniec wojny tony sztab złota schowane m.in. w sztolniach kopalń – przypomina historyk.
Czyli co? Jeżeli wojskowa komisja (w piątek w Wałbrzychu wojskowi odbyli rekonesans) potwierdzi przypuszczenia poszukiwaczy o wałbrzyskim pociągu, a w przyszłości zostanie on odkopany – to możemy się spodziewać dziesiątki ton złomu? Nie wykluczone. Do dzisiaj z torfowisk, łąk, zalewisk poszukiwacze militariów wyciągają pozostałości po ostatniej wojnie : czołgi, armaty, samoloty. Czy tym razem do tej kolekcji dołączą szczątki pociągu pancernego?
Sprawa złotego pociągu przysłoniła o wiele ważniejszą. Otóż w czasie wojny zostało zagrabionych, skonfiskowanych lub zniszczonych tysiące dzieł sztuki. Część z nich została odnaleziona, inne są poszukiwane do dzisiaj i właśnie o nich warto poważnie mówić.