Wprawdzie jako prowodyr strajków przeciwko zwalnianiu polskich górników Edward Gierek został w 1934 r. wydalony z Francji, bez prawa powrotu, ale nie zachował do niej urazy. Ba, górniczy epizod młodości w Belgii i Francji, kiedy nabawił się pylicy, pozwolił mu postrzegać Zachód jako uosobienie dobrobytu i nowoczesności. Po cichu zazdrościł Francuzom „bistrowego pragmatyzmu”. Mogli się oni politycznie kłócić, ale połajanki zostawiali za drzwiami bistro i nie przenosili ich do sfery prywatnej. Po wojnie, kiedy w Polsce rodzimi synowie Marksa i Lenina przejęli władzę, uległ iluzji, że – jak mawiał tępy Gomułka – polska kura w znoszeniu jajek pobije o trzy czwarte jajka kurę amerykańską, a generalnie kraj nad Wisłą dogoni, a nawet przegoni, cywilizacyjnie Zachód.
Czytelnik „Le Monde”
Pnąc się na Śląsku po szczeblach partyjnej kariery, nie zerwał Gierek związków z kulturą francuską. W randze I sekretarza partii w Katowicach dzień pracy zaczynał od lektury burżuazyjnego „Le Monde”. I czytał go od deski do deski – także po to, by nie utracić znajomości języka. Przeszlifował ją, kiedy w latach 60. na czele grupy sejmowej pojechał z wizytą do Francji. Przy okazji odbył spotkanie z urzędnikiem policji, który w 1934 r. podpisał dokument z jego wylotką znad Sekwany. No i zaprosił do Katowic generała de Gaulle’a, kiedy francuski prezydent w 1967 r. przyleciał do Polski. W zabrzańskim Domu Muzyki i Tańca legendarny generał wykrzyknął: „Niech żyje Zabrze! Najbardziej polskie miasto ze wszystkich polskich miast”. W dobie, kiedy RFN Adenauera nie uznawała powojennej zachodniej granicy Polski, takie oświadczenie czołowego reprezentanta Zachodu nabrało rangi traktatowej. A możliwości zwiększyły się, kiedy wiatr historii wywindował Gierka na miejsce siermiężnego Gomułki (20 grudnia 1970 r.).
Czytaj więcej
Czy przyszły przywódca PRL współpracował z policją II RP? I dlaczego swoim bliskim współpracownikiem uczynił sanacyjnego posła?
Sam wiatr historii sprzyjał otwarciu się Polski na Zachód, skoro w latach 70. przywiał on politykę odprężenia między Wschodem a Zachodem, USA i ZSRR. Po raz pierwszy po wojnie rozmowy rozbrojeniowe ruszyły na poważnie. Zelżały ideologiczne szeregi. Ten kapitał Gierek umiejętnie lewarował. On, który jako pierwszy w dziejach szef PRL nie posiadał radzieckiej przeszłości, a tylko przedwojenne i wojenne legitymacje komunistycznych partii Francji, rosyjski znał słabo, wódki nie pił, nie znosił papierosowego dymu, a biesiadować nie lubił, z uporem powiększał zaufanie i arystotelesowską przyjaźń u naczelnego komunisty bloku. Żerował przede wszystkim na obsesji Breżniewa polegającej na kolekcjonowaniu na piersi możliwie wszystkich odznaczeń świata. Jak mawiało się poufnie na Kremlu, jego szef przeboleć nie mógł, iż nie posiądzie rodzimego Orderu Matki Bohatera ZSRR. Przypinał więc Gierek gensekowi z Moskwy wszystkie najważniejsze polskie medale – z Virtuti Militari włącznie. Dzięki temu mógł spółce z Kremla wyłożyć, że dalsza budowa socjalizmu w Polsce odbywać się będzie za kapitalistyczne pieniądze.
Nixon w Warszawie
Tak Gierek rozpoczął konsekwentnie dofinansowywać zapóźnioną gospodarkę nad Wisłą zachodnimi tanimi kredytami. Jego koncepcja zakładała, że kredyty spłacą się same. Wyprodukowane za nie na licencjach zachodnich w Polsce towary sprzeda się na Zachodzie za dolary. Rachuba wzięła jednak w łeb. Po dekadzie przyniosła gigantyczne zadłużenie, kryzys gospodarczy, a samemu Gierkowi założyła pętlę na szyi. Przez 10 lat jednak niedogmatyczny sekretarz uwijał się zgrabnie na światowych parkietach. O czym dogmatyczni Bierut, Ochab i Gomułka, z czerwonymi gwiazdami w oczach, mogli tylko pomarzyć.