Święci dusiciele

Thugowie prawdopodobnie uśmiercili i obrabowali w Indiach ok. 2 mln podróżnych. Rytualna jedwabna chusta z ukrytą wewnątrz monetą służącą do duszenia ofiary była przez kilkaset lat symbolem świętych męczenników bogini Kali.

Aktualizacja: 27.11.2016 17:37 Publikacja: 24.11.2016 14:25

Akwarela nieznanego XIX-wiecznego artysty przedstawiająca trzech thugów zabijających śpiącego podróż

Akwarela nieznanego XIX-wiecznego artysty przedstawiająca trzech thugów zabijających śpiącego podróżnego.

Foto: Wikipedia

„Nigdy nie słyszałem o takich okropieństwach ani też nie wiedziałem o tak bezlitosnych, popełnionych z zimną krwią morderstwach; o tak bardzo rozdzierających serce scenach cierpienia i udręki; o tak rażącej niewdzięczności; o tak całkowitym odrzuceniu podstawowej zasady, która wiąże człowieka z człowiekiem, która zmiękcza serce i wynosi istotę ludzką ponad zwierzę... litość dla takich nędzników byłaby szczególnym okrucieństwem wobec rodzaju ludzkiego... krew za krew" – tak wypowiadał się w Kalkucie w 1932 r. F.C. Smith, przedstawiciel gubernatora generalnego Indii. Miał na myśli thugów, istniejącą od kilkuset lat sektę wyznawców bogini Kali, mordujących podróżnych w środkowo-zachodniej części Indii. Nie sposób oszacować liczby ofiar wyznawców bogini Kali. Na podstawie różnych źródeł można przypuszczać, że thugowie zabili od 500 tys. do 2 milionów ludzi.

„Święci mężowie", jak głosi legenda, powstali z boskiego potu Kali. Ich zadaniem było składanie ofiar z ludzi, by pohamować gniew skorej do złości bogini. Nie klasyfikowali morderstwa w kategoriach czynu niemoralnego. Byli przekonani, że zbawiają ludzkość. Wierzyli, że pozbawiona ofiar bogini Kali mogła zniszczyć cały świat, a jej gniew mogła ukoić jedynie śmierć pewnej liczby męczenników. „Thug uznaje, że osoba zamordowana we właściwy sposób jest ofiarą dla Bogini" – pisał w latach 30. XIX w. William Henry Sleeman, brytyjski oficer, który odpowiadał za zlikwidowanie morderczego kultu w Indiach. Twierdził, że thugowie w ogóle nie przejawiali wyrzutów sumienia. „Ilu zabiłeś ludzi?" – pytali Anglicy jednego z dżemadarów (przywódców gangu), na co ten odpowiadał: „Ja nie zabiłem żadnego. Czy jakikolwiek człowiek umiera z powodu innego człowieka? Czy to nie ręka Boga go zabija? I czy my nie jesteśmy tylko marnymi instrumentami w jego rękach?".

Członkostwo w sekcie było dziedziczne. W rytualnych morderstwach uczestniczyli nawet ośmioletni chłopcy. Wśród thugów nie było kobiet, które zwykle nie zdawały sobie sprawy, czym zajmują się mężczyźni w ich rodzinach. Wiedli życie normalnych ludzi. Pracowali, uprawiali ziemię, a od czasu do czasu przyłączali się do podróżnych, podając się za kupców lub żołnierzy.

Święta grabież

Przez stulecia ofiarne morderstwa dopracowano do perfekcji. Ubrano je w ściśle określony rytuał. Ważna była dbałość o najdrobniejsze szczegóły. Dzięki temu sekta zapewniała sobie bezkarność i przy okazji czerpała ogromne zyski. Zbrodni dokonywano według katalogu nakazów i zakazów zwanego „zasadami kości". Miał zapewnić przyjęcie ofiary przez bóstwo. Jedną z reguł było mordowanie tych, którzy przebywali daleko od domu. Nigdy nie zabijano miejscowych. Dzięki temu mijało bardzo dużo czasu, zanim ktokolwiek spostrzegł, że zaginął kupiec, podróżny lub żołnierz powracający do domu. Wyprawy trwały niekiedy kilka tygodni. Gdy rodzina i znajomi orientowali się, że coś jest nie tak, łupy dawno już były podzielone, a ciało spoczywało w jakiejś studni lub pod ziemią w dole wykopanym świętym kilofem. Thugowie otrzymali go ponoć od swojej bogini, by móc ukrywać ciała złożone w ofierze, ale tylko wtedy, gdy w pobliżu nie było studni.

Śmierć zadawano przez uduszenie, ponieważ krew była przeznaczona tylko dla bogini. Nie należało jej gniewać uronieniem choćby kropli, inaczej Kali mogłaby stworzyć demony. Rytualnym narzędziem zbrodni był rumal – jedwabna chusta nasączona olejem i skropiona święta wodą z Gangesu. Wewnątrz ukryta była moneta. Thugowie wyspecjalizowani w duszeniu nazywani byli „bhutto". Zarzucali ofierze chustę na szyję, podczas gdy „samsijarowie" (pomocnicy) przytrzymywali jej ręce, by nie poluzowała ucisku. Moneta ukryta w jedwabiu powodowała pęknięcie kręgosłupa w odcinku szyjnym. Podróżny, nie mogąc już się bronić, umierał wskutek uduszenia. Później rytualnie poświęcone i poćwiartowane zwłoki wrzucano do studni lub zakopywano. Zajmowała się tym grupa o nazwie „lughaee".

Według „zasad kości" thug nie mógł zabić człowieka podróżującego z osłem, koniem lub innym czworonożnym zwierzęciem tak długo, dopóki nie został zabity ktoś, kto podróżował sam. Ta zasada dotyczyła także braminów. Nie wolno było zaczynać od biednych, bo to przynosiło nieszczęście. Również ludzie noszący wodę ze świętej rzeki Ganges mogli zostać uduszeni tylko wtedy, gdy ich wiadra były puste. Unikano zabijania kobiet. Jeżeli jednak to się wydarzyło, wystarczyło wyprawić ucztę dla braminów lub dać im pieniądze, by odzyskać przychylność Kali.

Zwłoki okradano ze wszystkiego, co stanowiło jakąkolwiek wartość. Święta misja była bardzo dochodowa i bezpieczna. Nie tylko dlatego, że trudno było odnaleźć sprawców, ale przede wszystkim dlatego, że spokój i opiekę zapewniali lokalni maharadżowie, którzy chętnie brali udział w podziale łupów na chwałę drażliwej bogini. Całe wioski thugów mogły spokojnie uprawiać ziemię, kontynuując bez przeszkód swój „uświęcony" proceder.

Święte gangi

Thugowie łączyli się w bandy liczące od 15 do 25 członków. Zdarzały się też małe pięcioosobowe grupy oraz bardzo liczne, złożone nawet z 50 thugów. Przynależność do sekty była przekazywana z ojca na syna i ściśle ograniczona do kręgu osób z rodziny. Thugowie chętnie adoptowali też dzieci swoich ofiar, o ile były na tyle małe, by nie pamiętać zbrodni dokonanych na rodzicach. Wychowywano je i przysposabiano do „zaszczytnej służby bogini Kali". Obecność dzieci w grupie usypiała czujność podróżnych. Starsze dzieci ofiar, co do których nie było pewności, że dochowają tajemnicy, mordowano razem z rodzinami.

Wybór podróżnych, którzy mieli być zabici, był bardzo istotny. Zajmowali się tym wyspecjalizowani członkowie gangu. Należało znaleźć odpowiednio liczebną grupę. Thugowie atakowali tylko wtedy, gdy mieli dwukrotną przewagę. Istotna była też trasa podróży, by po drodze znaleźć dogodne miejsce do przeprowadzenia rytuału. Tym zajmowali się „sothaee". Potrafili całymi tygodniami podróżować ze swoimi ofiarami. Zaprzyjaźniali się z nimi i zdobywali ich zaufanie. Byli to najbardziej przekonujący członkowie bractwa. Ich talent do manipulacji był wręcz legendarny. Potrafili tak zjednać sobie swoich współwędrowców, że ci, ostrzeżeni, iż mogą być w niebezpieczeństwie, chwytali za broń, by bronić honoru swoich nowych przyjaciół. „Podróżowali z grupą niczego niepodejrzewających ludzi przez wiele dni, a nawet tygodni, jedli razem, spali razem, modlili się razem... i żyli razem w dużej zażyłości, aż do czasu, gdy uznali, że znaleźli dobre miejsce, by wszystkich zabić" – pisał jeden z Brytyjczyków pracujących dla Kompanii Wschodnioindyjskiej. Inny świadek, brytyjski oficer Jonh Malcolm, który spotkał thugów podczas służby w Indiach, przyznawał, że byli świetnie przygotowani do swojej misji: „Niektórzy mieli konie, inni wielbłądy i namioty, i byli wyekwipowani jak kupcy; inni przebierali się za żołnierzy, którzy wraz z oficerem idą odbyć służbę; jeszcze inni udawali żebraków lub świętych pielgrzymów: stosowali, mówiąc krótko, wszystkie możliwe przebrania".

Do morderstwa dochodziło błyskawicznie na umówione hasło przywódcy bandy. Na każdego podróżnego przypadało dwóch oprawców – dusiciel i pomocnik. Dlatego moment ataku czasem po wielu tygodniach spędzonych na wspólnej podróży był absolutnym zaskoczeniem uniemożliwiającym jakąkolwiek obronę.

Święty spokój

Nie wiadomo, skąd się wzięli thugowie. Legendy wskazują, że rozkwit tej sekty nastąpił w XVI w., w okresie rządów Akbara Wielkiego. Pojmani przez Brytyjczyków thugowie z dumą podkreślali, że historia ich rodów sięga panowania tego władcy. Wzmianki o nich pojawiają się jednak w dokumentach z XIV w., a niektórzy historycy przekonują, że bractwo składało podobne ofiary bogini Kali już w VII w.

Początki nie są znane, ale za to koniec bractwa został dokładnie opisany. Brytyjczycy z Kompanii Wschodnioindyjskiej potrzebowali kilkunastu lat, by położyć kres działaniu kilkusetletniej sekty. Winni swojego upadku byli sami thugowie i ich metody działania. Oprócz podróżnych najchętniej wybierali żołnierzy wiozących żołd. Maharadżowie przymykali na to oko. Ostatecznie ich pieniądze wracały w pewnej części do skarbca. Ale gdy thugowie zabrali się za niewłaściwych żołnierzy, ich koniec był szybki. Gdy Brytyjczycy zaczęli znajdować poukrywane w studniach ciała rodaków, wszczęli szeroko zakrojone śledztwo. Początkowo myślano, że to zwykłe rabunki, ale gdy na arenę wkroczył wspomniany już sir William Henry Sleeman, zaczął bezlitośnie ścigać „świętych dusicieli". Nie przeszkadzało mu, że są uznawani przez autochtonów za męczenników. Obliczył, że thugowie mordowali około 40 tys. osób rocznie. Postanowił położyć temu kres.

Thugowie żyli w poczuciu „świętej" misji, bez wyrzutów sumienia. Trudno jest złamać takie osoby, ale zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie wolał ocalić własną skórę niż świat przed gniewem Kali. Kilkusetletnie bractwo padło przez jednego młodego thuga, który został złapany na gorącym uczynku i zaczął „sypać". Od 1826 do 1835 r. władze kolonialne aresztowały i osądziły 1562 thugów. Wykonano 382 wyroki śmierci, a 77 thugów ukarano dożywociem. 909 „dzieci Kali" zesłano do pracy w innych koloniach.

Niektórzy naukowcy twierdzą, że thugowie nie tylko zawdzięczają swoją nazwę Brytyjczykom – thug oznacza bowiem po angielsku bandytę, łotra czy zbira – ale też uważają, że legenda została wymyślona, żeby wzmocnić brytyjską władzę w Indiach. Umiarkowanie sceptyczni historycy są zdania, że wprawdzie istnieli „święci dusiciele" składający ofiary z ludzi bogini Kali, ale pod ten kult podłączali się różnego typu przestępcy. Pewne jest jedynie, że bractwo rytualnych morderców bogini Kali zniknęło z kart historii w latach 30. XIX w.

Historia
Obżarstwo, czyli gastronomiczne alleluja!
Historia
Jak Wielkanoc świętowali nasi przodkowie?
Historia
Krzyż pański z wielkanocną datą
Historia
Wołyń, nasz problem. To test sprawczości państwa polskiego
Historia
Ekshumacje w Puźnikach. Po raz pierwszy wykorzystamy nowe narzędzie genetyczne