„Jutro ten skur... przestanie mnie wkur... To nie jest groźba, to obietnica", miał powiedzieć do swojej sekretarki i zarazem kochanki Madelaine Brown amerykański wiceprezydent Lyndon Baines Johnson (LBJ). Stało się to 21 listopada 1963 r. Mówił o prezydencie Johnie Fitzgeraldzie Kennedym (JFK), który następnego dnia został zastrzelony w Dallas. Kilka godzin wcześniej, zanim LBJ podzielił się ze swoją kochanką tym proroczym ostrzeżeniem, pokłócił się z JFK na temat tego, kto i gdzie będzie siedział podczas przejazdu prezydenckiej kolumny przez Dallas. Johnson nie chciał, by w samochodzie z Kennedym jechał gubernator Teksasu John Connally, który był przyjacielem LBJ. Domagał się usadzenia na przednim siedzeniu prezydenckiego samochodu swojego wewnątrzpartyjnego rywala, kongresmena Yarborougha. Prezydent uznał upór wiceprezydenta za irracjonalny i nie zgodził się na proponowane poprawki. To dlatego Connally został ranny w zamachu następnego dnia. Wcześniej, od jakiegoś czasu, Kennedy dawał sygnały, że wybierze kogoś innego niż Johnson na kandydata na wiceprezydenta podczas kampanii prezydenckiej w 1964 r. Miał ku temu wygodny pretekst – skandale korupcyjne dotykające otoczenia LBJ. Ci dwaj przywódcy nigdy zresztą za sobą nie przepadali. Kennedy wybrał teksańskiego polityka jako swojego wiceprezydenta prawdopodobnie tylko dlatego, że LBJ szantażował go swoją wiedzą o skandalach obyczajowych jego rodziny.