Lepiej wypadły wiślackie zabiegi na galicyjskim gruncie. Rozsyłane przez Wisłę wici na prowincję do klubów do tej pory niezrzeszonych, dawały nadzieję na szersze poparcie wiślackich inicjatyw.
To nie prasa jednak decydowała, kto z tych organizacyjnych zapasów wyjdzie zwycięsko – Cracovia czy Wisła; Österreichischer Fussball-Verband czy mający powstać Polski Związek Futbolowy. Decydowało poparcie, jakie uda się uzyskać w piłkarskim terenie. Bo trzeba dodać, że większość istniejących wówczas klubów pozostawała niezrzeszona.
Krakowskie zmagania obserwowano na prowincji z wielką uwagą. A było co obserwować, gdyż wiosną 1911 r. Kraków stał się stolicą środkowoeuropejskiego futbolu. To tutaj na wyścigi zjeżdżały reprezentacje Austrii i Czech wraz z prezesami ÖFV i ČSF, by na zapleczu piłkarskich zmagań toczyć boje o przyszłość polskich klubów w monarchii austro-węgierskiej. Wisła znalazła się na głównym froncie tych zmagań. Po drugiej stronie stanęła Cracovia. Już w kwietniu doszło do gorszących scen na krakowskich boiskach, o czym donosił „Ilustrowany Kuryer Codzienny": „W sobotę i w niedzielę odbędą się na Błoniach krakowskich matche »Cracovii« i »Wisły«, budząc powszechne z wielu względów zainteresowanie, tembardziej, iż oprócz interesu wyłącznie sportowego, wchodzą przy tej sposobności w grę motywa osobistych nieledwie zawiści i konkrencyi.
Emulacya o współzawodnictwo są w zasadzie bodźcem szlachetnym, o ile nie wprowadza się w nie osobistych inwektyw, które nawiasem mówiąc, obu towarzystwom nie wychodzą na dobre, dyskredytując je w opinii publicznej.
Rozmyślnie n.p. tak »Wisła« jak »Cracovia« z pełną świadomością wyznaczyły ten sam termin dla tak interesujących matchów, wskutek czego sfery interesujące się sportem znalazły się w prawdziwym kłopocie: interes wybitnie sportowy ciągnie ich ku matchowi »Wisły« ze »Spartą« drużyną par excellence pierwszorzędną i najlepszą, jaką dotąd oglądaliśmy w Krakowie, obowiązki gościnności natomiast każą wziąć udział w walce »Cracovii« z reprezentacyjną drużyną Królestwa Polskiego z Warszawy i Łodzi [...]. Zawody toczyły się na Błoniach poza Boiskiem pozlotowem, gdyż to ostatnie zajęła »Cracovia«, walcząc z reprezentatywną drużyną z Król. Polskiego" [„Ilustrowany Kuryer Codzienny", 23.04.1911].
Zbiegnięcie się terminów tych meczów było oczywiście nieprzypadkowe. Fakt, że Wisła musiała rozgrywać prestiżowy mecz z czołową europejską drużyną na Błoniach, podczas gdy witani z honorami polscy futboliści z zaboru rosyjskiego rozgrywali w tym samym czasie spotkanie na jedynym reprezentacyjnym obiekcie piłkarskim w Krakowie, mówił wiele. Podobnie jak dziennikarskie relacje, spychające pojedynek Wisły na drugi plan. Działo się to wszystko w kontekście wiślackich zamierzeń, by w planowanym polskim związku piłkarskim skupić również kluby zza zaborczych kordonów granicznych. Była to niewątpliwie gorzka pigułka, którą przyszło Wiśle połknąć. Ostatecznie, mimo zaproszeń, Polacy z innych zaborów w tworzeniu związku nie wzięli udziału.
Lepiej wypadły wiślackie zabiegi na galicyjskim gruncie. Rozsyłane przez Wisłę wici na prowincję do klubów do tej pory niezrzeszonych, dawały nadzieję na szersze poparcie wiślackich inicjatyw. Brakowało jednak wsparcia najsilniejszych klubów, czyli tych ze Lwowa. Nadzieje na pozyskanie Pogoni okazały się płonne, ale wszystko wskazywało na to, że uda się pozyskać Czarnych.
Zarysowujący się rozłam wśród galicyjskich klubów i nieprzejednane prowiedeńskie stanowisko Cracovii stawiało pod znakiem zapytania sens powołania polskiego związku futbolowego, gdyż jego deklarowanym celem było połączenie polskich klubów w jednej organizacji i łagodzenie napięć międzyklubowych.
Dlatego na przełomie kwietnia i maja Wisła podejmuje ostatnią, dość rozpaczliwą próbę porozumienia z Cracovią.
Wtedy to krakowskie gazety donosiły o propozycji Wisły rozegrania meczu derbowego z Cracovią w dniu 3 maja, „przeznaczając czysty zysk na Dar narodowy TSL" [„Ilustrowany Kuryer Codzienny", 29.04.1911; „Nowa Reforma", 28.04.1911].
Nie ma co ukrywać, że oferta Wisły brzmiała trochę jak moralny szantaż, ale trudno było wierzyć, że Cracovia mu ulegnie, bo oznaczałoby to przekreślenie całej dotychczasowej polityki tego klubu prowadzonej przez Kopernickiego w ścisłym porozumieniu z wiedeńskim „Verbandem". Samo przecież rozegranie spotkania z bojkotowaną przez ÖFV Wisłą tak zostałoby odebrane. Nic dziwnego, że prasa donosiła już następnego dnia wytłuszczonym drukiem: „Cracovia odmawia walki na cele narodowe". Propagandowo Wisła na tej inicjatywie zyskiwała, politycznie wręcz odwrotnie, gdyż po odmowie rozegrania meczu ze strony Cracovii to samo uczyniły kluby lwowskie.
Ten jakże wymowny incydent związany z meczem na rzecz TSL świadczył wyraźnie, że „kości już zostały rzucone", a oba obozy, niepodległościowy i prowiedeński, okopały się na swoich stanowiskach, oczekując ostatecznego rozstrzygnięcia.
Zanim powstał Polski Związek Footballowy
Maj okazał się miesiącem przełomowym. Wtedy bowiem Wisła postanowiła wreszcie powołać do życia długo zapowiadany związek piłkarski. Miało się to stać przy okazji wielkiego wydarzenia sportowego, jakim był przyjazd do Krakowa na dwa mecze z Wisłą szkockich zawodowców z Aberdeen. Czy taki był plan od początku? Wydaje się, że nie i utworzenie Polskiego Związku Footballowego (PZF) planowano na połowę czerwca, wykorzystując obecność w tych dniach w Krakowie reprezentacji Czech.
Przyjazd reprezentacji Austrii do Krakowa i rozegranie spotkań z Cracovią i Czarnymi miał odciągnąć uwagę opinii publicznej od działań TS Wisła i zarazem pokazać sportową i organizacyjną potęgę „Verbandu" i jego zwolenników.
Czesi mieli rozegrać z Wisłą dwa mecze, co było wiadome już od wielu tygodni, gdyż spotkania te zostały zgłoszone „na kongresie »Międzynarodowej Unii« dnia 20 marca br. w Paryżu" [„Czas", 12.06.1911]. Scenariusz wydarzeń znany był więc od marca nie tylko wiedeńskiemu „Verbandowi", ale i Cracovii. Stąd, widząc, że wiślacka inicjatywa zyskuje coraz szersze poparcie na galicyjskiej prowincji futbolowej, należało ją storpedować w zarodku.
O kulisach wiedeńsko-cracoviackich rozmów w tej sprawie wiemy niewiele. Tyle co potem ujawnił Józef Lustgarten.
Prezes Cracovii Stanisław Kopernicki wczesną wiosną przebywał jeszcze na leczeniu „na południu" Europy, a jego obowiązki w Krakowie wypełniał właśnie Lustgarten, instruowany listownie. Pisze on o tej sprawie lakonicznie: „[...] dzięki jego [Kopernickiego] osobistej interwencji w austriackim związku w Wiedniu, w czasie jego drogi powrotnej do Krakowa doszło do niebywałego w historii piłkarstwa wydarzenia. Licząc się i z Kopernickim, i z naszym Polskim Związkiem, Austriacy zgodzili się na przyjazd do Krakowa swej reprezentacyjnej drużyny, która miała rozegrać tutaj dwa mecze: z lwowskimi Czarnymi i z nami. Był to fakt bez precedensu, aby drużyna państwowa występowała przeciwko drużynom klubowym". I dalej: „[...] austriacki związek zdecydował się, co prawda z wielkimi oporami, wysłać reprezentacyjną drużynę na mecz z Cracovią. [...] Wysłanie drużyny państwowej na zawody z drużyną klubową świadczyło, że Wiedeń liczy się poważnie z polskimi klubami. Zdawaliśmy sobie doskonale sprawę, że podyktowane to było także i względami polityki. Może to dziwne, ale tak było. Mianowicie Czeski Związek Piłkarski nie chciał przystąpić do austriackiego jako związek krajowy i narażając się na bojkot ze strony FIFA... tudzież uniemożliwiając przez to rozgrywanie zawodów z klubami nie czeskimi, wytrwale walczył o niezależność i bezpośrednie członkostwo w Fifie. Atoli Czesi mogli sobie na to pozwolić, bo dysponowali znaczną liczbą dobrych klubów ze Slavią i Spartą na czele. Natomiast kluby w Małopolsce [...] nie mogły mimo najlepszych chęci pójść w ślady Czechów. Zbyt mało było klubów a i poziom ich był słaby. Przejściowe próby oparcia się o Czeski Związek i czeskie kluby kończyły się niepowodzeniem. Austriacy byli w ciągłej obawie, że Polacy mogą pójść za przykładem Czechów i dlatego posuwali się w wypełnianiu żądań klubów do możliwych granic, zwłaszcza gdy wysuwane były przez Kopernickiego, z którego autorytetem liczył się Wiedeń bardzo poważnie. Obecność prezesa austriackiego związku dra Abelesa na zawodach w Krakowie była jeszcze jednym dowodem wagi jaką przykładano w Wiedniu do dobrych stosunków z małopolskim sportem" [„Kopiec Wspomnień" w: J. Lustgarten, „Narodziny krakowskiego sportu", s. 393–394].
Tak to widział Lustgarten. A widział zaskakująco mało, skoro gdzieś umknęła jego uwadze wiślacka akcja, a i interpretacja zdarzeń jest mocno naciągana (mylnie twierdzi choćby, że istniał wówczas jakiś polski związek piłkarski).
Z tego opisu da się wyciągnąć jednak parę wniosków i hipotez. Austriacy początkowo mogli rzeczywiście lekceważyć działania Wisły. Dopiero przyjazd do Wiednia Kopernickiego uzmysłowił im skalę zagrożenia. Stąd bardzo prawdopodobne jest stwierdzenie, że to Kopernicki „wymusił" na nich przyjazd do Krakowa na początku maja. Austriakom nie bardzo ten termin bowiem odpowiadał, bo 7 maja mieli zakontraktowany prestiżowy mecz międzynarodowy z Węgrami. Mecz ten oczywiście odbył się w Wiedniu w planowanym terminie i zakończył pewną wygraną Austrii 3:1. Wniosek z tego jest taki, że w Krakowie 8 maja grały rezerwy Austrii, wzmocnione paroma graczami pierwszej jedenastki.
Sport pod zaborami: Pokrzepienie dla serc i ramion
Nowe życie na boiskach nie zaczęło się wraz z odrodzeniem Polski. Szczególnie w Krakowie, we Lwowie i w Warszawie kwitło już wcześniej, ale polscy sportowcy nie mogli występować pod biało-czerwoną flagą.
Obecność prezesa „Verbandu" pod Wawelem w pierwszych dniach maja świadczyła, że rozumiał on jasno powagę sytuacji. Ryszard Wasztyl w swych opracowaniach poświęconych tym wydarzeniom stwierdza jasno, że ÖFV „nie tyle chodziło o dobre stosunki z małopolskim sportem, co o jego ścisłe podporządkowanie sobie [...]. Innymi słowy, w obliczu lekceważonej ponoć akcji Wisły [...] poważnie obawiając się o zagrożone pozycje galicyjskie, postanowił jej przeciwdziałać poprzez zdecydowane wsparcie Stanisława Kopernickiego. I właśnie dlatego reprezentacja AZPN [Austrii] przyjechała na majowy meeting Cracovii" [R. Wasztyl, „Związek Polski Piłki Nożnej w 1912–1920", Rocz. Nauk. AWF, Kraków 1990, s. 91]. Ciekawe zresztą, że prezesa austriackiego „Verbandu" Ignaza Abelesa niektórzy badacze uważają za „rzecznika austriackiego centralizmu w sporcie", natomiast w „Czasie" prezentowano go wówczas jako zwolennika autonomii lokalnych organizacji sportowych [„Czas" z 7 maja 1911 r.].
Przyjazd reprezentacji Austrii do Krakowa i rozegranie spotkań z Cracovią i Czarnymi miał odciągnąć uwagę opinii publicznej od działań TS Wisła i zarazem pokazać sportową i organizacyjną potęgę „Verbandu" i jego zwolenników. I to się w dużej mierze udało, gdyż mecze toczone w ramach tzw. trzydniowego meetingu footbalowego 6–8 maja współorganizowała Cracovia i „Verband". W sobotę Cracovia pokonała Czarnych 3:0, w niedzielę Czarni ulegli Austriakom 0:12, a w poniedziałek Cracovia tymże 3:6. Mecze te odpowiednio rozreklamowane w prasie cieszyły się dużym zainteresowaniem ze strony kibiców i spełniły swą propagandową rolę, „wykazały bowiem niezbicie, że chcąc się doskonalić w piłkarskim rzemiośle, trzeba także czerpać wzory z Wiednia" [R. Wasztyl, „Związek...", s. 91;]. Przykryły też na wiele dni informacje o przyjeździe do Krakowa Aberdeen. Pewnym zgrzytem był jednak fakt, że Czarni zaraz po meczu z Austriakami odjechali do Lwowa i nie wzięli udziału w poturniejowym bankiecie. Po paru zaś tygodniach znaleźli się w wiślackim obozie, jako drugi po Wiśle liczący się w Galicji klub piłkarski.
Tekst ten to przeredagowana i uzupełniona wersja artykułu zamieszczonego na historiawisly.pl
Czy Wisła zagrała z Aberdeen? Czy Czarni Lwów wspomogli wiślaków w zakładaniu Polskiego Związku Footballowego? O tym przekonamy się za tydzień w drugiej części artykułu.