Życie z piętnem Katynia

66. rocznica ujawnienia zbrodni. W PRL rodziny ofiar były bezsilne wobec kłamstwa. Dziś znów słyszą od rosyjskich prokuratorów: wasi ojcowie byli terrorystami

Publikacja: 11.04.2009 03:24

Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski złożył w piątek jednodniową wizytę w Katyniu. – Po 14 latach st

Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski złożył w piątek jednodniową wizytę w Katyniu. – Po 14 latach strona rosyjska umorzyła w 2004 r. śledztwo, nie ma pełnego dostępu do zasobów archiwalnych dotyczących zbrodni katyńskiej – mówił Komorowski. Zaznaczył, że uporczywe i systematyczne umarzanie spraw dotyczących rehabilitacji ofiar musi budzić polskie wątpliwości i niepokój. Na zdjęciu podczas uroczystości na Polskim Cmentarzu Wojennym

Foto: PAP

Pociąg specjalny Warszawa – Smoleńsk. Członkowie rodzin polskich oficerów pomordowanych z rozkazu Stalina jadą z pielgrzymką na miejsce kaźni swoich bliskich. W bagażu znicze, na półkach kwiaty, biało-czerwone chorągiewki i wstążki. Niedługo ozdobią metalowe tabliczki z nazwiskami ofiar na Polskim Cmentarzu Wojennym w Katyniu. Przed nami 17,5 godziny jazdy.

Na granicy z Białorusią zmiana kół, aby przystosować wagony do wschodnich szerokich torów. Za oknami jadącego powoli pociągu przesuwają się szare, zaniedbane i obdrapane budynki. Czy na te same domy 70 lat temu patrzyli przez szpary między deskami bydlęcych wagonów polscy oficerowie?

[srodtytul]„Dywersanci i terroryści”[/srodtytul]

[b]kpt. Aleksander Naumiak(1898 – 1940)[/b]

– Mama doskonale znała bolszewików – opowiada Henryka Borzymowska, która jedzie na pielgrzymkę katyńską z mężem Aleksandrem. Rozmawiamy gdzieś pomiędzy Mińskiem a Baranowiczami. – Podczas rewolucji była na Kresach. Wiedziała, co to była za dzicz, i czego było można się po niej spodziewać. Dlatego gdy przyszła wiadomość, że ojciec jest w sowieckiej niewoli, odebrała to jako straszny cios.

Kapitan Aleksander Naumiak był saperem z Wilna, zawodowym żołnierzem. Nie bardzo wiadomo, jak właściwie dostał się do niewoli. Z Kozielska przysłał dwa listy, które do dziś są przechowywane jak relikwie. W

jednym prosił o buty, bo w obozie musiał chodzić w łapciach zrobionych z kawałków opon i sznurków. Sowieckie władze okupacyjne nie przyjęły jednak od rodziny paczki. Korespondencja urwała się wiosną 1940 r.

– To był koniec – mówi pani Henryka. – Później się dowiedzieliśmy, że niedługo po wysłaniu ostatniego listu został zamordowany. Od początku byliśmy pewni, że to zrobili Sowieci. W propagandę Moskwy, która zrzucała winę na Niemców, nikt nie wierzył. Tak jak wiele innych polskich wileńskich rodzin zostaliśmy ciężko doświadczeni przez bolszewizm. Brat mojej mamy przeszedł przez śledztwo na Łubiance. Cudem przetrwał, dostał się do Andersa. Podobnie było z rodziną męża.

Aleksander Borzymowski: – Pochodzę z rodziny zesłańców z roku 1863. Dziadek brał udział w powstaniu. Dwóch braci mojego ojca po rewolucji zostało w Sowietach, w Briańsku. Do lat 30. utrzymywaliśmy nawet kontakty. Nagle jednak listy stamtąd przestały przychodzić. Obaj zostali aresztowani przez NKWD i wykończeni w łagrach. Czy mamy pretensję do zwykłych Rosjan? Chyba nie. To władza sowiecka jest odpowiedzialna za ten koszmar. Z drugiej strony nie możemy jednak zrozumieć, dlaczego teraz, gdy czasy się zmieniły, Rosjanie negują zbrodnię katyńską.

Borzymowscy piszą listy i skargi do moskiewskiej prokuratury. Domagają się rehabilitacji kpt. Aleksandra Naumiaka. Instytucja ta pozostaje jednak niewzruszona. – Ostatnio prokuratura uznała, że nasi ojcowie byli dywersantami i terrorystami – mówią Borzymowscy.

[srodtytul]„Bądź grzeczna, opiekuj się mamą”[/srodtytul]

[b]ppor. MaksymilianBiałowiejski (1892 – 1940)[/b]

– Nigdy nie pogodziliśmy się z tym, że ojciec został zamordowany w Katyniu – wyznaje Taida Białowiejska. – Nadzieję straciliśmy chyba dopiero w dniu jego 100. urodzin.

Gdy w 1939 r. żegnała się z ojcem, miała zaledwie siedem lat. Ale doskonale pamięta ten dzień. – Wysokie buty, lśniący pas, rogatywka. Guziki, które wcześniej polerowałyśmy. Ostatni pocałunek na stacji. „Bądź grzeczna, opiekuj się mamą”. Mam to do dziś przed oczami. Wyryte w pamięci, jak na kliszy fotograficznej – opisuje.

[wyimek]Czy mamy pretensje do zwykłych Rosjan? Chyba nie. Nie możemy jednak zrozumieć, dlaczego dziś Rosjanie negują zbrodnię katyńskąAleksander Borzymowski[/wyimek]

Podporucznik Maksymilian Białowiejski był ułanem krechowieckim, jego pułk stacjonował w Równem. Podczas bombardowania (nie do końca wiadomo nawet, czyje to były bomby, niemieckie czy sowieckie) został ranny i trafił do szpitala w Hrubieszowie. Stamtąd zabrali go Sowieci.

– Pierwszą wiadomością od ojca była kartka z obozu przejściowego w Szepietówce. Tak się dowiedzieliśmy, że jest w sowieckiej niewoli. Potem przyszedł list z Kozielska – mówi pani Taida.

Rodzinie podporucznika udało się przedostać z okupowanego przez bolszewików Wołynia do Warszawy. Tam jednak było niewiele lepiej. Mama pani Taidy trafiła na Pawiak, ona sama została umieszczona w domu dziecka w Józefowie. – Dopiero po pewnym czasie udało nam się z powrotem połączyć. Wkrótce nadszedł 13 kwietnia 1943 roku i Niemcy zaczęli w gadzinówkach drukować listy katyńskie. Tata był na liście. To był dla nas koniec świata – wspomina Taida Białowiejska.

Ostateczne potwierdzenie tej wiadomości rodzina otrzymała w 1947 roku za pośrednictwem Czerwonego Krzyża. Mimo to nadal czekała.– W komunistycznej Polsce borykałam się z piętnem Katynia. Nie dostałam się na medycynę, w pracy byłam pracownikiem drugiej kategorii, pomijano mnie przy awansach, nie miałam co marzyć o przydziale na mieszkanie. Jak kiedyś mi powiedziano, jako córka oficera zabitego w Katyniu nie mogłabym być „szczerą przyjaciółką Związku Sowieckiego”. Pewnie mieli rację – opowiada Białowiejska.

[srodtytul]Tam, gdzie ptaki nie śpiewają[/srodtytul]

[b]ppor. Szymon Bojanowski (1902 – 1940)[/b]

– Choć byłem bardzo mały, pamiętam tatę. Nosił mnie po mieszkaniu na rękach i śpiewał piosenki. Głównie żołnierskie i patriotyczne: „O mój rozmarynie” czy „Szara piechota” – wspomina Michał Bojanowski. W 1939 r., gdy ojciec szedł na front, miał zaledwie cztery lata, jego siostra Ewa – dwa.

Teraz razem jadą na miejsce kaźni porucznika Szymona Bojanowskiego. – Ojciec w 1920 roku bił się z bolszewikami, gdy wybuchła nowa wojna, również zgłosił się do wojska – mówi pani Ewa.

Bojanowscy po wybuchu wojny uciekli przed Niemcami z Orzegowa na Górnym Śląsku na Wschód. Nie przewidzieli, że Związek Sowiecki wkrótce zada Polsce cios w plecy. – I wtedy stało się coś zupełnie nieprawdopodobnego. Historia jak z filmu lub powieści – mówi pan Michał. – Byliśmy w Chełmie Lubelskim, gdy nagle na ulicy pojawił się oddział prowadzony przez ojca. Z całej tej masy wojska, akurat natknęliśmy się na niego! Mama krzyknęła: „Szymon!”. Zaskoczony ojciec podbiegł do nas, żeby nas po raz ostatni uścisnąć. To trwało tylko chwilę, bo musiał iść dalej.

Pani Ewa: – Teraz, po latach, myślę, że być może to nie był zbieg okoliczności. Dano nam to ostatnie pożegnanie. Dzięki temu też później, gdy ojciec zaginął, mogliśmy się domyślić, co się stało. Widzieliśmy bowiem, jak prowadził swój oddział na wschód. Potem przyszły listy z obozu jenieckiego. Gdy zaczęto drukować listy katyńskie, nasza rodzina uprosiła na poczcie , by mamie nie wydawano gazet. Ale ona i tak się dowiedziała. Jako dzieci niewiele rozumieliśmy. Pamiętamy jednak, że mama cały czas płakała.

Dochowała mężowi wierności i nigdy – choć miała adoratora – po raz drugi nie wyszła za mąż. Umarła w 1982 r. Na płycie nagrobnej kazała napisać „wdowa po oficerze zamordowanym w Katyniu”. – Po raz pierwszy pojechałam do Katynia w 1989 r. Groza. To miejsce, ten las... Czy pan wie, że tam do dzisiaj nie śpiewają ptaki? Las jest martwy, całkowita cisza – mówi pani Ewa.

[srodtytul]Zabić człowieka, zabić nazwisko [/srodtytul]

[b]rtm. Zygmunt Młot--Przepałkowski (1893 – 1940)[/b]

– Mój ojciec stracił swojego ojca, gdy miał sześć lat. Ja straciłem własnego, gdy miałem lat pięć. Dopiero na mnie przerwała się ta nasza ponura tradycja – wylicza Adam Przepałkowski, który działa w organizacji Rodzin Katyńskich w Łodzi.

Przydomek rotmistrza Młot pochodził jeszcze z Legionów. W 1920 r. współpracował on z II Oddziałem, tępił bolszewicką dywersję na tyłach walczącej polskiej armii.

[wyimek]W PRL powiedziano mi, że jako córka oficera zabitego w Katyniu nie mogłabym być „szczerą przyjaciółką ZSRR”. Pewnie mieli racjęTaida Białowiejska[/wyimek]

– NKWD było jedną z najlepszych służb bezpieczeństwa na świecie. Oni znali się na swoim fachu i na pewno, gdy ojciec był w niewoli, rozszyfrowali go. Myślę, że to właśnie za swoją działalność z 1920 r. dostąpił „zaszczytu” rozstrzelania w Katyniu jako jeden z pierwszych. Wywieźli go transportem 4 kwietnia 1940 roku. Zginął prawdopodobnie kilka dni później – mówi Adam Przepałkowski.

Rotmistrz był starostą w Przasnyszu. Gdy wybuchła wojna, nie dostał od razu przydziału bojowego. Wsiadł z rodziną do samochodu i pojechali na Wschód. Na Wołyniu skończyła się jednak benzyna. Schronienia udzielili im Czesi z miejscowości Mirogoszcza Nowa. Wkrótce jednak przyszedł sowiecki patrol i skonfiskował samochód. Potem rotmistrz zaginął w drodze do Łucka.

– Nie wiedzieliśmy, co się z nim stało – wspomina syn.

– Pewnego razu przyszedł do nas kolejarz, dróżnik. I wręczył kilka wizytówek ojca zapisanych drobnym pismem. To był list od niego, który wyrzucił z bydlęcego wagonu. Kolejarz znalazł go na torach. Tata pisał, że był w obozie w Sarnach, a teraz wywożą go wraz z dużą ilością inteligencji w niewiadomym kierunku. Trafił do Kozielska.

O tym, że rotmistrz Młot-Przepałkowski zginął od sowieckiej kuli w Katyniu, rodzina dowiedziała się 50 lat później. Wtedy Michaił Gorbaczow w geście dobrej woli przekazał polskim władzom dokumenty dotyczące zbrodni. W jednym z nich, podpisanym przez starszego lejtnanta NKWD Soprunienkę, figurowało nazwisko oficera z Przasnysza. – W PRL żyliśmy w ciągłym strachu, że prędzej czy później nam to wyciągną – mówi Adam Przepałkowski.

– Zostałem zmuszony do sądowego usunięcia legionowego przydomku sprzed nazwiska. Tego samego, z którego ojciec był taki dumny. Po co jadę do Katynia? Oddać mu hołd, pomodlić się w miejscu jego kaźni. To wszystko, co mogę dziś zrobić.

[srodtytul]Wydrapać prawdę w kamieniu[/srodtytul]

[b]ppor. Władysław Dachowski (1901 – 1940)[/b]

– 31 sierpnia, w dniu, w którym po raz ostatni widzieliśmy ojca, właśnie wróciliśmy z wakacji – opowiada Piotr Dachowski.

– Pierwszy raz w życiu zobaczyłem wtedy morze. Pamiętam, że byliśmy tacy szczęśliwi. Tymczasem, gdy wróciliśmy do domu, na Wołyń, na ojca czekała karta mobilizacyjna.

Rodzina Władysława Dachowskiego odprowadziła go na rynek w Stepaniu. – Tata powiedział: „do zobaczenia”, długo patrzyliśmy za odjeżdżającym wozem – opisuje pan Piotr.

Do dziś przechowuje jedyny list z Kozielska, jaki przyszedł od ojca – z datą 3/4 III 1940 roku (widocznie pisał przez dwa dni). Podporucznik Dachowski został zastrzelony 13 kwietnia 1940 roku. W tym samym czasie NKWD rozpoczęło represje wymierzone w rodziny pojmanych oficerów. – Obudzili nas w środku nocy. „Pojedziecie do męża” – mówili, i kazali pakować rzeczy. Następne dwa tygodnie spędziliśmy w wagonach bydlęcych, jadąc na wschód – mówi pan Piotr.

Trafili do sowchozu w Kazachstanie. Do mieszkania przydzielono im brudną lepiankę, izolatkę dla chorego bydła. – Mama, choć była nauczycielką, pracowała fizycznie. Przydzielano jej najgorsze prace. Podobnie moja siostra, która choć miała 13 lat, została zakwalifikowana jako dorosła. W Kazachstanie spędziliśmy sześć lat. To było sześć lat piekła. Gdy dziś wspominam ten czas spędzony w Sowietach, na plan pierwszy wysuwa się panująca tam atmosfera strachu. Terror. Ludzie bali się ze sobą szczerze rozmawiać, ściany miały uszy – wspomina Piotr Dachowski.

Do Polski, choć oczywiście nie na rodzinny Wołyń, który został zabrany przez Sowietów, rodzina podporucznika wróciła dopiero po wojnie pociągiem repatriacyjnym.

– O tym, że ojciec zginął w Katyniu, dowiedziałem się w 1983 r. Pojechałem wówczas do Paryża i kupiłem w polskiej księgarni „Zbrodnię katyńską” Moszyńskiego. Tam była lista zamordowanych. Znalazłem nazwisko ojca – mówi pan Piotr.

Pojechał do Katynia w 1987 roku: – To było dla mnie wielkie przeżycie. W tym straszliwym lesie przeszliśmy tę samą drogę, co oni wtedy. W Katyniu gościł wówczas prezes Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. Towarzyszyła mu kompania honorowa Armii Czerwonej. Zobaczyć sowieckich żołnierzy z bronią w Lesie Katyńskim to był dla nas szok. Pamiętam leżący tam kamień, na którym napisano, że naszych oficerów zamordowali Niemcy w 1941 roku. Za pomocą kluczy i monet wydrapaliśmy prawdziwą datę. Przerobiliśmy jedynkę na zero.

[ramka][srodtytul]Modlitwa za pomordowanych[/srodtytul]

W związku z obchodami Dnia Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej w uroczystościach 66. rocznicy ujawnienia mordu w Katyniu wzięli w piątek udział przedstawiciele Rodzin Katyńskich, marszałek Sejmu Bronisław Komorowski oraz ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, posłowie, senatorowie i kapłani niemal wszystkich wyznań Rzeczypospolitej. Na Polskim Cmentarzu Wojennym odprawiono polową mszę świętą i ekumeniczne modły za dusze pomordowanych przez Sowietów polskich oficerów.– To była jedna z najstraszliwszych zbrodni w historii świata – mówił prezydent Kaczorowski. – W bestialski sposób z zimną krwią wymordowano kwiat narodu polskiego, członków jego elity. Tych ludzi wyeliminowano, aby móc w przyszłości łatwiej zsowietyzować naszą ojczyznę. O tym sowieckim ludobójstwie nie wolno nam nigdy zapomnieć.Na mocy dekretu Stalina wiosną 1940 r. NKWDzamordowało ponad 21 tysięcy Polaków, w tym 15 tysięcy oficerów, policjantów, funkcjonariuszy Straży Granicznej i Służby Więziennej. [/ramka]

[i]Federacja Rodzin Katyńskich

[link=http://www.federacja-katyn.org.pl]www.federacja-katyn.org.pl[/link][/i]

Historia
Telefony komórkowe - techniczne arcydzieło dla każdego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem