Nie ma prawie żadnej polskiej rodziny, której nie dotknęłaby okupacja niemiecka lat 1939–1945. Wiedza na temat tej barbarzyńskiej krzywdy jest w Niemczech stanowczo niewystarczająca – tak zaczyna się apel do Bundestagu i niemieckiego społeczeństwa w sprawie wzniesienia pomnika w centrum Berlina upamiętniającego polskie ofiary okupacji niemieckiej.
Inicjatorem apelu jest Florian Mausbach, 73-letni emerytowany urbanista. Przez 14 lat kierował Federalnym Urzędem Budownictwa i Planowania Przestrzennego. Był w przeszłości inicjatorem kilku innych pomników, związanych z upamiętnieniem żydowskich ofiar nazizmu.
Pomnik polskich ofiar miałby powstać na Askanischer Platz, naprzeciwko budowanego centrum dokumentacji wypędzeń w Berlinie, tuż przy Dworcu Anhalckim. Tam właśnie czekał w listopadzie 1940 roku Joachim von Ribbentrop, szef hitlerowskiej dyplomacji, na radzieckiego kolegę Wiaczesława Mołotowa, z którym ponad dwa lata wcześniej uzgodnił rozbiór II Rzeczpospolitej.
– Miejsce nadaje się idealnie na pomnik polskich ofiar okupacji – mówi „Rzeczpospolitej" Florian Mausbach. W pobliżu tego miejsca znajduje się pomnik Holokaustu, niedaleko pomnik zamordowanych Sinti i Romów, stela upamiętniająca prześladowania homoseksualistów oraz muzeum Topografia Terroru na terenie dawnych siedzib Gestapo, SS. Jego zdaniem polski turysta zwiedzający dzisiaj te miejsca może odnieść wrażenie, że Polska wcale nie zalicza się do ofiar III Rzeszy. W dodatku sąsiedztwo centrum dokumentacji wypędzeń Niemców może skłonić Polaków do przypuszczeń, że postrzegani są nie jako ofiary, lecz wręcz sprawcy zbrodni.
Jak zapewnia Florian Mausbach, za jego ideą nie stoją żadne władze. Od pewnego czasu zwracało się do niego szereg osób, głównie historycy, z sugestią podjęcia inicjatyw w sprawie polskich ofiar. – Konsultowałem to także z mieszkającym w Warszawie moim synem. Jest to w pewnym sensie nasz wspólny projekt – tłumaczy Mausbach.