Jest zapewne jakaś prawidłowość w tym, że Kresy, kraina najsilniej zmitologizowana w polskich wyobrażeniach zbiorowych, matecznik legend narodowych i istotny składnik polskiej tożsamości, wymykają się wciąż jednoznacznej definicji. W najprostszym zatem, potocznie stosowanym ujęciu Kresy to dawne wschodnie ziemie przedrozbiorowej Rzeczypospolitej, ostatecznie i niemal w całości utracone po II wojnie światowej, a samo określenie postrzegane jest jako wiekowe, podobnie jak od wieków wpisana w dzieje Polski miałaby być jego treść. Tymczasem pojęcie jest stosunkowo świeże, oczywiście w skali historycznej, zmieniał się też zasięg odpowiadającego mu terytorium.
Pierwsze przywołanie tak rozumianych Kresów na kartach literatury polskiej – a to literatura w największym stopniu ukształtowała mit kresowy – znaleźć można dopiero w wydanym w całości w 1855 r. „Mohorcie. Rapsodzie rycerskim" Wincentego Pola. W objaśnieniach do utworu, który przynosił inspirujący potem pisarzy przez dekady wizerunek niezłomnego szlachcica-wojownika, autor tłumaczył, że „Kresy oznaczały tedy w istocie linię wojskowego pogranicza od Kozaczyzny i Ordy tatarskiej, siedzących podówczas jeszcze na ujściu Dniepru i na dolnym Dniestrze". Kresowe były więc dla późnego romantyka ziemie ukrainne, Litwy natomiast do nich nie zaliczał. Do tak wykreślonego obszaru odwoływała się „Encyklopedia Powszechna" Samuela Orgelbranda, wydawana od 1859 r., uznawana za pierwsze tego rodzaju dzieło w języku polskim, a także niektóre z publikowanych w XIX stuleciu wydawnictw leksykograficznych.
Zasięg Kresów jako kategorii mentalnej rozszerzał się od początków XX w., gdy Polacy poczęli śmielej marzyć o odrodzeniu własnej państwowości i gdy wraz z wybuchem I wojny oczekiwania te nabrały kształtów realnych. Nostalgia kresowa objęła wtedy nie tylko obszary, które po odzyskaniu niepodległości znalazły się w składzie odbudowanej Rzeczypospolitej, ale również te, które zyskały nowe oblicze etniczno-polityczne, a nawet połacie mocarstwowej (przynajmniej w sferze pamięci) Polski z czasów jej najdalszej ekspansji na północnym i południowym wschodzie. Po katastrofie kolejnej wojny, gdy Kresy definitywnie stały się aspektem przeszłości, w ramach ich wyobrażonych granic znalazły się również Galicja Wschodnia i cała Wileńszczyzna.
Ojczyzna szczęśliwego dzieciństwa
Nastąpiło też jeszcze jedno brzemienne przeobrażenie: ziemie kresowe przestały właściwie istnieć w polskiej świadomości jako konkretny byt geograficzny, znalazły sobie natomiast miejsce w przestrzeni symbolicznej, w postaci subiektywnie czy też raczej wspólnotowo odczuwanego przedmiotu odniesienia dla pamięci, emocji, dumy i zakorzenienia. Urosły do rangi mitu, w gruncie rzeczy ważniejszego niż jego historyczna, faktograficzna podstawa. Mityczny wymiar Kresów wygładził dziejowe koleiny. Kolejne generacje Polaków kultywowały więc obraz kresowego świata przede wszystkim jako utraconej arkadii, wyidealizowanej ojczyzny szczęśliwego dzieciństwa.
Wspomnienia Stanisława Lema z przedwojennego Lwowa, spisane w autobiograficznej opowieści „Wysoki zamek" (1966 r.) i również autobiograficzna wyprawa Tadeusza Konwickiego na przedmieścia Wilna w „Kronice wypadków miłosnych" (1974 r.), choć to przekazy literackie bardzo różne, ujawniają charakterystyczną, wspólną dla literatury wokółkresowej tonację: ciepły, pogodny, niemal dziecięcy sentyment do zachowanych w archiwach pamięci miast, ulic, punktów topograficznych, ludzi, obyczajów i zdarzeń. Nawet Czesław Miłosz, skądinąd bezkompromisowy demaskator wszelkich mitów narodowych, pisząc o Litwie, nie odrzucał całkowicie tej kojącej perspektywy. Jeśli zatem „Rodzinną Europę" uznać za nieuładzoną próbę rekonstrukcji napięć i konfliktów narodowościowych, religijnych i społecznych, rodzących się nieuchronnie w skomplikowanej mozaice żywiołów etnicznych, jaką było pogranicze polsko-litewsko-białoruskie w latach jego młodości, to już tworząc panoramę tej samej prowincji w „Dolinie Issy", wybrał przyjazną upodobaniom czytelniczym stylistykę gawędy szlacheckiej.