Krzyż na placu Zwycięstwa

Wołam wraz z wami wszystkimi: niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi!

Aktualizacja: 28.01.2008 16:07 Publikacja: 28.01.2008 12:07

Krzyż na placu Zwycięstwa

Foto: PAP/ADM

Już sam wybór Polaka na papieża rozsierdził władze, a co dopiero jego pierwsza wizyta w ojczyźnie... Zaczęto więc klecić „listy sprzeciwu”, czyli wykazy osób niezadowolonych z przyjazdu Jana Pawła II. Złożenie podpisu pomagało w zdobyciu mieszkania i kilku tysięcy złotych. Zakazano udzielania urlopu osobom, które chciały uczestniczyć w mszach papieskich. Ustalono, że kto nie przyjdzie do pracy 2 czerwca 1979 roku, w dniu przyjazdu papieża i mszy świętej na placu Zwycięstwa, będzie musiał pracować we wszystkie czerwcowe niedziele.

Rozsiewano też pogłoski, że do stolicy ściągną dwa miliony chłopów, którzy stratują ogrody, złupią sklepy i domy, więc co cenniejsze przedmioty lepiej schować; potem się upiją i legną pokotem, a zostawią po sobie łajno i trupy, bo zmiażdżonych zostanie co najmniej pięć tysięcy osób. Wszystko na marne. Ludzie z nadzieją szykowali się do historycznej pielgrzymki, w wielu oknach zawisły portrety Jana Pawła II i biało-żółte flagi.

 

 

Piątkowy wieczór 1 czerwca 1979 roku był wyjątkowo ciepły. Mężczyźni bez marynarek, kobiety w sukienkach na ramiączkach, dzieci z balonikami – w końcu to był ich dzień. Tłum narastał zwłaszcza wokół katedry na Starym Mieście i kościoła Świętej Anny na Krakowskim Przedmieściu oraz na placu Zwycięstwa – w miejscach, które nazajutrz miał odwiedzić papież Jan Paweł II.

Wśród spacerujących był również Kazimierz Brandys, który notował później w „Miesiącach”: „Idąc, napotykałem coraz więcej znajomych z widzenia, których nazwisk nie mogłem sobie odtworzyć, i dopiero po jakimś czasie pojąłem, że to nie znajomi, tylko po prostu ludzie o wyglądzie dawnej inteligencji, ci, którzy na co dzień giną w masie, których nie widać. Więc jeszcze są, wylegli całymi rodzinami. Tego wieczoru na Świętojańskiej, na Krakowskim, na placu Saskim ludzie przyszli obejrzeć miejsca, które zobaczy Papież. I obejrzeli siebie. (...) Sam fakt równoczesnego przybycia tysięcy ludzi bez wezwania już był mocno zastanawiający. Odzwyczajono ich od tego, że są żywym ogółem, uczyniono wiele, aby ich przekonać, że stanowią bierną masę, której ruchami się steruje. Przyszli tu odwiedzić miasto w przeddzień wizyty papieża, nie uświadamiając sobie, że swoim przybyciem przeprowadzili dowód własnego istnienia. (…) Co mnie najsilniej pociągnęło, to był rodzinny nastrój ulicy. Inny sposób chodzenia, zmieniony skład i rytm. W tej ogromnej ilości nie czuło się naporu, tłum z wolna falował, ludzie szli, nie popychając się, ustępowano sobie w przejściu”.

Na ulicach nie było widać pijanych. Brakowało nawet milicjantów. Całą władzę nad miastem przejął Kościół. Na placu Zwycięstwa, gdzie w sobotnie popołudnie zaplanowano papieską mszę, prym wiodła już katolicka straż porządkowa – młodzi ludzie w niebieskich czapeczkach. Przez głośniki proszono o opuszczenie placu, bo obecność ludzi utrudnia przygotowania, a zostało już naprawdę niewiele czasu. W konstrukcję ołtarza wbijano ostatnie gwoździe, skręcano metalowe barierki wyznaczające sektory. Przy Grobie Nieznanego Żołnierza stawiano żółty namiot, który miał służyć papieżowi jako zakrystia. Nad placem górował już wielki krzyż, z którego ramion spływała szkarłatna stuła.

 

 

Papieski samolot wylądował na Okęciu w sobotę o godzinie 10.07 – we wszystkich kościołach w Polsce odezwały się wtedy dzwony. Ojciec Święty ucałował polską ziemię. Na płycie lotniska oficjalnie witali go przewodniczący Rady Państwa Henryk Jabłoński oraz prymas kardynał Stefan Wyszyński i biskupi. Papież uściskał ich i rzucił: – Uszanowanie Wam. Muszę już iść, bo pchają mnie dalej. Papamobil – wykonany na podwoziu Stara 66 przez przyjaciela papieża Stanisława Kozłowskiego w starachowickiej Fabryce Samochodów Ciężarowych, potem zresztą pocięty na kawałki, by nie było pamiątki – ruszył do Belwederu na spotkanie z I sekretarzem PZPR Edwardem Gierkiem. Papież przypomniał mu o odpowiedzialności rządzących wobec historii i własnego sumienia, po czym pojechał dalej. Na całej trasie przejazdu stały wiwatujące tłumy: Jana Pawła II wyszli przywitać nawet starzy partyjni towarzysze z alei Róż.Po południu papamobil dotarł na plac Zwycięstwa, gdzie papież najpierw pomodlił się przed Grobem Nieznanego Żołnierza, a o godzinie 16 zaczął odprawiać mszę świętą. Brandys, choć dostał zaproszenie z Pen Clubu, wolał oglądać papieża w telewizji, bo tam lepiej widać. Rzeczywiście – kadrowano głównie papieską twarz, a skrzętnie wycinano tłumy ludzi i mogło się zdawać, że na mszę przyszła tylko garstka sióstr zakonnych i nieco starszych ludzi. Ale na placu było morze głów, szacowano że około miliona. Ludzie wchodzili na drzewa w parku Saskim, by lepiej dostrzec postać w bieli. Wyciągali lornetki. Wielu machało papieskimi chorągiewkami, które kupowało się od młodzieży oazowej, bo wtedy stoisk z flagami, znaczkami i balonikami nie było. Panowała wielka radość. Brandys przywołał słowa niewierzącej znajomej, która „chciała uklęknąć i modlić się razem z papieżem”: „Próbuję sobie wyobrazić, co czuli w owych chwilach wierzący katolicy”.

Dopiero po jakimś czasie pojąłem, że to nie znajomi, tylko po prostu ludzie o wyglądzie dawnej inteligencji, ci, którzy na co dzień giną w masie, których nie widać. Więc jeszcze są, wylegli całymi rodzinami (Kazimierz Brandys)

Ludzie słuchali i klaskali. Choć zwyczaj bicia braw podczas homilii przyjmowany był wtedy przez hierarchów z oporem, papież szybko go zaakceptował, oznajmiając wiernym, że klaszcząc, mówią kazanie razem z nim. Tamtego popołudnia oklaski rozlegały się już na początku po słowach: „Moim szczególnym zadaniem jest spełnienie tego pragnienia, którego Paweł VI nie mógł dopełnić na milenium chrztu Polski. Jako więc wasz rodak, syn polskiej ziemi, a zarazem jako papież pielgrzym witam was wszystkich!”, ale przede wszystkim na sam koniec kazania po pamiętnych słowach: „Wołam z całej głębi tego tysiąclecia, wołam w przeddzień Święta Zesłania, wołam wraz z wami wszystkimi: niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi!”. „A niebo było niebieskie, a modlitwa była biała, a łzy czyste” – wspomina biskup Józef Zawitkowski, któremu wtedy drżały nogi.

Następnego dnia – 3 czerwca, w Święto Zesłania – Jan Paweł II był już w Gnieźnie, gdzie mówił o „dwóch płucach Europy” i nawiązywał do myśli wypowiadanych w Warszawie. Tak było też w Częstochowie, Krakowie, Kalwarii Zebrzydowskiej, Wadowicach, Oświęcimiu i Nowym Targu. Papież opowiadał ludziom o wolności, sprawiedliwości, godności człowieka pracy, prawach narodów do niepodległości. Mówił o historii Polski, tragedii getta i stolicy opuszczonej przez sprzymierzeńców, ludziach, którym odbiera się Chrystusa, do czego nikt nie ma prawa. Przed odlotem do Rzymu poprosił jeszcze: „Musicie być mocni”. Spotkania z nim zgromadziły 10 milionów osób, które jednak nie stratowały miast i nie ograbiły sklepów. Ba, ludzie nie pozostawili po sobie jednego papierka, bo po uroczystościach sprzątano je z ziemi.

 

 

Władza też sprzątała. Krzyż z placu Zwycięstwa został rozebrany w ciągu kilku godzin po zakończeniu mszy. Złożono go przy kościele Świętej Anny, skąd po kilkunastu dniach – razem z papieskim ołtarzem – został przewieziony do parafii Maksymiliana Kolbego na Służewcu. To była nagroda prymasa Wyszyńskiego za ofiarną walkę o budowę świątyni, bo na osiedlu powstały bloki i zakłady przemysłowe, ale na socjalistyczną modłę – jak w Nowej Hucie – zapomniano o kościele. Prymas Wyszyński przyjeżdżał i wygłaszał płomienne kazania na placu, a ludzie pisali petycje i chodzili na spotkania. Prym wiódł Antoni Grzelak, kierowca z MZK, który chodził do KC i krzyczał na Józefa Kępę. W 1976 roku wybrał się nawet na pochód pierwszomajowy, aby córka podała Gierkowi list z prośbą o pozwolenie na budowę. „List podał dalej, a biało-czerwone goździki, sześć sztuk, odrzucił w tłum”. W 1977 roku pozwolenie jednak przyszło. Miejsce na budowę przyznano w październiku 1978 roku, gdy Karol Wojtyła stał się Janem Pawłem II.

Krzyż z placu Zwycięstwa przyjechał na Służewiec w kawałkach, trzeba było go skręcić i na nowo obłożyć deseczkami. Stanął przy blaszanym hangarze, który miał zastąpić murowany kościół – pierwszy wykop zrobiono w lipcu 1979 roku, kamień węgielny położył prymas Wyszyński. Na jego pogrzeb w maju 1981 roku parafia oddała krzyż papieski. Nie chciano go ponownie rozkręcać, jechał w całości w nocy na specjalnej platformie. Na placu Zwycięstwa ustawiono go w tym samym miejscu, gdzie stał dwa lata wcześniej z okazji wizyty Ojca Świętego. Po mszy wrócił na Służewiec i stanął przed kościołem przy ulicy Rzymowskiego.

U podnóża stalową konstrukcję obłożono dyktą, którą można było odgiąć, wejść do krzyża i wspiąć się nawet do poprzecznej belki. Gdy wybuchł stan wojenny i „Solidarność” z pobliskich zakładów Tewa, producenta podzespołów elektronicznych, przyniosła proboszczowi na przechowanie kopie danych osobowych członków związku, ksiądz uznał, że najbezpieczniejsze będą właśnie w krzyżu. Pewnej mglistej nocy dwóch parafian przeniosło tam papiery, ale znalazł się denuncjator. Sprawa została nagłośniona w telewizji, jak to „nielojalni obywatele do niecnych rzeczy wykorzystują krzyż papieski”. Służba Bezpieczeństwa pilnowała wtedy dzień i noc, aby dokumenty nie zostały wywiezione. – W końcu weszli do środka i zabrali papiery – wspomina Grzelak.

Każdego drugiego dnia miesiąca w kościele o godz. 21 odtwarzane są stare homilie Jana Pawła II, a 37 minut później wszyscy wychodzą pod krzyż zaśpiewać „Barkę” i pomodlić się o beatyfikację.

Kilka lat temu w szpitalu na Wołoskiej Grzelak spotkał człowieka, który był wtedy w grupie zomowców pełniących po cywilnemu służbę przy papieskim krzyżu. Ze łzami w oczach opowiedział, jak raz skontrolował z kolegą człowieka z różańcem na szyi z przyczepionym wizerunkiem Matki Bożej – tak się wtedy nosiło. Jego kolega zerwał różaniec i rzucił na chodnik, a on schylił się i podał, bo jak to szargać cudzą świętość. Po kilku dniach, gdy znowu mieli razem służbę, kolegę z patrolu potrącił samochód, zginął na miejscu. On zaś nawrócił się. Od tamtej pory był z pielgrzymką na Jasnej Górze 16 razy.

 

 

Krzyż papieski zabrano ze Służewca jeszcze raz, w 1991 roku, z okazji mszy świętej Jana Pawła II na Agrykoli. Niedawno przymierzano się, aby krzyż wypożyczyć na wizytę Benedykta XVI, ale proboszcz był niechętny, bo krzyż się zniszczy, a to przecież zabytek. Kilka lat temu jego renowacja kosztowała 20 tysięcy złotych. Uzupełniono spróchniałe deski, pomalowano na żółto i pociągnięto impregnatem. Krzyż ma żelazne wsporniki. Leżą kwiaty, palą się znicze. Każdego drugiego dnia miesiąca w kościele o godz. 21 odtwarzane są stare homilie Jana Pawła II, a 37 minut później wszyscy wychodzą pod krzyż zaśpiewać „Barkę” i pomodlić się o beatyfikację.

Po śmierci Jana Pawła II w 2005 roku na placu Piłsudskiego, dawniej Zwycięstwa, znowu rozległy się słowa o „tej ziemi”. W hołdzie papieżowi ułożono krzyż ze zniczy, na wzór tego z kwiatów w czasie stanu wojennego, co spowodowało zamknięcie całego placu przez władze pod pozorem remontu. Dziś o papieskiej mszy przypomina mosiężna tablica ułożona w ciągu granitowych płyt. Tam stał wtedy ołtarz i papieski krzyż. Dziś stoi drewniany krzyżyk, do którego ktoś przyczepił zdjęcie papieża z hasłem „Jestem z Wami” i owinął na święta złotym łańcuchem. Ktoś zapalił znicz, ktoś położył kwiat. Ktoś stoi w zadumie.

Już sam wybór Polaka na papieża rozsierdził władze, a co dopiero jego pierwsza wizyta w ojczyźnie... Zaczęto więc klecić „listy sprzeciwu”, czyli wykazy osób niezadowolonych z przyjazdu Jana Pawła II. Złożenie podpisu pomagało w zdobyciu mieszkania i kilku tysięcy złotych. Zakazano udzielania urlopu osobom, które chciały uczestniczyć w mszach papieskich. Ustalono, że kto nie przyjdzie do pracy 2 czerwca 1979 roku, w dniu przyjazdu papieża i mszy świętej na placu Zwycięstwa, będzie musiał pracować we wszystkie czerwcowe niedziele.

Pozostało 95% artykułu
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Historia
Archeologia rozboju i kontrabandy