Zjawisko niewolnictwa istniało na terenie Ameryki od początków XVII wieku, w pełni akceptowane prawnie i obyczajowo. Odwilż rozpoczęła się dopiero w drugiej połowie XVIII stulecia, kiedy to wychowane już w epoce myśli oświeceniowej elity intelektualne zaczęły zdawać sobie sprawę z głęboko nieetycznego charakteru posiadania przez człowieka drugiej osoby na własność. Jako pierwsze przystąpiły do walki z niewolnictwem stany północne. Delaware uczyniło to już w swojej pierwszej konstytucji z 1776 roku (zakaz importu i sprzedawania niewolników). W następnych latach w jego ślady poszły stany: Massachusetts, Pensylwania, Connecticut, Rhode Island, New York i New Jersey. W 1787 roku zakaz niewolnictwa na terytoriach stanów federalnych na północ od granicy rzeki Ohio uchwalił Kongres.
Tania siła robocza
Niestety, inaczej na tę kwestię zapatrywali się mieszkańcy stanów południowych. Od lat utrzymujący się z pracy niewolników na plantacjach, obawiali się skutków uwolnienia ogromnej ich liczby, mimo że pod koniec XVIII wieku zmalało gospodarcze zapotrzebowanie na tanią siłę roboczą. Dwa odmienne światy – rolnicze Południe dążące do utrzymania niewolnictwa i niskich cen oraz przemysłowa Północ żądająca coraz śmielej zniesienia niewolnictwa, z prężnie rozwijającym się ruchem abolicjonistycznym – zaczęły popadać w coraz większy konflikt. Niemały udział w tej debacie miały kwestie religijne. Wielu przedstawicieli środowisk protestanckich nie widziało w niewolnictwie problemu natury moralnej.
George Whitefield, jeden z anglikańskich założycieli metodyzmu, wygłaszał płomienne kazania za przywróceniem niewolnictwa, czym rzeczywiście doprowadził do tego w 1751 roku w stanie Georgia (sam kupił niewolników do pracy na swojej plantacji). Jego poglądy podzielało wielu współwyznawców, powołując się przy tym na Biblię. Twierdzono np., że „znamię Kaina", kojarzone z czarną skórą, stanowi uzasadnienie dla zniewolenia Murzynów, w których dopatrywano się potomków biblijnego mordercy. Wierzono, że niewolnictwo jest elementem planu Boga i dlatego nie należy z nim walczyć.
Inni „myśliciele" powoływali się na bardziej świeckie argumenty. Uważano, że niewolnictwo wpływa korzystnie na zmniejszenie przestępczości, a standard życia w niewoli i tak jest wyższy niż w afrykańskiej dżungli. Pastor baptystyczny Thornton Stringfellow był nawet przekonany, że zbiegli niewolnicy masowo błagają białych na Północy o odesłanie ich na Południe. Z kolei siódmy wiceprezydent USA John C. Calhoun dowodził, że afrykańskim niewolnikom jest lepiej niż wolnym robotnikom europejskim. Podkreślał także zbawienny wpływ niewolnictwa na ekonomię, gdyż z założenia eliminuje ono „konflikty między kapitałem a pracą". Pisarz George Fitzhugh bez ogródek głosił, że „Murzyn to dorosłe dziecko i należy nim rządzić jak dzieckiem [...]. Niewolnictwo zapewnia wszystko, co niezbędne do życia, a niewolnik nie jest w stanie przetrwać w wolnym świecie, ponieważ jest leniwy i nie może konkurować z inteligentną białą rasą europejską".
Kolej Podziemna
Na szczęście nie wszyscy Amerykanie podzielali takie poglądy. Wojna secesyjna wisiała już na włosku, ale jeszcze przed jej wybuchem setki ludzi dobrej woli zaangażowało się w bezprecedensową akcję pomocy uciekinierom z Południa. Mózgiem przedsięwzięcia był William Still, osiadły w Filadelfii syn byłych niewolników. Pracował jako urzędnik dla abolicjonistów. Nazywany ojcem Kolei Podziemnej, pomógł uciec około 800 niewolnikom. Jego rola nie kończyła się jednak na ukryciu ich przed organami ścigania oraz zapewnieniu dachu nad głową. Still zbierał szczegółowe informacje od każdej osoby, której pomagał, łącznie z krótką biografią oraz docelowym miejscem ucieczki. Zdobyte wiadomości starannie ukrywał. W ten sposób miał nadzieję zapobiec trwałemu rozłączeniu rodzin oraz umożliwić poszczególnym ich członkom odnalezienie się w przyszłości. Niejednokrotnie pośredniczył także w kontaktach między krewnymi. Swoje wspomnienia z tamtego okresu Still wydał w 1872 roku w książce pod tytułem „Kolej Podziemna".