Rotmistrz był starostą w Przasnyszu. Gdy wybuchła wojna, nie dostał od razu przydziału bojowego. Wsiadł z rodziną do samochodu i pojechali na Wschód. Na Wołyniu skończyła się jednak benzyna. Schronienia udzielili im Czesi z miejscowości Mirogoszcza Nowa. Wkrótce jednak przyszedł sowiecki patrol i skonfiskował samochód. Potem rotmistrz zaginął w drodze do Łucka.
– Nie wiedzieliśmy, co się z nim stało – wspomina syn.
– Pewnego razu przyszedł do nas kolejarz, dróżnik. I wręczył kilka wizytówek ojca zapisanych drobnym pismem. To był list od niego, który wyrzucił z bydlęcego wagonu. Kolejarz znalazł go na torach. Tata pisał, że był w obozie w Sarnach, a teraz wywożą go wraz z dużą ilością inteligencji w niewiadomym kierunku. Trafił do Kozielska.
O tym, że rotmistrz Młot-Przepałkowski zginął od sowieckiej kuli w Katyniu, rodzina dowiedziała się 50 lat później. Wtedy Michaił Gorbaczow w geście dobrej woli przekazał polskim władzom dokumenty dotyczące zbrodni. W jednym z nich, podpisanym przez starszego lejtnanta NKWD Soprunienkę, figurowało nazwisko oficera z Przasnysza. – W PRL żyliśmy w ciągłym strachu, że prędzej czy później nam to wyciągną – mówi Adam Przepałkowski.
– Zostałem zmuszony do sądowego usunięcia legionowego przydomku sprzed nazwiska. Tego samego, z którego ojciec był taki dumny. Po co jadę do Katynia? Oddać mu hołd, pomodlić się w miejscu jego kaźni. To wszystko, co mogę dziś zrobić.
[srodtytul]Wydrapać prawdę w kamieniu[/srodtytul]
[b]ppor. Władysław Dachowski (1901 – 1940)[/b]
– 31 sierpnia, w dniu, w którym po raz ostatni widzieliśmy ojca, właśnie wróciliśmy z wakacji – opowiada Piotr Dachowski.
– Pierwszy raz w życiu zobaczyłem wtedy morze. Pamiętam, że byliśmy tacy szczęśliwi. Tymczasem, gdy wróciliśmy do domu, na Wołyń, na ojca czekała karta mobilizacyjna.
Rodzina Władysława Dachowskiego odprowadziła go na rynek w Stepaniu. – Tata powiedział: „do zobaczenia”, długo patrzyliśmy za odjeżdżającym wozem – opisuje pan Piotr.
Do dziś przechowuje jedyny list z Kozielska, jaki przyszedł od ojca – z datą 3/4 III 1940 roku (widocznie pisał przez dwa dni). Podporucznik Dachowski został zastrzelony 13 kwietnia 1940 roku. W tym samym czasie NKWD rozpoczęło represje wymierzone w rodziny pojmanych oficerów. – Obudzili nas w środku nocy. „Pojedziecie do męża” – mówili, i kazali pakować rzeczy. Następne dwa tygodnie spędziliśmy w wagonach bydlęcych, jadąc na wschód – mówi pan Piotr.
Trafili do sowchozu w Kazachstanie. Do mieszkania przydzielono im brudną lepiankę, izolatkę dla chorego bydła. – Mama, choć była nauczycielką, pracowała fizycznie. Przydzielano jej najgorsze prace. Podobnie moja siostra, która choć miała 13 lat, została zakwalifikowana jako dorosła. W Kazachstanie spędziliśmy sześć lat. To było sześć lat piekła. Gdy dziś wspominam ten czas spędzony w Sowietach, na plan pierwszy wysuwa się panująca tam atmosfera strachu. Terror. Ludzie bali się ze sobą szczerze rozmawiać, ściany miały uszy – wspomina Piotr Dachowski.
Do Polski, choć oczywiście nie na rodzinny Wołyń, który został zabrany przez Sowietów, rodzina podporucznika wróciła dopiero po wojnie pociągiem repatriacyjnym.
– O tym, że ojciec zginął w Katyniu, dowiedziałem się w 1983 r. Pojechałem wówczas do Paryża i kupiłem w polskiej księgarni „Zbrodnię katyńską” Moszyńskiego. Tam była lista zamordowanych. Znalazłem nazwisko ojca – mówi pan Piotr.
Pojechał do Katynia w 1987 roku: – To było dla mnie wielkie przeżycie. W tym straszliwym lesie przeszliśmy tę samą drogę, co oni wtedy. W Katyniu gościł wówczas prezes Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. Towarzyszyła mu kompania honorowa Armii Czerwonej. Zobaczyć sowieckich żołnierzy z bronią w Lesie Katyńskim to był dla nas szok. Pamiętam leżący tam kamień, na którym napisano, że naszych oficerów zamordowali Niemcy w 1941 roku. Za pomocą kluczy i monet wydrapaliśmy prawdziwą datę. Przerobiliśmy jedynkę na zero.
[ramka][srodtytul]Modlitwa za pomordowanych[/srodtytul]
W związku z obchodami Dnia Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej w uroczystościach 66. rocznicy ujawnienia mordu w Katyniu wzięli w piątek udział przedstawiciele Rodzin Katyńskich, marszałek Sejmu Bronisław Komorowski oraz ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, posłowie, senatorowie i kapłani niemal wszystkich wyznań Rzeczypospolitej. Na Polskim Cmentarzu Wojennym odprawiono polową mszę świętą i ekumeniczne modły za dusze pomordowanych przez Sowietów polskich oficerów.– To była jedna z najstraszliwszych zbrodni w historii świata – mówił prezydent Kaczorowski. – W bestialski sposób z zimną krwią wymordowano kwiat narodu polskiego, członków jego elity. Tych ludzi wyeliminowano, aby móc w przyszłości łatwiej zsowietyzować naszą ojczyznę. O tym sowieckim ludobójstwie nie wolno nam nigdy zapomnieć.Na mocy dekretu Stalina wiosną 1940 r. NKWDzamordowało ponad 21 tysięcy Polaków, w tym 15 tysięcy oficerów, policjantów, funkcjonariuszy Straży Granicznej i Służby Więziennej. [/ramka]
[i]Federacja Rodzin Katyńskich
[link=http://www.federacja-katyn.org.pl]www.federacja-katyn.org.pl[/link][/i]