Reklama

Późna kara za Auschwitz

Od dziesięcioleci nie było tylu procesów zbrodniarzy nazistowskich co obecnie. Dzięki nowej wykładni prawa.

Aktualizacja: 12.02.2016 06:51 Publikacja: 11.02.2016 17:41

Leon Schwarzbaum, były więzień Auschwitz i świadek w procesie Reinholda Hanninga, prezentuje fotogra

Leon Schwarzbaum, były więzień Auschwitz i świadek w procesie Reinholda Hanninga, prezentuje fotografię swoich rodziców i wuja zamordowanych w obozie

Foto: PAP/EPA

Zanim w sądzie w Detmold rozpoczął się w czwartek proces 94-letniego strażnika z Auschwitz Reinholda Hanninga, doszło do skandalu związanego z pojawieniem się w gmachu sądu 87-letniej Ursuli Haverbeck, znanej w Niemczech z negowania Holokaustu, za co zresztą została całkiem niedawno skazana.

Sam Hanning nie zaprzeczał, że był w Auschwitz strażnikiem, ale nie czuje się osobiście winny zbrodni, które zarzuca mu prokuratura. Jest oskarżony o współudział w zamordowaniu 170 tys. osób w okresie od stycznia 1943 roku do czerwca roku następnego.

Proces za procesem

Jego proces otwiera całą serię podobnych postępowań sądowych, mimo że od końca wojny upłynęło już ponad 70 lat. W najbliższym czasie przed sądem w Neubrandenburgu stanie 95-letni Kurt Zafke, Unterscharführer SS (plutonowy), który w Auschwitz miał przyczynić się do śmierci co najmniej 3681 osób. Po wojnie spędził cztery lata w więzieniu w Polsce. Oskarżony jest obecnie z racji swej działalności w służbie sanitarnej w drugim okresie swego pobytu w Auschwitz. Miał uczestniczyć w przyjmowaniu 14 pociągów z więźniami z wielu miejsc Europy, w tym z Westerbork. Niewykluczone, że w jednym z transportów mogła być 15-letnia Anna Frank, autorka słynnego dziennika z czasów, gdy ukrywała się wraz z rodziną w Amsterdamie, prawdziwa ikona woli przetrwania prześladowanych Żydów w czasach nazistowskich. Proces przewidziano na koniec lutego. Prokuratura dopatrzyła się jednak stronniczości w dotychczasowym postępowaniu sądu, któremu ma zależeć podobno na umorzeniu sprawy, i wniosła wniosek o przeniesienie sprawy.

Na tym nie koniec. Na proces czeka 93-letni Ernst T., który jako 19-letni Sturmann SS (kapral) także przewinął się przez Auschwitz. Zdaniem prokuratury miał się przyczynić do śmierci 1075 osób z trzech transportów. Proces ma się rozpocząć w kwietniu. Nieco później w sądzie w Neumünster na ławie oskarżonych zasiądzie 95-letnia kobieta, która jako młoda dziewczyna służyła w tzw. korpusie pomocniczym SS. W Auschwitz zajmowała się łącznością i – jak twierdzi prokuratura – jest z tego tytułu współodpowiedzialna za śmierć 260 tys. więźniów.

– W obowiązującym obecnie porządku prawnym nie ma już znaczenia, czy oskarżeni o zbrodnie popełnili je własnoręcznie, czy też uczestniczyli w inny sposób w zagładzie – tłumaczy „Rzeczpospolitej" Thomas Will z Centralnego Urzędu Ścigania Zbrodni Nazistowskich w Ludwigsburgu.

Reklama
Reklama

Telefonistka z SS

Przełomem było skazanie w 2012 roku na pięć lat więzienia Johna Demjaniuka za współudział w zamordowaniu 28 tys. Żydów w Sobiborze, mimo że nie udowodniono mu osobistego udziału w zbrodniach. Wtedy to centrala w Ludwigsburgu opracowała listę, na której znalazło się 30 nazwisk żyjących jeszcze podejrzanych o służbę w miejscach zagłady. Na tej liście znajdował się skazany w roku ubiegłym na cztery lata 94-letni Oskar Gröning, znany jako „buchalter z Auschwitz", gdyż zajmował się księgowaniem rzeczy pomordowanych. To wystarczyło.

W poprzednich latach skazać za służbę można było, jeżeli podejrzany odbywał ją w jednym z pięciu obozów zagłady: Treblince, Bełżcu, Sobiborze, Chełmnie i Majdanku. Auschwitz nie był zaliczany do obozów służących wyłącznie zagładzie, mimo że jego częścią był Auschwitz-Birkenau. Oskar Gröning był z Auschwitz i został skazany.

Nowa wykładnia umożliwiła, a raczej skłoniła prokuratorów do postawienia obecnie przed sądem Reinholda Hanninga, Kurta Zafkego, Ernsta T. i telefonistki z Auchwitz. Nie znaczy to, że cała czwórka zostanie skazana.

Wiele wskazuje na to, że nie będą to ostatnie procesy, gdyż prokuratura bada jeszcze trzy przypadki z Auschwitz i trzy z Majdanka. – Pewnego dnia będzie jednak koniec – mówi Thomas Will. Na razie jednak centrala ma zapewnione finansowanie na lata.

Po wojnie prowadzono w Niemczech 36 tys. śledztw w sprawie zbrodni nazistowskich. Ustalono imienną listę 172 tys. podejrzanych. 14 tys. z nich zasiadło na ławie oskarżonych. Skazano połowę z nich, z czego dwie trzecie na kary do jednego roku. Jedynie 9 proc. skazanych otrzymało wyroki wynoszące ponad pięć lat, z czego 166 dożywocie. Na karę śmierci skazano 16 zbrodniarzy, z czego cztery wyroki wykonano. Nie jest to niewątpliwie powód do chwały, z czego wielu Niemców zdaje sobie doskonale sprawę, wskazując na karygodne zaniechania w przeszłości.

– To, co się wydarzyło, można w pewnym sensie zrozumieć, co nie znaczy, że nie podlega jednoznacznym osądom moralnym – mówi „Rzeczpospolitej" Efraim Zuroff, szef Centrum Szymona Wiesenthala w Jerozolimie specjalizującego się w poszukiwaniu hitlerowskich zbrodniarzy.

Reklama
Reklama

Jego zdaniem nie sposób sobie wyobrazić, aby po wojnie postawić wszystkich winnych przed sądem. Mogłoby to być nawet 1 proc. obywateli rozbitych Niemiec. – Żaden system sądowniczy na świecie nie byłby w stanie wywiązać się z takiego zadania – przekonuje Zuroff. Niemcy zabrali się z pewnością za późno do wymierzania sprawiedliwości, ale jest jeszcze trochę czasu na ukaranie żyjących jeszcze uczestników największej zbrodniczej machiny wszech czasów.

Historia
W Kijowie upamiętniono Jerzego Giedroycia
Historia
Pamiątki Pierwszego Narodu wracają do Kanady. Papież Leon XIV zakończył podróż Franciszka
Historia
Wielkie Muzeum Egipskie otwarte dla zwiedzających. Po 20 latach budowy
Historia
Kongres Przyszłości Narodowej
Materiał Promocyjny
Startupy poszukiwane — dołącz do Platform startowych w Polsce Wschodniej i zyskaj nowe możliwości!
Historia
Prawdziwa historia agentki Krystyny Skarbek. Nie była polską agentką
Materiał Promocyjny
Jak rozwiązać problem rosnącej góry ubrań
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama