Brazylijska telenowela jako subgatunek produkcji telewizyjnej ma już długą i bogatą historię, ale zrealizowana w 1976 r. „Niewolnica Isaura” pozostaje modelowym przykładem tego rodzaju serialu. Ckliwa opowieść o pięknej, a przy tym dobrej jak anioł Isaurze i przystojnym, ale nikczemnym Leônciu oferowała rozwiązania, po które chętnie sięgali później twórcy nie tylko południowoamerykańskich telenowel: kontrastowo odmienne osobowości głównych bohaterów, uwikłanie obojga w destrukcyjną relację, determinowaną w dodatku przez dzielące ich pozycje społeczne, a także obfitość wątków pobocznych oraz budzących sympatię lub odrazę drugoplanowych postaci charakterystycznych – a wszystko to przedstawione za pomocą najprostszych środków filmowego przekazu. Tę szablonowość i warsztatową siermiężność krytycy poddali miażdżącej ocenie, ale widzowie wszędzie tam, gdzie serial dotarł, byli zauroczeni. Rozterkami Isaury żyli odbiorcy w Portugalii, co zrozumiałe, a także we Włoszech, Grecji, Turcji i w niechętnie korzystającej z obcojęzycznej oferty Wielkiej Brytanii, przede wszystkim jednak w większości krajów bloku wschodniego, gdzie kultura popularna z Zachodu docierała w bardzo ograniczonym zakresie, a rodzima służyła politycznej propagandzie. W Polsce serial został wyemitowany po raz pierwszy w 1985 r. (w wersji skróconej wobec oryginału, obejmującej 15 godzinnych odcinków) i zgromadził przed telewizorami średnio 81 proc. widowni, a w apogeum popularności – 92 proc., ustanawiając tym samym rekord w swojej kategorii, obowiązujący właściwie do dzisiaj. Niewolnica o twarzy dziecka budziła zachwyt nawet w Chinach, gdzie już sama emisja „zachodniego” tytułu była ewenementem, a odgrywająca tę rolę Lucélia Santos otrzymała nagrodę państwowej stacji telewizyjnej.