Był 11 września 9 r. n.e. Po trzech dniach i dwóch nocach bitwa w Lesie Teutoburskim dobiegała końca. Z trzech rzymskich legionów i oddziału jazdy zostały już tylko niedobitki. Ich głównodowodzący Publiusz Kwinktyliusz Warus popełnił samobójstwo. W jego ślady poszli trzej legaci legionów. Nie żyła większość oficerów. Kurczące się grupki najlepszych w owych czasach żołnierzy świata walczyły już tylko o godną śmierć. Cesarskie orły i sztandary leżały w błocie w podmokłym germańskim lesie. Legiony XVII, XVIII i XIX właśnie przestały istnieć. Nigdy nie zostały odtworzone, a ich numerów nigdy więcej nie użyto. Gdy prefekt rzymskiego obozu Cejoniusz ogłosił kapitulację, rozpoczęła się rzeź nielicznych jeńców. Wykłuwano im oczy, obcinano kończyny i języki, a ścięte głowy nabijano na gałęzie drzew. Germanie w okrutny sposób sycili się zwycięstwem.
Arminiusz, zwycięski wódz barbarzyńców, postanowił zrobić prezent swojemu sojusznikowi Marbodowi, królowi Markomanów, i wysłał mu głowę Warusa. Ten jednak w obawie przed gniewem Oktawiana Augusta odesłał ją do Rzymu, gdzie spoczęła godnie w rodzinnym mauzoleum. Cesarz na znak żałoby przez wiele miesięcy nie obcinał włosów i darł na sobie szaty. W bezsenne noce przechadzał się po swoim pałacu, krzycząc: „Quinctili Vare, legiones redde!” (Warusie, oddaj moje legiony). Masakra w Lesie Teutoburskim była jedną z największych klęsk w historii imperium i trwale wpłynęła jego dalsze losy.
Warus, namiestnik Germanii
Współcześni długo nie mogli zrozumieć, jak mogło do tego dojść. Całą winą za klęskę obarczano Publiusza Kwinktyliusza Warusa, namiestnika germańskiej prowincji. Swoje obowiązki objął trzy lata przed katastrofą. Nieco wcześniej, na przełomie er, zwycięskie kampanie Druzusa Starszego oraz Tyberiusza rozszerzyły panowanie Rzymu na tereny między Renem a Łabą. Zaczęła się kształtować kolejna rzymska prowincja. Jednak sposób romanizacji nowych ziem nie spodobał się zamieszkującym je plemionom germańskim. Rzymianie nowe tereny, zamieszkane głównie przez plemiona Cherusków i Tempterów, traktowali brutalnie i z pogardą. Mnożyły się gwałty i grabieże. Niezadowolenie rosło. W takiej sytuacji Oktawian August zdecydował się wysłać na te tereny właśnie Warusa. Ten 60-letni mężczyzna miał już za sobą długą karierę urzędniczą i wojskową. To on jako namiestnik Syrii w 4 r. p.n.e. stłumił powstanie w Judei. Był również namiestnikiem Afryki, a wcześniej kwestorem. Towarzyszył Oktawianowi w podróży do wschodnich prowincji imperium.
Zadanie urządzenia nowej prowincji zgodnie z normami rzymskimi wymagało jej oszacowania i wprowadzenia rzymskiego prawa. Dlatego z Warusem przybył cały sztab prawników, kwestorów, poborców podatkowych i urzędników. Do tego architekci, ludzie kultury, nauczyciele i kapłani. Im z kolei towarzyszyła osobista świta niewolników, wyzwoleńców i służących, nie mówiąc już o wszelkiej maści kupcach i handlarzach liczących na intratne interesy. Jednak szybko się okazało, że w Germanii trudno o szybkie zyski. Rolnictwo nie istniało, rzemiosło było na niskim, wręcz prymitywnym poziomie. Plemiona żywiły się głównie mięsem, a ich życie ciągle było bliższe koczownikom niż spokojnym ludom rolniczym. Armię urzędników i legiony trzeba było jednak utrzymać. Daniny rosły proporcjonalnie do niezadowolenia Germanów. Z jeszcze gorszym przyjęciem spotkało się wcielanie w życie rzymskiego prawa, które wraz z pogardą okazywaną miejscowym plemionom pokazało, że zupełnie inaczej traktowani i sądzeni są Rzymianie, a inaczej Germanie, nawet ci, którzy mają rzymskie obywatelstwo. Dla germańskich plemion nie do przyjęcia była także rzymska rozwiązłość i obyczaje. Do tego nie najlepiej układały się relacje z germańską arystokracją. Ci ludzie gotowi byli na sojusz z Rzymem i udział w nowych podbojach, natomiast rola cesarskich poddanych zupełnie im nie odpowiadała. Wrzenie narastało. Bunt wisiał w powietrzu. Warus jednak zupełnie nie potrafił wyczuwać tych nastrojów. Uśpiony trzyletnim spokojem uznał najwyraźniej, że Germanie nie są w stanie zmobilizować się do działań militarnych. No i ciągle wierzył (lub przynajmniej tak udawał), że pięć legionów, którymi dysponował w Germanii, zapewni mu spokój i bezpieczeństwo. Trzy z nich miał przy sobie, dwa pozostałe pod rozkazami legata. Legiony cały czas były w ruchu, co sprawiało wrażenie, że rzymskich żołnierzy jest dużo. Germanie doskonale jednak znali prawdziwą liczebność rzymskiej armii na swoim terenie.
Genialny plan Arminiusza
Inicjatorem powstania był Arminiusz, syn Segimera, księcia Cherusków. Znakomity jeździec i dowódca cheruskiej jazdy początkowo wiernie, podobnie jak jego brat, służył Rzymowi. Jego ambicje polityczne sięgały jednak wyżej niż tylko scheda po ojcu. Bycie cheruskim księciem to za mało. On chciał zostać królem wszystkich plemion germańskich (podobnie jak Marbod, jego sojusznik i poplecznik z królestwa Markomanów). Żeby zrealizować ten plan, musiał najpierw pozbyć się Rzymian, którzy nigdy nie dopuściliby do tego, by skupił w swoim ręku taką władzę. Wykorzystując niezadowolenie germańskich plemion, zachęcił je do wolnościowego zrywu. I miał dokładny plan, jak zniszczyć legiony Warusa. Plan genialny w swojej prostocie.