Przy dawnym krematorium w Gusen (Austria) Włodzimierz Maruszak z zarządu Klubu Byłych Więźniów Politycznych Obozów Koncentracyjnych Mauthausen-Gusen umieścił niewielką tabliczkę z informacją, że w tym obozie zginął jego dziadek, policjant.
– Krematorium to jedyne miejsce upamiętniające ofiary zbrodni – mówi „Rzeczpospolitej" Maruszak. Stało się tak dlatego, że po wojnie teren dawnego obozu został sprywatyzowany, a ślady po nim niemal całkowicie zatarte. Niektóre budynki obozowe – w tym brama główna, więzienie i strażnica SS – zostały przekształcone w prywatne wille i domy.
Ministerstwo Kultury od kilku miesięcy prowadzi dyplomatyczną ofensywę, aby zachować pamięć o tym miejscu zagłady. Wiosną zaalarmowało media o dewastacji dawnego placu apelowego przez miejscowego kamieniarza. Pod listem skierowanym przez przedstawicieli polskich instytucji do Wolfganga Sobotki, ministra spraw wewnętrznych Austrii, w sprzeciwie z powodu niszczenia miejsca zagłady podpisało się ok. 27 tys. osób.
Protestowali m.in. przeciwko wymazaniu z nazwy nowego Urzędu Federalnego KZ Gedenkstätte Mauthausen/Mauthausen Memorial (ma mieć nadzór nad miejscami pamięci) nazwy obozu KL Gusen. Apelowali o powołanie przy tej placówce międzynarodowej rady analogicznej do działających przy muzeach Auschwitz-Birkenau czy w Sobiborze.
– Działania przez nas podejmowane już przynoszą sukces – mówi „Rzeczpospolitej" wiceminister kultury Magdalena Gawin.