Marek Nowakowski: Meksykano podczas kipiszu...

Po ukazaniu się moich książek „Ten stary złodziej” i „Benek kwiaciarz” zostałem wezwany do Pałacu Mostowskich „w charakterze świadka”. Kapitan w milicyjnym mundurze i cywil zaczęli od pochwał. W mojej pierwszej książce rozpoznawali w postaciach realne osoby, podawali ich adresy.

Publikacja: 04.09.2008 01:59

Marek Nowakowski

Marek Nowakowski

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Mówiłem, że mam sporo znajomych różnych profesji, a literatura to fikcja, bo nie chodzę na włamania. Zaoferowali mi rolę konsultanta. Wykręciłem się stwierdzeniem, że teraz piszę o miłości. Badali mnie, czy pójdę na współpracę, nie po to, żeby im nadawać o kieszonkowcach, lecz o środowisku literackim. Kiedy wysłany przez Tadeusza Konwickiego, kierownika literackiego Zespołu Filmowego Kadr, wróciłem z ekipą sporządzającą dokumentację w Afryce, zostałem ponownie wezwany. Pytany o kontakty, mówiłem, że nie odrywałem się od pracy nad scenariuszem. Indagowali mnie znowu w 1969 r. przy okazji wyjazdu do Paryża.

Oszołomionemu mekką artystów brakowało mi czasu na rozmowy z ludźmi. Po latach z teczki osobowej IPN dowiedziałem się, że cywil był pracownikiem wywiadu i chciał mnie nakłonić do penetracji środowisk emigracyjnych.

W połowie lat 70. propozycje współpracy z resortem ustały. Moje teksty uznane zostały za antysocjalistyczne, więc stałem się obiektem do rozpracowania. Interesowało ich, co robię i z kim spiskuję, zwłaszcza gdy mój podpis znalazł się pod protestami części polskich intelektualistów przeciwnych, żeby w konstytucji pojawił się ZSRR, którzy upominali się o los Polaków za wschodnią granicą. Dla tzw. aparatu bezpieczeństwa byłem w opozycji. W stanie wojennym rozjuszało ich, że będąc w kraju, drukuję pod nazwiskiem w podziemnej i emigracyjnej prasie – w cyklu, który złożył się na książki „Raport o stanie wojennym” i „Notatki z codzienności”. „Czy trzeba to od razu publikować? – argumentował jeden z opiekunów. – Może to jeszcze niedojrzałe, zbyt gorące? Niech się ucukruje”. Wprosił się kiedyś do domu i przez okienko w ścianie miał widok na migające czerwone rękawiczki, w których żona obierała w kuchni ziemniaki, co go dziwnie rozstroiło.

Często wzywany na Rakowiecką opowiadałem o potrzebie dzielenia się tym, co piszę. Daję znajomym i obcym ludziom na ulicach, więc nie wiem, co się z tym potem dzieje. Gra była bezczelna. Oni tego z obrzydzeniem słuchali i przechodzili do gróźb. Wtedy milczałem. Nękali mnie rewizjami. Bywali nadgorliwcy, ale i fuszerzy. Jeden, w którym ogień resortowy wygasał, miał przeszukać piwnicę. Widząc ogrom kopalnianej pracy w zagraconej klitce, spojrzał na mnie rzewnie: „Jest tu coś?…”. Z racji powierzchowności w tekście „Rewizja” drukowanym w paryskiej „Kulturze” nazwałem go Meksykano. Podczas kolejnego kipiszu usłyszałem nagle skierowane doń polecenie: „Meksykano, zobacz tam…”. Miałem pisarską satysfakcję.

Był też terror psychiczny, a w oczach niektórych oficerów czaiła się inkwizycyjna nienawiść. Ciekawe, czy była to metoda tajnej policji politycznej, czy zaangażowanie. Po aresztowaniu, zanim trafiłem do celi, trzymali mnie w biurze MSW na Rakowieckiej, gdzie zjawił się pan, który zaimponował mi niezwykłą erudycją literacką. Po lekturze teczek ujawnił mi się jako Krzysztof Majchrowski – doszedł do szarży generała brygady. Rozpoznałem go na wystawie „Twarze bezpieki” w Alejach Ujazdowskich. Kiedy ją zwiedzałem, usłyszałem uradowany szept jakiejś emerytki: „Patrz, patrz. Jesteś”. I nerwowe: „Cicho” jej męża.

notował Janusz R. Kowalczyk

pisarz, autor znanych opowiadań ze stanu wojennego

Mówiłem, że mam sporo znajomych różnych profesji, a literatura to fikcja, bo nie chodzę na włamania. Zaoferowali mi rolę konsultanta. Wykręciłem się stwierdzeniem, że teraz piszę o miłości. Badali mnie, czy pójdę na współpracę, nie po to, żeby im nadawać o kieszonkowcach, lecz o środowisku literackim. Kiedy wysłany przez Tadeusza Konwickiego, kierownika literackiego Zespołu Filmowego Kadr, wróciłem z ekipą sporządzającą dokumentację w Afryce, zostałem ponownie wezwany. Pytany o kontakty, mówiłem, że nie odrywałem się od pracy nad scenariuszem. Indagowali mnie znowu w 1969 r. przy okazji wyjazdu do Paryża.

Pozostało jeszcze 80% artykułu
Historia
Co naprawdę ustalono na konferencji w Jałcie
Historia
Ten mały Biały Dom. Co kryje się pod siedzibą prezydenta USA?
Historia
Most powietrzny Alaska–Syberia. Jak Amerykanie dostarczyli Sowietom samoloty
Historia
Dlaczego we Francji zakazano publicznych egzekucji
Materiał Promocyjny
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Historia
Tolek Banan i esbecy
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń