Niewiele co podróżny schwycić może w zwyczajnej wędrówce, nawet dosyć powolnie odbywanej, coż dopiero w tak szparkim przelocie, gdy wspomnienie tylko co widzianego przedmiotu wnet się dziesięcią innymi zaciera! Ściśnięty w wagonie, zanumerowany jako rzecz, którą z miejsca na miejsce mniej więcej całą przewieźć się obowiązano, jedzie król stworzenia zdegradowany do roli tłumoka, ledwie śmiejąc spojrzeć przez okno. Jest to już nie podróż, ale proste przenoszenie się z miejsca na miejsce, które w przyszłości powinno być ulepszone z pomocą chloroformu. Ludzie będą usypiać, administracja kolei naładuje nimi wozy, a wedle kartek poprzylepianych na czole konduktorowi wydawać ich będą po stacjach, gdzie dopiero szwajcar w Wartesaal otrzeźwi...

J.I. Kraszewski, Kartki z podróży 1858 - 1864, t. I, Warszawa, 1977

W kwadrans po wyjeździe z Warszawy koleją warszawsko - bydgoską [Wokulski] doznał dwu szczególnych, choć zupełnie różnych uczuć: owionęło go świeże powietrze, a on sam wpadł w jakiś dziwny letarg.(...) Apatia ta rosła w miarę oddalania się od Warszawy. Za Pruszkowem prawie ucieszyły go krople deszczu, przez otwarte okno padające do wnętrza wagonu. (...) Ale gdy burza przeszła, wpadł znowu w obojętność i nie interesował się niczym; nawet tym, że jego sąsiad z prawej strony spał mu na ramieniu, a sąsiad z przeciwka zdjął kamasze i oparł mu na kolanach nogi, w czystych zresztą skarpetkach.

(...) Potem wzięto od niego paszport, potem zjadł śniadanie, kupił nowy bilet, kazał przenieść rzeczy do innego pociągu i ruszyli dalej. Nowa stacja, nowa zmiana pociągów, nowa jazda... Wagon drżał i turkotał, lokomotywa co pewien czas świstała, zatrzymywała się... (...) Potem całkiem zniknęli ludzie mówiący po polsku i wagon napełnił się samymi Niemcami.

Bolesław Prus, Lalka, Warszawa, 1994