Na zjeździe legionistów tak mówił w 1928 roku o Wilnie: „Miłe miasto. Rzędem biegną mury, pagórki otoczone zielenią pieszczą mury. Mury tęsknie na pagórki spoglądają. Miłe miasto. Gdy na który z pagórków się wyjdzie, ku niebu przez mgłę oparów błyszczą do góry wieżyce, wieżyczki, na których, gdy dzwony zadzwonią, nie wiadomo, czy się skarżą, czy o łaskę proszą, czy tęsknie do nieba głos wznoszą”.
Trzeba w pogodny dzień samemu zobaczyć Wilno, by docenić ów opis. Polski barok wśród litewskich kniei strzela tu do nieba wieżami licznych kościołów: katedry, św. Piotra i Pawła, św. Ducha, św. Kazimierza, oraz najwyższą – uniwersyteckiego kościoła świętych Janów... Dachy starówki wznoszą się i opadają wraz z pagórkowatym terenem i tylko należy usilnie się starać, aby nie widzieć szkaradnych blokowisk, jakie na szczytach wzniesień zamykających horyzont zbudowano za władzy sowieckiej. – To jak korona, która wieńczy całe miasto! – usłyszałem od pewnej pani.
Dobrze, że Marszałka przy tym nie było. – Korona?! Chyba cierniowa! – powiedziałby cierpko i zapewne dodał jeszcze kilka soczystych wyrazów. Poza ukochanym Wilnem ciepło wyrażał się o Krakowie i Lwowie. Wawel i Wały Hetmańskie, Skałka i Łyczaków, młodzież, która mogła tu swobodnie wyrażać patriotyczne uczucia – to łączyło go z obydwoma miastami. Do Warszawy nie miał raczej serca, choć tyle tu miejsc związanych z latami jego największych triumfów; wszystkich nie zdołał nawet wymienić autor dzisiejszego zeszytu. Do Łodzi Piłsudski nie przybył ani razu po pamiętnym aresztowaniu go przy druku „Robotnika”.
Do Wilna wracał, kiedy tylko mógł. W mowie „O wspólnych dziejach Polski i Litwy” powiedział tu w kwietniu 1922 roku: „Jestem jak dziecko na imieninach swej drogiej matki. Bezkrytyczne oko dziecka zachwycone matką nie patrzy i nie pyta, jakie są szatki na jej ciele. Czy jest brzydka, czy jest ładna dla kogo innego, jest i pozostaje dla dziecka czemś pięknem i cudownem, a w dzień jej imienin wzruszone serce bije radośnie. Więc jak to dziecko wzruszone do głębi wołam: Niech żyje Wilno!”.