Obaj zatrzymali imperium

Na początku kwietnia 2005 roku odszedł nasz nieodżałowany papież, Jan Paweł Wielki, a kilka tygodni później piłsudczycy upamiętniali 70. rocznicę zgonu Wielkiego Marszałka. Zaproponowałem wówczas porównanie obu postaci i pokoleń przez nie ukształtowanych: JP1 i JP2. Warto wrócić do owego porównania i je rozwinąć.

Publikacja: 26.08.2009 10:06

Kraków – druga rocznica śmierci papieża Jana Pawła II

Kraków – druga rocznica śmierci papieża Jana Pawła II

Foto: Rzeczpospolita

Obu wielkich ludzi dzieli bardzo wiele, równie dużo łączy. Najważniejsze, że obaj stali u kolebki podwójnego odzyskania niepodległości: pierwszy w latach 1918 – 1920, drugi jako ojciec chrzestny „Solidarności”. Nawet najbardziej uprzedzony polemista przyzna w końcu, że wolnej Polski bez Piłsudskiego i Jana Pawła II by nie było.

Z równie dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że politycy w Wersalu (1919) postawili na odbudowę naszej państwowości, ale przy okazji chcieli (częściowo nieświadomie) bardzo ją okaleczyć. Na zachodzie odebraniem Śląska, na północy Gdańska, na wschodzie linią Curzona. Nawet tak okrojonego terytorium nie miałby kto bronić. Z pewnością nie uczyniliby tego Francuzi, a tym bardziej Anglicy. A bez Piłsudskiego nie byłoby w kraju dostatecznego autorytetu, aby zapełnić wojskowe szeregi i skutecznie dowodzić. Mogliśmy niepodległość odzyskać i niemal natychmiast ją stracić. Tak jak w ostatecznym rozrachunku stało się z Ukrainą.

[wyimek]SZACUNEK DLA PRZESZŁOŚCI Ten, kto nie szanuje i nie ceni swej przeszłości, ten nie jest godzien szacunku teraźniejszości ani ma prawo do przyszłości.

20 kwietnia 1922, przemówienie w Wilnie[/wyimek]

Podobnie po 1976 roku opozycja mogłaby być zduszona po stokroć łatwiej, gdyby nie ambasador spraw środkowej i wschodniej Europy w Watykanie. To on, niezależnie od intuicji Ronalda Reagana i żelaznego charakteru Margareth Thatcher, kierował zbiorową wolą świata zachodniego. Imperium zła w ustach Reagana miało przecież i religijny wymiar. Piłsudski w 1918 r. przejął władzę, zaprowadził porządek i obronił raczkujące państwo, tak jak w latach 80. świadomość wsparcia polskiego papieża pozwoliła przetrwać lata ucisku i wynurzyć się na powrót do suwerennego bytu.

Piłsudski pokonał naszego zaborcę zbrojnie, papież rozbroił jego ideologię. Oba triumfy są przyczyną jednostki chorobowej zwanej na Kremlu kompleksem polskim , bo dwa razy zatrzymaliśmy pochód imperium. W towarzyszących nam – współczesnym – ukąszeniach ze strony Moskwy widać, jak bardzo bolesna jest tam świadomość siły tandemu JP1 – JP2, który pokrzyżował plany dominacji nad światem.

[srodtytul]Szczęk oręża i słowa modlitwy[/srodtytul]

W tym pobieżnym porównaniu musimy przywołać postać, która dla obu była łącznikiem. Był nią książę biskup krakowski Adam Sapieha. Urodzony w tym samym roku co Piłsudski, szukał odpowiedzi na pytanie o warunki suwerenności narodu i chciał widzieć jego przyszły los bezpiecznym w przywiązaniu do wiary i na niej budować szanse przetrwania. Przed I wojną światową i w trakcie niej obserwował prace irredenty, i choć nie był jej zwolennikiem, uznał post factum skuteczność obranej przez Piłsudskiego drogi, co przypieczętował zgodą na jego wawelski pochówek. Był to największy w czasach najnowszych wielki pogrzeb w podziemiach królewskiej katedry.

[ramka]Jeżeli Pan Bóg mi pozwoli być jeszcze kiedyś na Wawelu, to pójdę do grobów królewskich i pójdę też do grobu Marszałka. Wtedy przyszedłem na świat, kiedy szli na Warszawę bolszewicy, kiedy dokonał się cud nad Wisłą, a jego narzędziem, narzędziem tego cudu nad Wisłą, w znaczeniu militarnym był niewątpliwie marszałek Piłsudski i cała Polska armia. Raduję się, iż w suwerennej Polsce na nowo nabierają blasku i właściwego znaczenia patriotyczne idee, związane z obroną ojczyzny, z marszałkiem Józefem Piłsudskim – honorowym obywatelem Kielc – i Legionami. [Ojciec Święty Jan Paweł II w Kielcach, 3 czerwca 1991 r.] [/ramka]

Lata II wojny i następujące po nich zniewolenie domagały się powrotu do pierwotnego planu, oparcia suwerenności narodu na przywiązaniu do wiary i tradycji. Także dlatego, że różnica potencjałów Polski, Niemiec i Rosji była już zbyt wielka na wojskowe rozstrzygnięcia. W erze bomby atomowej myśl o walce zbrojnej musiała mrozić krew w żyłach, nakazywała zmianę instrumentarium. Narodową odrębność można było zachować, konserwując wiarę, zakorzeniając w niej polską tożsamość. Książę biskup znalazł w tym dziele pojętnego współpracownika, który przywiązanie do wiary łączył z wrażliwością na polityczne niedole swej owczarni. Mowa rzecz jasna o Karolu Wojtyle.

Znajdą się zapewne tacy, którzy zechcą odebrać laur Piłsudskiemu czy omawiać misję papieża Polaka jedynie w religijnych ramach. Ale fakty mówią same za siebie. Powtarzam więc: cechą wspólną łączącą tych obu wielkich Polaków było to, że bez ich służby nasza niepodległość w XX stuleciu nie miała prawa się zrealizować.

[srodtytul]Świadectwo biskupa Kakowskiego[/srodtytul]

Porównanie tak odmiennych postaci ma swoje wady. Jedną z nich jest skomplikowany konterfekt religijny Piłsudskiego. Niewątpliwie zmienił wyznanie dla kobiety, chociaż powrócił na łono Kościoła katolickiego w 1916 roku. Warto przywołać pamiętniki kardynała Aleksandra Kakowskiego, który napisał o nim: „Mimo ułomności Piłsudski w gruncie rzeczy był człowiekiem religijnym. Utrzymywał jako Naczelnik Państwa na dworze swoim stałego kapelana, który z całą świtą zasiadał do stołu. Zwyczaj ten zachowali prezydenci Rzeczypospolitej, którzy jednak zasiadali do stołu bez świty i kapelana. Piłsudski nakazał cerkiewkę przy placu Łazienkowskim przerobić na kaplicę, gdzie jako Naczelnik Państwa bywał na mszy świętej i słuchał kazań w niedzielę i święta. Potrafił nieraz w kazaniu wysłuchać ostrych upomnień, skierowanych do siebie i do swego otoczenia przez kapelana Tokarzewskiego.[…] Chciano mu zrobić przyjemność i w ołtarzu kaplicy Belwederskiej postanowiono zawiesić obraz św. Józefa, jego patrona. „Nie, nie, rzekł, nie św. Józefa, ale Matkę Boską Ostrobramską”. Wilno, dowiedziawszy się o życzeniu Naczelnika Państwa, przysłało mu obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej, który z wdzięcznością przyjął.

[wyimek]PRZECIW POGARDZIE Myśmy się porywali z motyką na słońce, dmuchali przeciwko wichurze nieufności, pogardy dla tych, co się ważą na tak szalone czyny. Ale jeden tylko strach nas ogarniał, byśmy się nie stali śmiesznymi w historii, aby nie przysporzyć narodowi polskiemu jeszcze jednego upokorzenia.

29 marca 1916, mowa na bankiecie w Krakowie[/wyimek]

Gdy córeczki doszły do wieku, w którym dzieci przystępują do pierwszej spowiedzi i komunii św., kazał je uczyć katechizmu. Obecnością swą uświetnił pierwszą spowiedź i komunię św. Wandy i cieszył się oznakami jej pobożności. Gdy Wanda w jakiś czas potem wyraziła życzenie ponownej spowiedzi, sam ją zaprowadził do kościoła, gdzie ukląkł w ławce i przypatrywał się, jak się spowiadała. Brał udział we wszystkich urzędowych nabożeństwach kościelnych, a osobliwie w procesji Bożego Ciała. Nosił głęboko w sercu żal do księdza, który tłumacząc się względami formalnymi, nie chciał pójść z olejami świętymi do konającej jego matki. To było przyczyną jego niechęci do duchowieństwa.

Kiedy między biskupem polowym a generalicją wynikł spór, czy księża kapelani wojskowi mają chodzić w sutannach czy mundurach, jak to było w Austrii i Niemczech, stanął po stronie biskupa i wyraził życzenie, by kapelani używali stroju kapłańskiego, tylko po czapce oficerskiej miano poznawać jego rangę wojskową. Chętnie zatwierdził regulamin dla duchowieństwa wojskowego przedstawiony mu przez biskupa polowego, chociaż Sztab Generalny chciał go zmodernizować. Ze czcią odnosił się do biskupów, a zwłaszcza do kardynałów i nuncjusza”.

[A. Kakowski, „Z niewoli do niepodległości. Pamiętniki”, Kraków 2000, s. 815 – 816]

[srodtytul]Błogosławieństwo Piusa XI[/srodtytul]

Piłsudski znakomicie zdawał sobie sprawę z roli religii katolickiej. Potwierdzają to liczne wypowiedzi i zapis spotkań z wieloma biskupami. Znamienne są również uwagi o religijności Piłsudskiego zawarte w raporcie E. Pelegrinettiego z misji nuncjusza Rattiego, przyszłego papieża w Polsce, czy uwagi i spostrzeżenia samego Rattiego.

Raport ów nie pozostawia wątpliwości, który z dwóch wielkich polityków: Piłsudski czy Dmowski, cieszył się większym zaufaniem Stolicy Apostolskiej. Możliwe, że doceniono brak ostentacji i rzeczywistą, a nie upolitycznioną, religijność. Zresztą, który z nich skuteczniej mógł bronić cywilizacji i Kościoła przed bolszewicką agresją?

Ratti niejednokrotnie podkreśla wyjątkowy stosunek Piłsudskiego do Matki Boskiej Ostrobramskiej. A na to mamy wiele dodatkowych świadectw. Podczas pobytu Piłsudskiego w Wielkopolsce (10 lipca 1921 r.) kilka osób zaproszonych do surowej salonki Marszałka zauważyło wizerunek Matki Boskiej Ostrobramskiej. Ten ciekawy rys niewątpliwie skomplikowanej osobowości religijnej Piłsudskiego potwierdzają i inne relacje. Pierwszy oficer do zleceń Kazimierz Glabisz tak pisze o podróżach, w których towarzyszył Naczelnikowi: „Wszedłszy do tego starawego wagonu, Marszałek przeważnie najpierw sprawdzał, czy w sypialce nie brak miniaturki Matki Boskiej Ostrobramskiej oraz fotografii ukochanych córeczek: Wandeczki i Jagódki”. Z kolei Jerzy Osmołowski wspomina o jednym z oficerów, który lekceważąco wyraził się o Matce Boskiej Ostrobramskiej i który „…od razu i niezmiernie ostro został skarcony przez Naczelnego Wodza”.

Wyjątkową afektację potwierdza także Wanda Dynowska, która znała go od 1905 roku. W liście do Władysława Poboga-Malinowskiego Dynowska wspomina, że Piłsudski opowiadał jej o pierwszych latach konspiracji, kiedy w Wilnie drukował „Robotnika” i socjalistyczną bibułę. Gdy musiał chwilowo opuścić drukarnię, polecał ją opiece Matki Boskiej Ostrobramskiej i był pewien, że nic złego się nie stanie. „Mam wrażenie, że ze swą istotną, głęboką, ale nie ortodoksyjną religijnością skrywał się również…”. A pisała to założycielka Polskiego Towarzystwa Teozoficznego.

K. Glabisz, „Podróże z Marszałkiem”, „Orzeł Biały”, nr 129 (1276), maj 1975, Londyn; J. Osmołowski, „Wspomnienia z lat 1914 – 1921”, Biblioteka Narodowa, Warszawa, rps 6798, s. 609; list W. Dynowskiej do W. Poboga-Malinowskiego, Madras, 23 października 1958, w: IJP, AOG, Archiwum W. Poboga-Malinowskiego, t. VI/2]

We wtorek 14 marca 1922 kardynał Kakowski wręczył Piłsudskiemu w Belwederze portret papieża Piusa XI: „Przesyłamy naszemu kochanemu Synowi w Chrystusie, Józefowi Piłsudskiemu, Naczelnikowi Państwa Polskiego, błogosławiąc z uczuciem szczególnej i niezmiennej życzliwości Jego i Jego szlachetny i drogi naszemu sercu kraj”.

[srodtytul]Śladem małego kaprala [/srodtytul]

Tak czy inaczej nawet największa religijna afektacja (albo jej przeciwieństwo) nie musi gwarantować formatu męża stanu. Tak jak brak „ziemskiego” czy politycznego przygotowania nie wyklucza, iż mężem stanu może zostać osoba duchowna. Nie brakuje takich przykładów w dziejach, i to nie tylko takich, jak Richelieu czy Talleyrand. Tak więc i Piłsudski pozbawiony istotnych dla Kościoła oraz wiary atrybutów uczynił dla nich więcej aniżeli tabun najbardziej bogobojnych polityków.

Kto wie, czy religijny konterfekt Piłsudskiego w społeczeństwie nie jest repliką czkawki, jaką przeżywali Francuzi. Traktowali małego kaprala Napoleona jako rewolucjonistę i przeciwnika Kościoła, a to przecież on uchronił hierarchię przed wybrykami konstytucji cywilnej kleru okresu wielkiej rewolucji i to on podpisał konkordat, który przetrwał 100 lat, a tym samym obronił Kościół francuski przed rozchełstanym zeświecczeniem życia społecznego. To Napoleon ukrócił uznaniowość udzielania rozwodów, znany jest wreszcie jego pogląd, iż nie można uzasadnić nierówności społecznych bez obecności Kościoła. Tak było i u nas. Rewolucjonista Piłsudski dostrzegał społeczną rolę Kościoła. Mądrzejsza część hierarchii to widziała i w ślad za papieżem doceniała, pozostałej wystarczały gesty i werbalizm przeciwników Piłsudskiego. Do tej pierwszej grupy zaliczał się wspomniany książę biskup Sapieha.

[wyimek]SZAFARSTWO KRWI Byłem ongi naczelnym wodzem Polski w czasie wojny, byłem tym, który szalował krwią waszych najbliższych, których żegnałyście nieraz z trwogą i bojaźnią o ich los. I nieraz, gdy myślałem o tym urzędzie szafarstwa krwi, miałem swoje czarne godziny, które sądzą samego siebie, które szukają gdzieś innego sądu niż swego własnego.

3 lutego 1925 Warszawa, przemówienie na zebraniu Rodziny Wojskowej[/wyimek]

Jeśli więc w XX stuleciu odzyskiwaliśmy niepodległość dwukrotnie, to hetmanem pierwszej był wojskowy, a drugiej duchowny. Łączyła ich ta sama wyobraźnia dotycząca roli tradycji w polskiej myśli politycznej i to samo przekonanie o dziejowej roli Rzeczypospolitej. Papież ujmował to geopolitycznie, domagając się udziału wschodniego płuca w integracji europejskiego kontynentu. Piłsudski natomiast realizował podobny zamysł, wprzęgając w jego realizację projekt federacji na modłę jagiellońską, także opartą na wspólnocie ideałów.

[srodtytul]Przyjdzie jeszcze Twój czas...[/srodtytul]

Tuż po Wrześniu próbowano na Marszałka zrzucić odpowiedzialność za klęskę, ale już podczas okupacji powróciło przekonanie, że gdyby żył Wielki Marszałek, nie doszłoby do upadku Rzeczypospolitej. Jak celnie zauważył Józef Czapski, dla Piłsudskiego ludzie gotowi byli umierać, przy generale Sikorskim chcieli robić kariery.

Najbardziej dobitnie owa różnica unaoczniła się Ferdynandowi Goet-lowi nad grobami katyńskimi. Opisuje swe wrażenia następująco: „Generalskie szlify straciły już swój blask. Ale na płaszczu widniała świeża jeszcze, błękitno-czarna wstążeczka Virtuti Militari z tamtej wojny. I powiedziała nam więcej o tym człowieku, niż mogła powiedzieć jego postać i twarz. Przyklęknąłem i odpiąłem wstążkę, by ją zawieźć do Warszawy. Ktoś za mną odezwał się: »... Na stos... na stos... nasz życia los...«.

Uczułem w sercu straszliwą bezradność i zaraz potem zaciekłość i gniew. Stara pieśń legionowa zabrzmiała mi w duszy gorzką, a zapomnianą prawdę, jak trudno być Polakiem i jak nie sposób Polakiem nie być.

Po powrocie do Warszawy długo patrzałem na podobiznę Marszałka i powtarzałem sobie: przyjdzie jeszcze Twój czas”.

Refleksję Goetla uzupełnijmy wspomnieniami biskupa polowego Józefa Gawliny, który opisując wizytę W. Sikorskiego w jednym z obozów szkoleniowych polskich żołnierzy w Wielkiej Brytanii podczas II wojny światowej, ku konsternacji otoczenia, dla podniesienia ducha zaintonował „Pierwszą Brygadę”.

[J. Gawlina, „Wspomnienia”, gdzie także relacja o audiencji biskupa u Ojca Świętego w 1938 i wypowiedzi papieża o Piłsudskim w samych superlatywach; Ferdynand Goetel, „Wspomnienie o Piłsudskim”, „Wiadomości”, nr 22 (113), Londyn 1948]

Klamry spinające XX wiek

Istotnie! Bez odwołania do Marszałka odzyskanie niepodległości nie byłoby chyba możliwe. Dowodzą tego dzieje polskiego oporu, a można je prześledzić na podstawie stosunku do Piłsudskiego. Łatwo wykazać pewne prawidłowości w postawie zarówno władz komunistycznych, jak i samej opozycji. Otóż władcy Polski Ludowej nie chcieli dopuścić do najmniejszego marginesu swobody w dyskusji nad miejscem Piłsudskiego w naszych dziejach.

Po pierwszym przełomie, w roku 1956, odwilż zatrzymała się na waloryzacji pamięci o Wrześniu i Armii Krajowej. Żołnierzy 1939 roku nobilitowano do grona obrońców ojczyzny, nieświadomych, bo dowodzili nimi sanacyjny pułkownicy. Podobnie zaczęto pisać o konspiracji akowskiej, że byli to szczerzy w swym umiłowaniu polskości żołnierze, nad którymi kontrolę sprawował reakcyjny rząd w Londynie. Z kolei w okresie pierwszej „Solidarności” odgrzebano gen. Sikorskiego, chwaląc go za realizm polityczny i układ z Rosją stalinowską w lipcu 1941 roku. Bo akurat wtedy, w przededniu „Solidarności”, władze kładły niebywale silny nacisk na realizm w ocenie naszego położenia geopolitycznego. Uświadomienie potęgi Rosji miało studzić marzenia. Sikorski był więc użyteczny, ale nie Piłsudski. On pozostał wyzwaniem. Aż do końca PRL!

Był zbyt bezkompromisowy w swym dążeniu do utrzymania niepodległości i nikt nie mógł go posądzić o gotowość do frymarczenia interesami narodowymi. Posiadał też jeden z niewybaczalnych rysów: nie ufał Rosji. On, człowiek lewicy, przez kilkanaście lat przywódca Polskiej Partii Socjalistycznej – pokonał w roku 1920 pierwszą ojczyznę proletariatu. Była to jedyna porażka Armii Czerwonej w całej jej historii. Ani w Moskwie, ani w gierkowskiej nawet Warszawie nie odważono się tego zapomnieć. Taka „zbrodnia” nie ulega zatarciu.

[wyimek]SEN PIĘKNY Z przeżyć moich sięgam do dni największego mojego tryumfu, gdym do Wilna jako zwycięzca wkraczał, gdy przede mną szwadron po bruku podkowami tętnił i gdy wtedy w takt podków śnił mi się dźwięk łańcucha. I gdzieś pod powieką u zwycięzcy łza tęsknoty się zbierała za snami pięknymi niewoli, które Mickiewicza nam dały, za cierpieniami i bólami, za zapachem kwiatów, które kajdany ubierają.

16 listopada 1924 r. Warszawa, „Pierwsze dni Rzeczypospolitej. Wykład drugi”[/wyimek]

Także i opozycja w PRL przeszła interesującą drogę. Zbrojne podziemie lat 1944 – 1956 nie do końca związane było z imieniem gen. Sikorskiego, w istocie było już piłsudczykowskie i antystalinowskie. Stłumienie zbrojnej opozycji oraz powstania węgierskiego 1956 roku otworzyło drogę do powstania koncesjonowanej opozycji, której celem było złagodzenie dolegliwości systemu. Na tej też bazie pojawiła się „Solidarność”, jakkolwiek bardzo szybko przeszła ewolucję w kierunku pełnej suwerenności.

Z drugiej strony analizy historyków i polityków z wielu krajów wskazują na wpływ postawy papieża dla odrodzenia ducha wolności w całej Europie Środkowo-Wschodniej.

[por.: Bernard Lecomte, „Prawda zawsze zwycięży. Jak Papież pokonał komunizm”, Warszawa 2005]

Piłsudski wraz z papieżem, w sposób mniej lub bardziej dla nas świadomy, spinają dzieje XX stulecia. Bo Piłsudski był u steru na początku tego wieku, a papież przy jego końcu i na samym początku następnego.

[srodtytul]Siła magnetyczna iskrząca blaskiem legendy...[/srodtytul]

Realizacja wielkich zamierzeń nie byłaby możliwa bez owej trudnej do zdefiniowania, acz niezbędnej umiejętności gromadzenia wokół siebie ludzi. Żaden wielki ruch społeczny nie mógł się bez tego obejść, żaden polityczny plan nie został zrealizowany. Przechowujemy w pamięci magnetyzm oddziaływania Jana Pawła II udowodniony pod każdą szerokością geograficzną.

Także i Piłsudski miał podobny wpływ na otoczenie. W relacji o wyprawie kijowskiej 1920 roku pisaliśmy już, jak nieprzychylny, bo złożony z arystokratów pułk kawalerii, przeobraził się w jednym momencie w dozgonnych stronników Komendanta. A relacji takich przechowało się dużo więcej.

9 listopada 1928 roku Piłsudski był na premierze filmu „Pan Tadeusz”. Film ten stanowił główny punkt obchodów Święta Niepodległości. Jak relacjonuje w swym „Dzienniku” Anna Iwaszkiewicz, kiedy z ekranu w trakcie projekcji padły słowa „Nam potrzeba wodza Polaka, Jana albo Józefa”, cała sala zatrzęsła się od oklasków. „Obserwowałam na drugich jak w sobie, jak przywykliśmy od tych kilku lat widzieć w Piłsudskim po prostu jakieś wcielenie Polski. Patrząc na film, myślałam o tym, że on właśnie jest tym wszystkim, co Mickiewicz tu przedstawia, ma wszystkie dodatnie i ujemne cechy polskie, począwszy od niebywałej sarmackiej powierzchowności. Irytuje mnie zawsze ten bezkrytyczny, adoracyjny stosunek całej „kliki” piłsudczyków do niego i właściwie ta klika jemu najbardziej szkodzi, ale co do niego samego moje uczucia zmieniły się bardzo od czasów „majowych”. Jednak on jeden ma siłę i umie wszystko trzymać w garści i coś zrobić!!!”.

[A. Iwaszkiewicz, „Dzienniki i wspomnienia”, oprac. P. Kądziela, Warszawa 2000, s. 229 – 230, „Polska Zbrojna”, nr 313, Warszawa 10 listopada 1928; wiele przykładów magnezytu Piłsudskiego w szkicu jego ideowego kontestatora, prof. Janusza Pajewskiego, „Postać dziejowa Józefa Piłsudskiego”, w: „Józef Piłsudski i jego legenda”, Warszawa 1988, s. 20 – 23]

Jeszcze bardziej krytyczny wobec Piłsudskiego Jędrzej Giertych zapisał w jednej ze swych książek. „Jest na ten temat sporo relacji, które, warto by kiedyś zestawić i ogłosić. Ograniczam się tu tylko do przytoczenia słów Kajetana Morawskiego, dyplomaty, byłego wiceministra skarbu i ambasadora. Opisując seanse hipnotyczne, pisze on: „W obu opisanych tu seansach brałem udział tylko jako widz. Wspominałem je jednak nieraz w późniejszym życiu, obserwując wpływ, który nie wahałbym się nazwać magnetycznym, wywieranym przez osobistości tak różne, jak o. Bernard Łubieński z zakonu redemptorystów, Józef Piłsudski, Aristide Briand, Benito Mussolini lub Adolf Hitler.

[…] Trudno zestawiać z Briandem lub z dyktatorami Włoch i Niemiec Józefa Piłsudskiego. […] Był chyba większym od obu (ostatnich) czarodziejem. Iluż znałem ludzi dosłownie przez niego oczarowanych! Nie podzielali jego poglądów, krytykowali jego postępki, potępiali jego wybryki słowne, a nie mogli się oprzeć jego urokowi. Pamiętam jak jeden z moich przyjaciół mawiał mi, że za swego mistrza, za największego w Polsce męża stanu uważa Romana Dmowskiego, ale z Dmowskim chciałby rozmawiać, a Piłsudskiego pocałować w rękę.

Widziałem w roku 1919 hrabiego Jean de Castellane, jak w mundurze oficera francuskiego wybierał się z nieco ironicznym uśmiechem do Belwederu. Francuz, wielki pan, szedł oglądać przywódcę band polskich, po audiencji spotkałem go znowu. Milczał, a gdy nalegałem, powiedział tylko: – Wie pan, gdy ten dziwny człowiek do nas się zwraca, trudno nie stanąć na baczność”.

[J. Giertych, „Józef Piłsudski 1914 – 1919” tom 1, Londyn 1979, s. 137]

„Dyplomaci zagraniczni po przyjęciu przez Naczelnika Państwa wyznawali, że wracali urzeczeni nie potęgą, nie rozumem, lecz Wielkością. Chyba składnikiem tej wielkości była siła magnetyczna, która najbardziej zwykłą i codzienną rozmowę roziskrzała blaskiem legendy, która jednych wiązała na zawsze, a innych odpychała”.

[Kajetan Morawski „Wakacyjne trzy po trzy”, „Wiadomości”. Londyn, 9 listopada 1958]

[srodtytul]Odwołanie do ponadczasowych wartości[/srodtytul]

Piłsudski o lata świetlne wyprzedzał współczesnych mu polityków. W kształtowaniu jego wizerunku w społeczeństwie ważną rolę odgrywały często zwalczające się środowiska, artyści, sportowcy, profesjonaliści wszystkich odcieni. Piłsudski znakomicie komunikował się ze społeczeństwem. Tak jak i nasz papież. Chodzi o umiejętności integracji społeczeństwa wobec określonego programu oraz systemu wartości. Program to niepodległość, system wartości to tradycja i imponderabilia. Wydaje się, że Marszałek zdawał sobie sprawę, że to nie najbardziej nawet liberalny system konstytucyjny czy parlamentarny, ale sprawne państwo, wsparte etosem służby i odwołaniem do wielopokoleniowej tradycji mocniej i szybciej zintegrują społeczeństwo, zapewniając mu trwanie. W przeciwieństwie do wielu polityków zdawał sobie sprawę, że niepodległość nie jest nam dana raz na zawsze.

Nie było też politycznej i społecznej alternatywy dla Piłsudskiego jako przywódcy w wielokulturowym tyglu, jakim była II Rzeczpospolita. Gwarantował bezpieczeństwo także i w tym wymiarze. Wreszcie na popularność w społeczeństwie wpływ mają jego związki z Kresami. Był ich obrońcą i wyzwolicielem, odbudowując związki przerwane zaborami. Zaskarbił sobie autentyczną miłość kresowian przechowaną w najtrudniejszych warunkach i w wiele lat po swym zgonie.

Był politykiem konsekwentnym i skutecznym, realizującym swoje cele mimo częstego braku większości w Sejmie. Na ważną cechę zwraca uwagę Andrzej Nowak, który w znakomitym szkicu poświęconym tradycjom politycznego myślenia trafnie lokalizuje wartości, które w polityce Piłsudskiego są obecne. Pisze tam, że Piłsudski był politykiem, który stawiał społeczeństwu wysokie i odległe zadania zawierające pierwiastki moralne i etyczne, często i gęsto odwołując się do ponadczasowych wartości, a nie do polityki dnia codziennego.

Do zdrowia moralnego odwołuje się w swej kuracji duszy polskiej także i Jan Paweł II. W obu przypadkach łączy ich jeszcze jedna cecha wspólna: zdolność zbudowania pokolenia przełomu, zorientowanego na przyszłość, ale i osadzonego w tradycji. W owej tradycji obaj mężowie stanu poszukiwali inspiracji. Wielki historyk dwudziestolecia, prof. Oskar Halecki (historyk Kościoła, ale i federalista piłsudczyk) gotów był w czasie II wojny udowadniać, że nieszczęścia spadają na Rzeczpospolitą, gdy ta oddala się od swoich korzeni. Piłsudski to doskonale wyczuwał, dla papieża był to niewzruszony kanon.

[srodtytul]Ostrzeżenie zza grobu[/srodtytul]

Trwanie legendy Piłsudskiego nie byłoby możliwe, gdyby nie jej autentyczność. Było w tej legendzie i ziarno przestrogi przed nieuprawnionym czy przedwczesnym zawłaszczeniem. Dotyczyło to nawet bliskich współpracowników.

Można powątpiewać w zdolności mediumistyczne Piłsudskiego, mimo to przywołajmy pewne wydarzenia równające się ostrzeżeniu marszałka Rydza-Śmigłego przed nadciągającą katastrofą wrześniową. Piłsudski miał je przekazać w grudniu 1937 roku za pośrednictwem Walerii Sikorzyny, znanej w owym czasie medium. Na podstawie tej instrukcji Sikorzyna udała się do Sztabu Głównego w Warszawie, żądając widzenia z marszałkiem Śmigłym.

Adiutantowi Śmigłego, który ją w zastępstwie przyjął, opisała dokładnie kierunek przyszłego ataku sił niemieckich, a nawet datę uderzenia. Sikorzyna upierała się, że czyni to wszystko na polecenie Piłsudskiego, nic dziwnego, że traktowano ją z niedowierzaniem jako wariatkę. Sikorzyna przedstawiła na dostarczonej mapie kierunki uderzeń niemieckich, a gdy kpt. Edward Mańkowski zapytał, dlaczego kreśli przebieg konfliktu tak, jakby nie było w ogóle armii polskiej, odpowiedziała, że wojsko polskie odrodzi się dopiero w Rosji.

Przebywając w pokoju Śmigłego, Sikorzyna zapytała nawet, gdzie znajduje się popiersie Piłsudskiego (usunięte, jak się okazuje, tuż przed jej przyjazdem). Przewidziała także, że na miejscu, gdzie znajdował się portret Piłsudskiego, zawiśnie na jakiś czas podobizna Stalina.

Wizyta Walerii Sikorzyny w Sztabie miała miejsce 13 stycznia 1938 roku. Jeszcze w 1939 roku przesłała ona list z ponownym ostrzeżeniem dla Śmigłego, do którego załączyła także dwie obrączki ślubne na Fundusz Obrony Narodowej. Charakterystyczne, że Sikorzyna spotkała w 1944 roku Mańkowskiego w Palestynie. Potwierdził on pisemnie opisywane wydarzenia. Zresztą relację o ostrzeżeniu Sikorzyny wraz z potwierdzeniem kierunków uderzeń niemieckich i daty wybuchu wojny potwierdzili w osobnych oświadczeniach płk E. Czaruk, były zastępca komendanta Obrony Warszawy, i płk Marian Hekermer.

[W. Korabiewicz, [„Serce w dłoniach. Opowieść biograficzna o Walerii Sikorzynie”, Londyn 1984, s. 40 – 41, 85, 120 – 122]

Nie musimy udowadniać, że opisane wydarzenia istotnie miały miejsce. Przytaczamy je raczej dlatego, aby dowieść, jak głęboko naszą świadomość przeorało przeświadczenie, że pozostaje on niezastąpionym strażnikiem naszej suwerenności.

[srodtytul]Jan Paweł II: – Przechowajcie to dziedzictwo![/srodtytul]

Bruno Schulz napisał: „Mit Piłsudskiego gotowy był już za jego życia. Wisiał nie uformowany w powietrzu, wchodził i wychodził z oddechem piersi. Był to mit potencjalny, mit żywioł, sama nie uformowana dynamika wielkiej legendy. Błyskawice z tej chmury przewijały się zygzakami to tu, to tam, ale nikogo nie stać było na to, by wyspowiadać tę chmurę, skroplić jej bezimienną elektryczność, wycisnąć z niej meritum dziejowe...”.

[Bruno Schulz, „Powstają legendy. Trzy szkice wokół Piłsudskiego”, Kraków 1993, s. 29.]

Mit ten był zjawiskiem niewymuszonym, powszechnym i rzeczywiście głębokim. Nie zasługuje nań żadna udawana wielkość, nie wygeneruje go mistrz public relations ani płatne media.

Bezlitośnie i sprawiedliwie zweryfikowała go historia.

Oto, co o niej mówił Jan Paweł II: „Moi drodzy, te słowa mówi do was człowiek, który swoją duchową formację zawdzięcza od początku polskiej kulturze […] – polskiej historii, polskim tradycjom chrześcijańskim, polskim szkołom, polskim uniwersytetom. Mówiąc do was, młodych, w ten sposób, pragnę przede wszystkim spłacić dług, jaki zaciągnąłem wobec tego wspaniałego dziedzictwa ducha, jakie zaczęło się od »Bogurodzicy«. […] I proszę was: Pozostańcie wierni temu dziedzictwu! Uczyńcie je podstawą swojego wychowania! Uczyńcie je przedmiotem szlachetnej dumy! Przechowajcie to dziedzictwo! Pomnóżcie to dziedzictwo!

Przekażcie je następnym pokoleniom!”.

[J. Paweł II, Do młodzieży, Gniezno – Wzgórze Lecha, 3 czerwca 1979 r., w: „Jan Paweł II Nauczanie społeczne. Pielgrzymka do Polski 1979”, Warszawa 1982, s. 41]

Janusz Cisek - [link=http://www.januszcisek.pl]www.januszcisek.pl[/link]

[mail=jcisek@muzeumwp.pl]jcisek@muzeumwp.pl[/mail]

dyrektor Muzeum Wojska Polskiego. W latach 90. dyrektor Instytutu Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku. Autor m.in. „Kalendarium życia Józefa Piłsudskiego” (wspólnie z Wacławem Jędrzejewiczem) oraz albumu „Józef Piłsudski”. Profesor w Instytucie Europeistyki UJ

Obu wielkich ludzi dzieli bardzo wiele, równie dużo łączy. Najważniejsze, że obaj stali u kolebki podwójnego odzyskania niepodległości: pierwszy w latach 1918 – 1920, drugi jako ojciec chrzestny „Solidarności”. Nawet najbardziej uprzedzony polemista przyzna w końcu, że wolnej Polski bez Piłsudskiego i Jana Pawła II by nie było.

Z równie dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że politycy w Wersalu (1919) postawili na odbudowę naszej państwowości, ale przy okazji chcieli (częściowo nieświadomie) bardzo ją okaleczyć. Na zachodzie odebraniem Śląska, na północy Gdańska, na wschodzie linią Curzona. Nawet tak okrojonego terytorium nie miałby kto bronić. Z pewnością nie uczyniliby tego Francuzi, a tym bardziej Anglicy. A bez Piłsudskiego nie byłoby w kraju dostatecznego autorytetu, aby zapełnić wojskowe szeregi i skutecznie dowodzić. Mogliśmy niepodległość odzyskać i niemal natychmiast ją stracić. Tak jak w ostatecznym rozrachunku stało się z Ukrainą.

Pozostało 97% artykułu
Historia
Zaprzeczał zbrodniom nazistów. Prokurator skierował akt oskarżenia
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity od Citibanku można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Historia
Krzysztof Kowalski: Kurz igrzysk paraolimpijskich opadł. Jak w przeszłości traktowano osoby niepełnosprawne
Historia
Kim byli pierwsi polscy partyzanci?
Historia
Generalne Gubernatorstwo – kolonialne zaplecze Niemiec
Materiał Promocyjny
Sieć T-Mobile Polska nagrodzona przez użytkowników w prestiżowym rankingu
Historia
Tysiąc lat polskiej uczty