Reklama
Rozwiń
Reklama

Ręczne karabiny maszynowe

Zbrojownia tamtych lat

Publikacja: 14.10.2009 11:55

Por. Leopold Lis-Kula prowadzi kontrnatarcie w kulminacyjnym momencie bitwy pod Kostiuchnówką

Por. Leopold Lis-Kula prowadzi kontrnatarcie w kulminacyjnym momencie bitwy pod Kostiuchnówką

Foto: Rzeczpospolita, MS Marek Szyszko

Śmiercionośną skuteczność ciężkich karabinów maszynowych podczas I wojny światowej mocno ograniczał ich ciężar, sprowadzając je głównie do roli defensywnej. O tym, że karabiny maszynowe znakomicie sprawdzają się w ataku, przekonała wojna rosyjsko-japońska, gdzie atakujących żołnierzy cesarskich wspierały kroczące za nimi cekaemy strzelające ponad głowami ogniem pośrednim. Podobnie starali się czynić Niemcy na początku I wojny światowej. Ze względu jednak na gabaryty, a zwłaszcza kłopotliwą, ciężką podstawę, takie wykorzystanie cekaemów było wyjątkowo niewygodne. Poza tym istniał problem ciągłego uzupełniania wody w chłodnicach – jedynie francuski hotchkiss chłodzony był powietrzem, co w warunkach frontowych nie zawsze było możliwe (z braku wody często oddawano mocz do cylindrów).

Wszystko uległo zmianie z chwilą upowszechnienia się na polu walki ręcznych i lekkich karabinów maszynowych, które ogień automatyczny uczyniły znacznie mobilniejszym. Dały one niespotykaną siłę ognia nacierającej piechocie i umożliwiły efektywną obronę dopiero co zajętych pozycji wroga. Okazały się doskonałym orężem zwalczającym stanowiska ciężkich karabinów maszynowych.

Inauguracja jednego z najsłynniejszych erkaemów w historii – Chauchat wz. 15 kal. 8 mm (Fusil Mitrailler CSRG Mle1915) – nastąpiła podczas ofensywy nad Sommą. Francuska broń, chociaż przez wielu uznawana za najgorszy karabin maszynowy wszech czasów, bez wątpienia zapewniła Francuzom, a potem także Amerykanom, którzy ją zaadaptowali, znaczną przewagę. Chociaż chauchat, działający na zasadzie długiego odrzutu lufy, był kapryśny i opracowany w wielkim pośpiechu, miał jedną zasadniczą zaletę – niewielką wagę; dzięki temu mógł się nim posługiwać jeden żołnierz (chociaż sekcja rkm liczyła dwóch), w dodatku prowadząc ogień nawet w ruchu. Karabin zasilany był z półkolistego pudełkowego magazynka z 20 nabojami.

Anglicy wprowadzili na uzbrojenie znacznie efektywniejszą broń – erkaem Lewis, który działał na zasadzie odprowadzania gazów prochowych przez boczny otwór w lufie i zasilany był z bębnowego magazynka mieszącego 47 nabojów. Oba karabiny – francuski i angielski – chłodzone były powietrzem i zaopatrzone w dwójnóg, pierwszy ważył ok. 9 kg, drugi 12 kg.

Zalety takiej broni docenili także Niemcy, nie stworzyli jednak niczego rewolucyjnego i poprzestali na odchudzeniu swojego ciężkiego karabinu maszynowego – Maxima MG 08. Tak powstał lekki karabin maszynowy MG 08/15 kal. 7,92 mm. Konstrukcja uległa bardzo niewielkim zmianom, po prostu dodano drewnianą kolbę, a prawie 40-kg podstawę saneczkową zastąpiono dwójnogiem. Sposób chłodzenia pozostał bez zmian – do cylindra trzeba było wlewać 4 litry wody, zrezygnowano natomiast z pompki, która utrzymywała wodę w ruchu, zapewniając tym samym lepsze chłodzenie. Aby umożliwić stosowanie broni podczas ruchu, taśmę nabojową schowano do dołączanego z prawej strony cylindrycznego zasobnika, poza tym dodano pas nośny. Ilość maximów 08/15 stopniowo wzrastała, pod koniec wojny przypadało ich już sześć na kompanię piechoty. Elkaem 08/15 pozostał ciężki – około 20 kg wraz z wodą – i bardzo niewygodny. Nic przeto dziwnego, że wojacy kajzera bardzo chętnie wykorzystywali zdobyczne alianckie erkaemy, wydając nawet specjalne instrukcje zawierające wskazówki odnośnie do działania i użytkowania.

Reklama
Reklama

[i]Michał Mackiewicz, pracownik naukowy Muzeum Wojska Polskiego [/i]

Śmiercionośną skuteczność ciężkich karabinów maszynowych podczas I wojny światowej mocno ograniczał ich ciężar, sprowadzając je głównie do roli defensywnej. O tym, że karabiny maszynowe znakomicie sprawdzają się w ataku, przekonała wojna rosyjsko-japońska, gdzie atakujących żołnierzy cesarskich wspierały kroczące za nimi cekaemy strzelające ponad głowami ogniem pośrednim. Podobnie starali się czynić Niemcy na początku I wojny światowej. Ze względu jednak na gabaryty, a zwłaszcza kłopotliwą, ciężką podstawę, takie wykorzystanie cekaemów było wyjątkowo niewygodne. Poza tym istniał problem ciągłego uzupełniania wody w chłodnicach – jedynie francuski hotchkiss chłodzony był powietrzem, co w warunkach frontowych nie zawsze było możliwe (z braku wody często oddawano mocz do cylindrów).

Reklama
Historia
Wielkie Muzeum Egipskie otwarte dla zwiedzających. Po 20 latach budowy
Materiał Promocyjny
Czy polskie banki zbudują wspólne AI? Eksperci widzą potencjał, ale też bariery
Historia
Kongres Przyszłości Narodowej
Historia
Prawdziwa historia agentki Krystyny Skarbek. Nie była polską agentką
Historia
Niezależne Zrzeszenie Studentów świętuje 45. rocznicę powstania
Materiał Promocyjny
Urząd Patentowy teraz bardziej internetowy
Historia
Którędy Niemcy prowadzili Żydów na śmierć w Treblince
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama