Sypiając z wrogiem

Wśród siermiężnych kacyków PRL Edward Gierek okazał się wyjątkowo odporny na fobię wobec Zachodu.

Publikacja: 11.05.2023 21:00

Prezydent USA Richard Nixon wraz z małżonką entuzjastycznie witani przez Polaków. Warszawa, 31 maja

Prezydent USA Richard Nixon wraz z małżonką entuzjastycznie witani przez Polaków. Warszawa, 31 maja 1972 r.

Foto: UNIVERSAL IMAGES GROUP/BE&W

Wprawdzie jako prowodyr strajków przeciwko zwalnianiu polskich górników Edward Gierek został w 1934 r. wydalony z Francji, bez prawa powrotu, ale nie zachował do niej urazy. Ba, górniczy epizod młodości w Belgii i Francji, kiedy nabawił się pylicy, pozwolił mu postrzegać Zachód jako uosobienie dobrobytu i nowoczesności. Po cichu zazdrościł Francuzom „bistrowego pragmatyzmu”. Mogli się oni politycznie kłócić, ale połajanki zostawiali za drzwiami bistro i nie przenosili ich do sfery prywatnej. Po wojnie, kiedy w Polsce rodzimi synowie Marksa i Lenina przejęli władzę, uległ iluzji, że – jak mawiał tępy Gomułka – polska kura w znoszeniu jajek pobije o trzy czwarte jajka kurę amerykańską, a generalnie kraj nad Wisłą dogoni, a nawet przegoni, cywilizacyjnie Zachód.

Czytelnik „Le Monde”

Pnąc się na Śląsku po szczeblach partyjnej kariery, nie zerwał Gierek związków z kulturą francuską. W randze I sekretarza partii w Katowicach dzień pracy zaczynał od lektury burżuazyjnego „Le Monde”. I czytał go od deski do deski – także po to, by nie utracić znajomości języka. Przeszlifował ją, kiedy w latach 60. na czele grupy sejmowej pojechał z wizytą do Francji. Przy okazji odbył spotkanie z urzędnikiem policji, który w 1934 r. podpisał dokument z jego wylotką znad Sekwany. No i zaprosił do Katowic generała de Gaulle’a, kiedy francuski prezydent w 1967 r. przyleciał do Polski. W zabrzańskim Domu Muzyki i Tańca legendarny generał wykrzyknął: „Niech żyje Zabrze! Najbardziej polskie miasto ze wszystkich polskich miast”. W dobie, kiedy RFN Adenauera nie uznawała powojennej zachodniej granicy Polski, takie oświadczenie czołowego reprezentanta Zachodu nabrało rangi traktatowej. A możliwości zwiększyły się, kiedy wiatr historii wywindował Gierka na miejsce siermiężnego Gomułki (20 grudnia 1970 r.).

Czytaj więcej

Białe plamy w życiorysie Edwarda Gierka

Sam wiatr historii sprzyjał otwarciu się Polski na Zachód, skoro w latach 70. przywiał on politykę odprężenia między Wschodem a Zachodem, USA i ZSRR. Po raz pierwszy po wojnie rozmowy rozbrojeniowe ruszyły na poważnie. Zelżały ideologiczne szeregi. Ten kapitał Gierek umiejętnie lewarował. On, który jako pierwszy w dziejach szef PRL nie posiadał radzieckiej przeszłości, a tylko przedwojenne i wojenne legitymacje komunistycznych partii Francji, rosyjski znał słabo, wódki nie pił, nie znosił papierosowego dymu, a biesiadować nie lubił, z uporem powiększał zaufanie i arystotelesowską przyjaźń u naczelnego komunisty bloku. Żerował przede wszystkim na obsesji Breżniewa polegającej na kolekcjonowaniu na piersi możliwie wszystkich odznaczeń świata. Jak mawiało się poufnie na Kremlu, jego szef przeboleć nie mógł, iż nie posiądzie rodzimego Orderu Matki Bohatera ZSRR. Przypinał więc Gierek gensekowi z Moskwy wszystkie najważniejsze polskie medale – z Virtuti Militari włącznie. Dzięki temu mógł spółce z Kremla wyłożyć, że dalsza budowa socjalizmu w Polsce odbywać się będzie za kapitalistyczne pieniądze.

Nixon w Warszawie

Tak Gierek rozpoczął konsekwentnie dofinansowywać zapóźnioną gospodarkę nad Wisłą zachodnimi tanimi kredytami. Jego koncepcja zakładała, że kredyty spłacą się same. Wyprodukowane za nie na licencjach zachodnich w Polsce towary sprzeda się na Zachodzie za dolary. Rachuba wzięła jednak w łeb. Po dekadzie przyniosła gigantyczne zadłużenie, kryzys gospodarczy, a samemu Gierkowi założyła pętlę na szyi. Przez 10 lat jednak niedogmatyczny sekretarz uwijał się zgrabnie na światowych parkietach. O czym dogmatyczni Bierut, Ochab i Gomułka, z czerwonymi gwiazdami w oczach, mogli tylko pomarzyć.

Czytaj więcej

Epoka pierwszych sekretarzy

Zakopując w cieniu Moskwy ideologiczny topór z Zachodem, wykazał się jednak Gierek sporą odwagą, kiedy zaprosił prezydenta USA Richarda Nixona do Warszawy. Mieściło się to w polityce odprężenia Wschód–Zachód, ale Moskwa mogła polskiemu satelicie powiedzieć „nie”. Dlatego towarzysze w Warszawie na wszelki wypadek słówkiem nie pisnęli towarzyszom w Moskwie o zaproszeniu lidera Zachodu do Polski. Breżniew i spółka o wylądowaniu Nixona na Okęciu 31 maja 1972 r. dowiedzieli się od własnego wywiadu. Gierek wolał jednak zdzierżyć dąsy naczelnego komunisty bloku, niż dać sobie storpedować kontakty z Zachodem. Nie wiadomo, czy musiał się też tłumaczyć z 300 tys. witających prezydenta USA na trasie przejazdu warszawiaków, którzy z pozycji ubogiego krewnego wpatrywali się w Nixona ucieleśniającego niedostępny im „amerykański styl życia”.

Tej euforii przezornie starano się zapobiec. W tym celu warszawskich studentów próbowano zwabić do kin, pokazując amerykańskie hity filmowe. Jak zaświadczają dokumenty polskiej bezpieki, prezydenta chroniono przed „pasożytniczymi i kryminalnymi elementami warszawskimi”, pod którymi rozumiano „41 zabójców, 3,5 tysiąca włamywaczy i prawie 2 tysiące prostytutek”. W tym celu np. policja skontrolowała prawie 15 tys. stołecznych melin. Gościowi do dyspozycji oddano pałac w Wilanowie. Wizyta miała rzecz jasna otworzyć worek z amerykańskim dolarami; podpisano jeszcze pierwsze porozumienie konsularne z USA, jak i szereg innych umów związanych z nauką, techniką i komunikacją. Warszawa zyskiwała połączenie lotnicze z USA. A nade wszystko od tego czasu szarzyznę gomułkowską w sklepach rozjaśniła cola.

Wizyta prezydenta Forda

Szarą eminencją Gierka, która pomogła mu doprowadzić do wizyty Nixona, był Franciszek Szlachcic. Przez lata kręcił się przy Gierku niczym wierny satelita, popychając go w kierunku szerokiego otwarcia się na Zachód. Rewizyta w Waszyngtonie odbyła się już za prezydentury następcy Nixona, który uwikłany w aferę Watergate musiał wyprowadzić się z Białego Domu. Wizyta u prezydenta Geralda Forda wzbudziła największe zaniepokojenie nie w Moskwie, ale w Berlinie Wschodnim i Pradze. Dwaj najbardziej dogmatyczni akolici Breżniewa, Gustáv Husák i Erich Honecker, napominali polskiego sojusznika, że odbiega od obowiązujących i narzuconych przez Kreml wzorców zarządzania gospodarką państw bloku wschodniego.

Nie bacząc na to, Gerald Ford zjawił się w Warszawie w lipcu 1975 r., udając się prosto do Helsinek na konferencję szefów rządów i głów państw 33 krajów europejskich oraz Kanady i USA, zakończoną podpisaniem aktu końcowego Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Z prezydentem I sekretarz rozmawiał w Sejmie, a pierwsze pytanie, jakie Gierkowi zadał Ford, brzmiało: „Czy można tu zapalić?”.

Przyjazd prezydenta USA propaganda gierkowska wykorzystała do uwypuklenia międzynarodowego znaczenia Polski i jej przywódcy, który z najważniejszymi światowymi politykami rozmawiał jak równy z równym.

W drugiej połowie lat 70. gospodarka polska zaczęła się już sypać, a swój byt zaczęła opozycja demokratyczna. Wizyty kolejnego prezydenta USA w Warszawie Gierek nie mógł już zareklamować wyłącznie dla siebie. Jimmy Carter spotkał się bowiem z opozycją i osobno z jej niekwestionowanym liderem prymasem Stefanem Wyszyńskim. Flirt z Kościołem katolickim zaprowadził Gierka nawet do Watykanu i do uścisku dłoni z papieżem Pawłem VI. Akurat jednak wybór Karola Wojtyły na kolejną głowę Kościoła przyspieszył upadek komunistycznego liberała.

Stosunki polsko-niemieckie

Równolegle Gierek przerzucał mosty do RFN, największej gospodarki europejskiej, odcinając kupony od jedynego sukcesu Gomułki na arenie zagranicznej – traktatu granicznego. W 1970 r. socjaldemokratyczny kanclerz Willy Brandt w ramach światowej polityki odprężenia uznał granicę Polski na Odrze i Nysie. Na mapach i w podręcznikach niemieckich Wrocław i Szczecin nie były już miastami „pod tymczasową administracją polską”.

Z następcą Brandta, intelektualistą Helmutem Schmidtem polubił się Gierek tak bardzo, że kanclerz oficjalnie oświadczył, iż chciałby go mieć w swoim gabinecie. Rok przed upadkiem Gierka odwiedził go prywatnie, przypływając do Gdańska na zabytkowym stateczku. Włączył Polaka, jedynego w bloku radzieckim, do grona przyjaciół. Schmidt, intelektualista, który dla przyjemności czytał Schopenhauera, poczuł chemię z człowiekiem, który zaocznie skończył szkołę średnią, „z kapelusza” wyciągnął dyplom wyższej uczelni, a jedyną namacalną wartość stanowiła jego przedwojenna podstawówka. Nie połączyła ich żubrówka, którą Gierek regularnie prezentował kanclerzowi, ale polityczny deal w Helsinkach. Wtedy w zamian za wyjazd z Polski 125 tys. śląskich Niemców RFN przyznała renty byłym polskim ofiarom III Rzeszy. Nigdy ich nie wypłacono, lecz utopiono w chybionych inwestycjach. Nie na wiele się zdały przyjazne rozmowy i kolejne kredyty z Bonn, skoro produkty znad Wisły zalegały na półkach i w magazynach nad Renem.

Otwarcie na niemiecką prężną gospodarkę na niewiele się zdało. Spirala zadłużenia wobec zachodnich banków rosła. Na najwyższym dyplomatycznym szczeblu zatroskany kanclerz namawiał Gierka, by np. eksportowane do RFN ziemniaki pakować w mniejsze woreczki, bo takie lepiej się sprzedają. Na innych polsko-niemieckich polach nie szło lepiej. Większość krajów związkowych, w tym największa Bawaria, wzdragała się przed wprowadzeniem do podręczników ustaleń polsko- -niemieckiej komisji historyków, a marksistowscy strażnicy Graala aż drżeli przed nieskrępowaną wymianą młodzieży wraz z wybudowaniem centrum wymiany w Beskidach. Rzecz jasna w obawie przed nieuchronnym rozbrojeniem ideologicznym młodych Polaków. Z kolei komuniści z Berlina Wschodniego sprzeciwiali się powstaniu Instytutu Goethego w Warszawie.

Otwarcie się biznesowe na drugi filar Europy Zachodniej też nie przyniosło spodziewanych wymiernych rezultatów. Zakotwiczony jednak w kulturze francuskiej utrzymywał Gierek przyjazne stosunki z Giscardem d’Estaing, czego wyrazem były częste wizyty francuskiego prezydenta w Polsce, ubarwiane polowaniami w Puszczy Białowieskiej. Sam Gierek z najwyższymi honorami został podjęty w Paryżu. Okazja do przemyśleń nad losem ludzkim, skoro 40 lat wcześniej Paryż poznawał z poziomu noclegowni Armii Zbawienia przy Rue Jordan. Teraz reprezentował Polskę pędzącą za Europą. Nim cel zrealizował, nim „wybudował drugą Polskę”, wypadł na wirażu. Rozbudzone konsumpcyjne aspiracje Polaków w zderzeniu z brutalną rzeczywistością zaowocowały klęską systemu. Tak oto, sypiając z ideologicznym wrogiem z Zachodu, sam Gierek z hukiem wypadł z małżeńskiego łoża.

Wprawdzie jako prowodyr strajków przeciwko zwalnianiu polskich górników Edward Gierek został w 1934 r. wydalony z Francji, bez prawa powrotu, ale nie zachował do niej urazy. Ba, górniczy epizod młodości w Belgii i Francji, kiedy nabawił się pylicy, pozwolił mu postrzegać Zachód jako uosobienie dobrobytu i nowoczesności. Po cichu zazdrościł Francuzom „bistrowego pragmatyzmu”. Mogli się oni politycznie kłócić, ale połajanki zostawiali za drzwiami bistro i nie przenosili ich do sfery prywatnej. Po wojnie, kiedy w Polsce rodzimi synowie Marksa i Lenina przejęli władzę, uległ iluzji, że – jak mawiał tępy Gomułka – polska kura w znoszeniu jajek pobije o trzy czwarte jajka kurę amerykańską, a generalnie kraj nad Wisłą dogoni, a nawet przegoni, cywilizacyjnie Zachód.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Oskarżony prokurator stanu wojennego
Historia
Klub Polaczków. Schalke 04 ma 120 lat
Historia
Kiedy Bułgaria wyjaśni, co się stało na pokładzie samolotu w 1978 r.
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater