Pociąg z ostatnim rosyjskim oddziałem odjeżdżał o piątej rano z dworca Warszawa Wschodnia. Błyskały flesze, więcej było dziennikarzy niż oficerów speszonych atmosferą święta, w jaką przerodził się ich wyjazd. Nieliczni zdecydowali się rozmawiać z prasą. Powtarzali, że nie czują się okupantami, a Armia Radziecka wyzwalała Polskę. Był 18 września 1993 roku. Dzień wcześniej na dziedzińcu Belwederu odbyło się symboliczne pożegnanie wojsk rosyjskich.
– Kończy się pewna epoka w historii. Dopełnia się miara sprawiedliwości dziejowej – mówił prezydent Lech Wałęsa, przypominając, że data 17 września dla Polaków, pamiętających jak Rosjanie w 1939 roku wkroczyli na nasze terytorium, wbijając nóż w plecy, jest „bolesna i złowieszcza”. Na uroczystość nie przybył minister obrony Rosji generał Paweł Graczow. Podobnie jak całą delegację z Moskwy dotknęła go nagle choroba dyplomatyczna.
Jakkolwiek nieprawdopodobnie to brzmi, Rosjanie nie zorientowali się początkowo, dlaczego Polacy się uparli, by uroczystość odbyła się 17 września. Kiedy zrozumieli, wpadli we wściekłość, ale było już za późno.– Parę tygodni wcześniej dzwonił do mnie prezydent Wałęsa. Pytał, czy można przyspieszyć wycofywanie wojsk, bo zgodnie z ustaleniami Rosjanie mieli czas do końca roku. Powiedziałem, że technicznie to możliwie – opowiada „Rz” gen. Zdzisław Ostrowski, pełnomocnik do spraw armii rosyjskiej stacjonującej w Polsce. Wspomina, że akcja Wałęsy była zaskoczeniem dla rządu. Minister obrony Janusz Onyszkiewicz nie wierzył, że Rosjanie wyjdą 17 września. Ani on, ani premier Hanna Suchocka nie zostali na uroczystość zaproszeni. Nie tylko oni.
– Jakby piorun we mnie strzelił, kiedy się dowiedziałem, że na uroczystości nie będzie mych oficerów, przez trzy lata wyszarpujących Rosjanom każdą klamkę, którą ci chcieli wyszabrować – mówi gen. Ostrowski. – Zrozumiałem, że to ma być osobiste święto prezydenta Wałęsy.
W Polsce żołnierze radzieccy (po rozpadzie ZSRR już tylko rosyjscy) przebywali dłużej niż w Czechosłowacji i na Węgrzech, które wcześniej zażądały wyjścia wojsk. Politolodzy nie mają wątpliwości: rząd Tadeusza Mazowieckiego, pierwszy demokratyczny gabinet III RP, zwlekał z żądaniem wycofania Armii Radzieckiej, bo w obliczu zjednoczenia Niemiec uznawał ją za gwarantkę naszych zachodnich granic.