Przez lata żadnego z ekspertów, którzy widzieli eksponowany w muzeum instrument – jak sądzono, kupiony na przyjazd mistrza do Szkocji przez zakochaną w nim uczennicę Jane Stirling – nie uderzyła niezgodność numeru seryjnego na niewielkiej listwie, widocznej po otwarciu wieka instrumentu, z innymi numerami zapisanymi we wnętrzu.
Dziś wiadomo, że listwa została przełożona z innego fortepianu. W dodatku podpis, który od lat podziwiano na tym pięknym instrumencie, też – być może – nie wyszedł spod pióra kompozytora. Duma muzeum, na której zaszczytu gry dostępowali nieliczni artyści, straci miejsce na piedestale historii.
[wyimek]Instrument, na którym zapewne grał Chopin, jest uszkodzony, stoi na zapleczu muzeum [/wyimek]
– Nie mam już wątpliwości, że stojący w naszej Zielonej Sali instrument nie jest tym, na którym Chopin grał w Szkocji – mówi prof. Stanisław Waltoś, dyrektor Muzeum UJ. – By jednak stwierdzić ponad wszelką wątpliwość, że słynnym fortepianem jest drugi z instrumentów, które mamy, trzeba przeprowadzić specjalistyczne badania.
Zapewnia, że takie ekspertyzy zostaną zlecone. Prawdopodobnie grafolog zweryfikuje też autograf wirtuoza. Co najważniejsze, są już pieniądze na konserwację drugiego fortepianu. Jednak nazwiska prywatnego sponsora chętnego do pokrycia jej kosztów dyrektor na razie nie ujawnia.
Różnicę numerów zapisanych na „chopinowskim” fortepianie widział Antoni Markowski – muzyk Filharmonii Krakowskiej, znawca instrumentów dawnych i stroiciel, który od lat opiekuje się zabytkiem.