Kostiuchnówka? Jaka śmieszna nazwa! To chyba gdzieś za Bugiem? Bitwa? Jaka bitwa, kiedy, z kim? – takie mniej więcej pytania zadawali nam koledzy z redakcji, gdy ponad trzy lata temu pierwszy raz pisaliśmy o tej batalii w cyklu „Zwycięstwa oręża polskiego”. To oczywiście efekt – bardzo konsekwentnej i skutecznej, jak się okazuje – indoktrynacji komunistycznej, polegającej także na skrupulatnym przemilczaniu tradycji legionowej z okresu I wojny światowej. Czyli tego, co utrwalało pamięć o Józefie Piłsudskim i kojarzyło jego imię z narodową chwałą.
Zauważmy, że właśnie w tej największej bitwie Legionów dowodził on osobiście, wykazując rozwagę i męstwo w najbardziej dramatycznych momentach, budząc podziw i jeszcze większe przywiązanie wiernych mu podkomendnych. Boje toczyły się też w punkcie zwanym Redutą Piłsudskiego, więc choćby i z tego względu opis walk nie mógłby pominąć nienawistnego dla Moskwy nazwiska. Większą batalię w polu Polacy stoczyli poprzednio 85 lat wcześniej, w maju 1831 roku pod Ostrołęką. Także z Rosjanami zresztą.
Na pułki legionowe spada pod Kostiuchnówką uderzenie rozpoczętej przez Brusiłowa ofensywy, która ma odwrócić losy wojny na froncie wschodnim. To ostatnia z wielkich kampanii przedsięwziętych przez Rosjan, kiedy udało im się zgromadzić ogromna liczbę ludzi i sprzętu oraz wykrzesać autentyczny zapał w przegrywającej na ogół dotąd, źle zaopatrzonej, trapionej głodem i chorobami armii. Na odcinku Legionów Rosjanie dysponowali przewagą w stosunku cztery do jednego. Jak zwykle w tej wojnie sąsiednie oddziały nie wytrzymały ataku; uciekli również bitni zazwyczaj węgierscy honwedzi (żołnierze obrony krajowej królestwa Węgier). Wielu padło wrogów, wielu także legionistów. Ale polska formacja pozostała zwarta.
Zauważmy też, że z Kostiuchnówką wiąże się nie tylko wojenne dokonanie Komendanta, ale też dalsze jego działanie godne prawdziwego męża stanu. Oto doprowadził do sytuacji, w której polski żołnierz czynem udowodnił prawo do ojczyzny, ale dalej jego ofiarności – w niemieckim głównie interesie – wykorzystywać nie pozwolił. Prawdziwy przyszły wódz naczelny.
Maciej Rosalak