Józef Teodor Konrad Korzeniowski, znany na całym świecie jako Joseph Conrad, należy do grona najwybitniejszych pisarzy przełomu XIX i XX wieku. Polski emigrant, który we Francji zaciągnął się na statek, został marynarzem, później kapitanem, a na koniec – pisarzem o międzynarodowej sławie. W swoich książkach tworzył obrazy odległych światów, odkrywanych przez jego bohaterów. Często ta poznawcza podróż nie oznaczała jedynie setek kilometrów na morzu czy lądzie, ale była wędrówką w głąb ludzkiej duszy, swoistym rekonesansem ludzkiej psychiki. Na przestrzeni blisko 100 lat od śmierci pisarza jego dzieła stały się wyzwaniem dla twórców filmowych, którzy chcieli nie tylko pokazać wierność oryginałowi, ale również wyeksponować to, co Conrad starał się podsuwać czytelnikowi: zrozumienie samego siebie, budowanie osobistej ścieżki przez duszę.
Moralne rozterki: „Lord Jim”
Mianem najwybitniejszej powieści Josepha Conrada określany jest wydany w 1900 r. „Lord Jim”. Poznajemy w niej młodego oficera marynarki, który opuścił powierzony mu statek. To historia o mocno zarysowanej kwestii moralnej: honorze, poczuciu odpowiedzialności, winie i jej odkupieniu.
Pierwszy raz po „Lorda Jima” sięgnął Victor Fleming. Premiera niemego filmu odbyła się w grudniu 1925 r., a zatem niewiele ponad rok po śmierci pisarza (Conrad zmarł 3 sierpnia 1924 r.). W trwającym 70 minut filmie Fleming wiernie przeniósł na ekran wątki powieści dotyczące rozterek moralnych. Historia kapitana Jima, który po kolizji statku z wrakiem opuszcza go, na skutek czego traci prawo do wykonywania zawodu, jest opowieścią o walce z własnym poczuciem winy, wewnętrzną walką z duchami przeszłości oraz próbą odnalezienia się w nowej rzeczywistości.
W 1965 r. w kinach pojawiła się ekranizacja „Lorda Jima” w reżyserii Richarda Brooksa. Mający na swoim koncie takie obrazy jak „Kotka na gorącym blaszanym dachu” z Elizabeth Taylor czy „Zawodowców” z Burtem Lancasterem i Lee Marvinem, Brooks stworzył dobry film przygodowy, który jednak wypadł bardzo blado jako conradowska adaptacja. Obraz jest jedynie ogólnym zarysem literackiego pierwowzoru, bohaterom brak wyrazistości, a tytułowy filmowy Jim w porównaniu z książkowym nie ma w sobie takiej siły, śmiałości oraz końcowego, duchowego przeobrażenia. Mimo że w tytułową rolę wcielił się zdobywca Oscara Peter O’Toole, to właśnie w jego grze za bardzo widać młodego oficera Lawrence’a, którego rola przyniosła mu sławę i nagrodę Akademii za film „Lawrence z Arabii” z 1962 r. Lawrence nie był Jimem, a Jim nie był Lawrence’em.
Z polskiej perspektywy warto wspomnieć spektakl telewizyjny „Lord Jim” z 2002 r. w reżyserii Laco Adamika. Scenariusz Michała Komara, specjalisty od Conrada, wiernie oddaje wielowarstwowość narracji oraz kompozycję oryginału literackiego. Tak jak w powieści mamy mocno splatające się ze sobą wątki, zmianę miejsca i czasu akcji oraz perspektywę narracji. Najistotniejszym motywem adaptacji, podobnie jak literackiego oryginału, jest analiza dylematu moralnego Jima. Dlatego reżyser zrezygnował ze zdjęć plenerowych, kręcąc materiał wyłącznie w studiu. Tło azjatyckich pejzaży, płynącego parostatku czy setki pielgrzymów na pokładzie zostały stworzone za pomocą grafiki komputerowej i techniki telewizyjnej. Czarno-białe zdjęcia przenoszą widza do dawnych wspomnień tytułowego Jima. Kiedy wraca kolor, czas akcji to już współczesność. W ekranizacji Adamika w tytułowego lorda Jima wcielił się Michał Żebrowski, a na ekranie towarzyszą mu m.in. Piotr Fronczewski, Jan Englert, Gustaw Holoubek i Kazimierz Kaczor.